Witam. Jak widzicie jestem tu nowa. Po długich namysłach oraz kłotniach z rodzicami, przyjaciółmi oraz z najwiekszym sensem mojego życia- z moim chłopakiem Adamem postanowiłam wejść na forum oraz umieścić swój temat. Mam na imie Julka i w styczniu skończe 18 lat. Przede mną od września klasa maturalna. Chce się dostać na medycynę do Warszawy... Mam piękne plany... Lecz mogę nie zrealizować ich bo mam problem, który się zaczął podobno ( tak mi mówią bo sama jeszcze do końca nie moge przyjąć do wiadomości ) 6 miesięcy temu. Spróbuję napisać w skrócie i proszę o wyrozumiałość oraz nie wypisywać mi, że jestem pusta, głupia czy co... bo nie chce tego czytać.. Chcę otrzymać normalną odpowiedź. Moja psychika siada i prosze o wasze normalne odpowiedzi.
Od pażdziernika 2005 roku o stycznia 2006 bardzo przytyłam. Nigdy nie byłam osobą bardzo chudą. Byłam soebie jak to mówią " O taka se". Lecz w ciagu tamtych 4 miesięcy bardzo przytyłam. 1 stycznia ważyłam 63.6 kg na 163 cm. Czułam się z tym źle. Rodzina bardzo wypominała mi to, że muszę się za siebie wziąść i żebym zaczeła wreszcie jakąś dietę. Miałam wiele diet... I tak do maja... Chudłam, tyłam, chudłam, tyłam... W maju ważyłam około 58 kg. Zaczełam się głodzić... Potrafiłam nie jesć nawet 5 dni.. Owszem byłam słaba ale od razu waga wskazywała o wiele mniej... Jednak i to było na chwilę bo znowu tyłam... MImo to cały czas na diecie... czasme jadłam tylko sałatkę, czasme nic a czasem pizze... jednak we wsyztkim zaczełam widziec kalorie... wyrzuty sumienia .. to cos strasznego... Odchudzałam się dalej... Bardzo ćwiczyłam a kazdy posiłek musiałam spalić... byłam wykonczona ale to dawało rezultaty...Na początku lipca wyjechałam do Bułgarii... Tam jadłam tylko arbuzy i jedna sąłatkę dziennie- koło godizny 17... Wciaż chodziłam głodna... Ale udało sie... Przyjechałam 31 licpa z waga 46 kg... Chcę ważyć 42. Wciąż jestem na diecie... jem bardzo mało i tylko owoce... po których czasem wymuszam wymioty bo mam wyrzuty sumienia, że zjadłam..... CZesto nie jem nic bo nie czuje głodu... ( chłopak twredzi ze soebie to wmiawiam).
Adam twredzi, że to anoreksja mnie dopadła... Wciąż się kłócimy o to... NIby chcę walczyć z tym co teraz wyprawiam ale chce tylko przy nim zeby mi dał siwety spokoj.. Ja chce wazyć wciąż mniej... We wszystkim widze kalorie a gdy przychodiz mi zjesc cos bo mi rodizce wpychaja serce m isie kraja ile to ma kalorii... Wciąż patrez na brzuch... chciałabym żeby był o wiele chudszy... Nogi tez sa grube... Czemu Adam nie moze zrozumiec ze chce jeszcze schudnac tylko ?? 42 kg i dma soebie spokój!! Adam sie upiera, że to choroba... ale naparwde to tylko dieta!! Owszem nie potrafie przestać ... ale dlaczego? bo nie chce ! Jak bede chciala pzrestane a jak schudne do 42 przestane... Mój konflikt z chłopakiem jest coraz wiekszy... Wszytskiego sie czepia... MUszę okłamywać go ze jadłam mimo iż nie jem... BO chce schudnąć !! Jak mi przychodiz zjeśc to łzy mi leca bo przytyje a nie moge !! Tak wszscy mi mówia ze schudlam ! Nawet nie wiecie jak miło m itego słuchac !! I nie rozumiem jak moze Adam mowic ze to anoreksja!! Nie moge tego zniesć !! Przecież ja sie tylko odchudzam!... Bede wazyć 42 i dam soebie spokój...
Co robic?? Nie chce Adama stracić bo jest wsyztkicm dla mnie ale ja tez nie chce jesc bo przytyje a ja chce schudnąć!! NIe jestem chora... Jak wy\bić mu to do głowy że nie jestem chora??? ON sie strasznie złości!! Twredzi ze damy rade i wogole a ja glupia musze udawac ze tak damy damy, wyzdrowieje... ale nie chce juz tak mowic bo nie jestem... NIe jestem Anorektyczka .. przecież sa chudsze...
pomóżcie...