Chodzę do studium i mamy tam bardzo nieciekawego nauczyciela. Na początku wydawał się ok, ale czym dłużej mamy z nim zajęcia tym jest gorzej. Zaczęło się od tego, że nazwał nas brudasami przy 2 grupie i zaczął rozpowiadać do innych nauczycieli, że od nas śmierdzi. Zacznijmy od tego, że zajęcia z nim mieliśmy po WFie a w szkole nie ma nawet gdzie się przemyć. Poza tym jak ma z tym problem to powinien iść z tym najpierw do nas a nie rozpowiadać nie wiadomo co do innych. Później nie wiadomo dlaczego przyczepił się do mnie. Przyszedłem na pokaz (na drzwiach otwartych) z kolegą, ponieważ występowało tam dużo naszych znajomych to powiedział do nas tak (Specjalnie stosuję cenzurę):
"Co wy k** tutaj robicie. Szkołę sobie wybieracie? Nie Wk** mnie bo i tak jestem wk**". Później stanęliśmy sobie przy drzwiach to specjalnie do nas wyszedł, żeby nam powiedzieć, że jesteśmy jacyś nienormalni i po co tutaj przyszliśmy. Powiedziałem, że na pokaz i wrócił na salę. Zacznijmy od tego, że mijała nas dyrektorka, kilku innych nauczycieli i nikt nie zwrócił nam uwagi. Poza tym było dużo osób z innych klas. Nie raz przy innych okazjach powiedział, że jestem ograniczony, itp.
Jeżeli mamy sprawdzian (taki w którym każdy ma inne pytanie) to ja zawsze dostaję najtrudniejsze. Przykładowo: podczas jednego sprawdzianu jeden miał opisać tworzenie folderów (i bardzo go chwalił, że to dokładnie opisał), reszta miała niewiele trudniejsze pytania a ja... jak zaplanować tworzenie cotygodniowej kopii całego systemu. Tzn. żeby kopia była wykonywania automatycznie. Nie mieliśmy dostępu do komputera i z głowy mieliśmy wymyślić co po kolei trzeba klikać, Natomiast kiedyś mieliśmy takie zadanie: byliśmy podzieleni na 2 grupy. Każda z grup miała do dyspozycji jeden komputer i mieliśmy się do siebie włamać. Grupa która się włamie ma dostać 5. Co prawda trudno to nazwać włamaniem (wysłaliśmy netsenda), ale powiedział, że nam zalicza i dostaniemy 5. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy, że jego syn 6-letni mógłby się tak włamać, itp. Tą 5 wstawiał mi 2 miechy bo nigdy nie miał dziennika,a le to nie jest ważne. Później powiedział, że nie pokaże nam jak powinniśmy się włamać, ponieważ to jest niezgodne z prawem(!). Kazałem mu powiedzieć w takim razie jak to zrobić. Po jego tłumaczeniach doszedłem do wniosku, że nie tylko nie ma pojęcia jak to zrobić, ale także ma ogromne braki co później się potwierdziło, kiedy powiedział, że obsługiwana ilość ramu zależy tylko i wyłącznie od płyty głównej a nie od systemu operacyjnego. Inni nauczyciele się mylą, ludzie z Microsoftu się mylą, redaktorzy z gazety komputerowej (chyba CHIP) się mylą. On jeden ma rację. A to jest coś co wiedzą prawie wszyscy jego uczniowie. Windows 32-bitowy jest w stanie obsłużyć ~3GB ramu i kropka.
Poza tym nie nauczył nam dosłownie niczego. Zadaje nam co mamy zrobić i wychodzi na zaplecze gadać z innymi nauczycielami.
Ja jako jedyny zacząłem mu się stawiać i dlatego tak mnie traktuje. Nawet podczas ostatnich zajęć zacząłem się z nim kłócić. Myślałem, że dam mu w pysk - zaczął po mnie jeździć. Na szczęście nie przekroczyłem granicy. Kiedy powiedział, że jest mądry to powiedziałem, ze od cholery i prawie powiedziałem więcej, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem mu dawać jakiegokolwiek argumentu przy rozmowie z dyrektorką. I tak dostałem kosę za to że odmówiłem wykonywania jego poleceń. I możliwe, że tutaj sam się wkopał. Dlatego, że spóźniłem się razem z kilkoma kumplami. Już po lekcjach powiedział, że mamy nieobecność i poleciała mu ręka przez co wstawił nam nieobecność na obu godzinach. Z tego co wiem nie ma prawa wstawić mi oceny na lekcji na której mam nieobecność.
Mógłbym dawać jeszcze więcej przykładów, ale nie chcę was zanudzać. Interesuje mnie tylko jakie grożą mu konsekwencje i czy można byłoby go za podobne zachowanie zwolnić z pracy.
"Co wy k** tutaj robicie. Szkołę sobie wybieracie? Nie Wk** mnie bo i tak jestem wk**". Później stanęliśmy sobie przy drzwiach to specjalnie do nas wyszedł, żeby nam powiedzieć, że jesteśmy jacyś nienormalni i po co tutaj przyszliśmy. Powiedziałem, że na pokaz i wrócił na salę. Zacznijmy od tego, że mijała nas dyrektorka, kilku innych nauczycieli i nikt nie zwrócił nam uwagi. Poza tym było dużo osób z innych klas. Nie raz przy innych okazjach powiedział, że jestem ograniczony, itp.
Jeżeli mamy sprawdzian (taki w którym każdy ma inne pytanie) to ja zawsze dostaję najtrudniejsze. Przykładowo: podczas jednego sprawdzianu jeden miał opisać tworzenie folderów (i bardzo go chwalił, że to dokładnie opisał), reszta miała niewiele trudniejsze pytania a ja... jak zaplanować tworzenie cotygodniowej kopii całego systemu. Tzn. żeby kopia była wykonywania automatycznie. Nie mieliśmy dostępu do komputera i z głowy mieliśmy wymyślić co po kolei trzeba klikać, Natomiast kiedyś mieliśmy takie zadanie: byliśmy podzieleni na 2 grupy. Każda z grup miała do dyspozycji jeden komputer i mieliśmy się do siebie włamać. Grupa która się włamie ma dostać 5. Co prawda trudno to nazwać włamaniem (wysłaliśmy netsenda), ale powiedział, że nam zalicza i dostaniemy 5. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy, że jego syn 6-letni mógłby się tak włamać, itp. Tą 5 wstawiał mi 2 miechy bo nigdy nie miał dziennika,a le to nie jest ważne. Później powiedział, że nie pokaże nam jak powinniśmy się włamać, ponieważ to jest niezgodne z prawem(!). Kazałem mu powiedzieć w takim razie jak to zrobić. Po jego tłumaczeniach doszedłem do wniosku, że nie tylko nie ma pojęcia jak to zrobić, ale także ma ogromne braki co później się potwierdziło, kiedy powiedział, że obsługiwana ilość ramu zależy tylko i wyłącznie od płyty głównej a nie od systemu operacyjnego. Inni nauczyciele się mylą, ludzie z Microsoftu się mylą, redaktorzy z gazety komputerowej (chyba CHIP) się mylą. On jeden ma rację. A to jest coś co wiedzą prawie wszyscy jego uczniowie. Windows 32-bitowy jest w stanie obsłużyć ~3GB ramu i kropka.
Poza tym nie nauczył nam dosłownie niczego. Zadaje nam co mamy zrobić i wychodzi na zaplecze gadać z innymi nauczycielami.
Ja jako jedyny zacząłem mu się stawiać i dlatego tak mnie traktuje. Nawet podczas ostatnich zajęć zacząłem się z nim kłócić. Myślałem, że dam mu w pysk - zaczął po mnie jeździć. Na szczęście nie przekroczyłem granicy. Kiedy powiedział, że jest mądry to powiedziałem, ze od cholery i prawie powiedziałem więcej, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem mu dawać jakiegokolwiek argumentu przy rozmowie z dyrektorką. I tak dostałem kosę za to że odmówiłem wykonywania jego poleceń. I możliwe, że tutaj sam się wkopał. Dlatego, że spóźniłem się razem z kilkoma kumplami. Już po lekcjach powiedział, że mamy nieobecność i poleciała mu ręka przez co wstawił nam nieobecność na obu godzinach. Z tego co wiem nie ma prawa wstawić mi oceny na lekcji na której mam nieobecność.
Mógłbym dawać jeszcze więcej przykładów, ale nie chcę was zanudzać. Interesuje mnie tylko jakie grożą mu konsekwencje i czy można byłoby go za podobne zachowanie zwolnić z pracy.