Wstaje i patrze za okno,
Na przyrode, na ludzi,
Jak w deszczu twarze mokną,
A ręce parasol trudzi.
Wstaje i idę na balkon,
Tu... Tylko martwe garaże...
Jakiś biedak idzie z pralką,
Tu... Tu są inne twarze...
Wstaję i patrzę przed siebie...
Jak najdalej w przyszłość,
Aż po wieczne życie w niebie,
Bo w piekle było by przykro...
Wstaję i patrzę za siebie...
Jak daleko tylko zdołam...
Widzę chłopca... W piaskownicy grzebie...
Ciekawe czy w życiu podoła...
Wstaję i patrzę na bliskich,
Omijam wzrokiem tych fałszywych,
Omijam dwulicowych wszystkich,
Co niosą krzyż krzywy...
Wstaję i patrzę na zegar...
Każda sekunda tak bezlitosna...
Czy leżę, śpię, czy biegam,
Nieunikniona kolejna wiosna...
Wstaję i patrzę na cmentarz,
Gdyż w końcu wiosny się skończą,
Patrzę, na ten krzyż z pręta...
Te krzyże wszystkich połączą...
Wstaję i patrze na biednych,
Na ludzi targających wózki złomu,
Bogaci z nich szydzą... Są wredni...
Żaden nie słyszy: pomóż...
Wstaję i patrzę na milionerów,
Którzy chleb psu dadzą wczorajszy,
To właśnie oni są blizsi zeru...
Nie powiedzą Dzień Dobry, choć biedak ten starszy...
Siadam i patrzę na świat...
Świat przepychu i pieniędzy,
Biedakowi wystarczy kwiat...
Bogaty szydzi z nędzy...
Na przyrode, na ludzi,
Jak w deszczu twarze mokną,
A ręce parasol trudzi.
Wstaje i idę na balkon,
Tu... Tylko martwe garaże...
Jakiś biedak idzie z pralką,
Tu... Tu są inne twarze...
Wstaję i patrzę przed siebie...
Jak najdalej w przyszłość,
Aż po wieczne życie w niebie,
Bo w piekle było by przykro...
Wstaję i patrzę za siebie...
Jak daleko tylko zdołam...
Widzę chłopca... W piaskownicy grzebie...
Ciekawe czy w życiu podoła...
Wstaję i patrzę na bliskich,
Omijam wzrokiem tych fałszywych,
Omijam dwulicowych wszystkich,
Co niosą krzyż krzywy...
Wstaję i patrzę na zegar...
Każda sekunda tak bezlitosna...
Czy leżę, śpię, czy biegam,
Nieunikniona kolejna wiosna...
Wstaję i patrzę na cmentarz,
Gdyż w końcu wiosny się skończą,
Patrzę, na ten krzyż z pręta...
Te krzyże wszystkich połączą...
Wstaję i patrze na biednych,
Na ludzi targających wózki złomu,
Bogaci z nich szydzą... Są wredni...
Żaden nie słyszy: pomóż...
Wstaję i patrzę na milionerów,
Którzy chleb psu dadzą wczorajszy,
To właśnie oni są blizsi zeru...
Nie powiedzą Dzień Dobry, choć biedak ten starszy...
Siadam i patrzę na świat...
Świat przepychu i pieniędzy,
Biedakowi wystarczy kwiat...
Bogaty szydzi z nędzy...