SubZero
Nowicjusz
Witam, nie owijajac w bawelne przejde o razu do rzeczy:
Mam zone od 4 lat... mialy byc dzieci i wszystko pieknie, tyle, ze...
najpierw byla wymowka: zrobie doktorat i dopiero wtedy... doktarat czeka do tej pory i nic.
potem: jak bedziemy mieli wlasne lokum, bo nie chce zeby mi tesciowa lub matka wychowywala dzieci... wybudowalismy dom i mieszkamy w nim od roku... i nic...
po niciskach z mojej strony odstawila pigulki ale: poszla do lekarza i okazalo sie ze ma jakies tam dolegliwosci odnosnie krwi i serca wiec odstawiamy seks bo nie wiadomo co by bylo... (w necie naczytalem sie, ze dziewczyny z takimi dolegliwosciami bez problemu maja dzieci, tyle, ze pod stala kontrola lekarza podczas ciazy) - czyli nadal nic...
ona ma 31 ja 29, jestesmy, jakby to mozna powiedziec, "dobrze sytuowani" ale co z tego...
dla mnie rodzina to nie dwan dragi spiace razem
tak dzieje sie od poczatku az do tej pory - czuje, ze juz nie kocham zony i po wielu rozmowach, a w zasadzie moich monologach, przestalem miec chec na posiadanie z nia dzieci
...to nie koniec...
niegdy nie wirzylem w milosc od pierwszego wejrzenia ale stalo sie - dopadlo mnie...
poznalem kobiete... bawilismy sie swietnie, dzien po "imprezie" na ktorej sie spotkalismy spedzilismy razem
dowiedzialem sie, ze ona tez jest w zwiazku i akurat byla "poklocona"... zakochalem sie... w niej... w jej sposobie bycia... w jej glosie... we wszystkim czym jest...
dzwonilismy do siebie czesto, nawet bardzo - fruwalem pod sufit jak motyl
czulem, ze ona czuje to samo, szczergolnie, ze niektore zdania, ktore wypowiadala brzmily jednoznacznie...
...niestety dla mnie, albo "stety" z punktu widzenia jej szczescia,m bo w milosci chodzi chyba o to aby chciec szczescia dla drugiej-kochanej osoby, pogodzila sie ze swoim "chlopakiem"...
nadal czesto do siebie dzwonimy, ja nadal jestem zakochany i nie potrafie przestac o niej myslec, lecz wydaje mi sie, ze jej juz minelo albo... nie wiem co... unika tematu spotkania... wydaje mi sie, ze wie co dzialoby sie, gdybysmy spotkali sie sam na sam...
mamy wspolnych znajomych, ktory mowia mi, ze w jej przypadku to nie moze byc milosc do tego drugiego - predzej przyzwyczajenie...
wszystkiego tu nie ujalem, bo sie nie da... historia jak kazda inna potrzeba by napisac ksiazke...
co robic? co myslec?
prosze, napiszcie co sadzicie, kazda rada, komentarz mile widziane, bo mimo, ze jestem juz prawie 30-latkiem, ale jakos nie potrafie sobie z tym poradzic...
Mam zone od 4 lat... mialy byc dzieci i wszystko pieknie, tyle, ze...
najpierw byla wymowka: zrobie doktorat i dopiero wtedy... doktarat czeka do tej pory i nic.
potem: jak bedziemy mieli wlasne lokum, bo nie chce zeby mi tesciowa lub matka wychowywala dzieci... wybudowalismy dom i mieszkamy w nim od roku... i nic...
po niciskach z mojej strony odstawila pigulki ale: poszla do lekarza i okazalo sie ze ma jakies tam dolegliwosci odnosnie krwi i serca wiec odstawiamy seks bo nie wiadomo co by bylo... (w necie naczytalem sie, ze dziewczyny z takimi dolegliwosciami bez problemu maja dzieci, tyle, ze pod stala kontrola lekarza podczas ciazy) - czyli nadal nic...
ona ma 31 ja 29, jestesmy, jakby to mozna powiedziec, "dobrze sytuowani" ale co z tego...
dla mnie rodzina to nie dwan dragi spiace razem
tak dzieje sie od poczatku az do tej pory - czuje, ze juz nie kocham zony i po wielu rozmowach, a w zasadzie moich monologach, przestalem miec chec na posiadanie z nia dzieci
...to nie koniec...
niegdy nie wirzylem w milosc od pierwszego wejrzenia ale stalo sie - dopadlo mnie...
poznalem kobiete... bawilismy sie swietnie, dzien po "imprezie" na ktorej sie spotkalismy spedzilismy razem
dowiedzialem sie, ze ona tez jest w zwiazku i akurat byla "poklocona"... zakochalem sie... w niej... w jej sposobie bycia... w jej glosie... we wszystkim czym jest...
dzwonilismy do siebie czesto, nawet bardzo - fruwalem pod sufit jak motyl
czulem, ze ona czuje to samo, szczergolnie, ze niektore zdania, ktore wypowiadala brzmily jednoznacznie...
...niestety dla mnie, albo "stety" z punktu widzenia jej szczescia,m bo w milosci chodzi chyba o to aby chciec szczescia dla drugiej-kochanej osoby, pogodzila sie ze swoim "chlopakiem"...
nadal czesto do siebie dzwonimy, ja nadal jestem zakochany i nie potrafie przestac o niej myslec, lecz wydaje mi sie, ze jej juz minelo albo... nie wiem co... unika tematu spotkania... wydaje mi sie, ze wie co dzialoby sie, gdybysmy spotkali sie sam na sam...
mamy wspolnych znajomych, ktory mowia mi, ze w jej przypadku to nie moze byc milosc do tego drugiego - predzej przyzwyczajenie...
wszystkiego tu nie ujalem, bo sie nie da... historia jak kazda inna potrzeba by napisac ksiazke...
co robic? co myslec?
prosze, napiszcie co sadzicie, kazda rada, komentarz mile widziane, bo mimo, ze jestem juz prawie 30-latkiem, ale jakos nie potrafie sobie z tym poradzic...