mnnie zastanawia dlaczego ludzie ida "od tylu"?
najpierw sie wybiera kierunek studiow a potem zdaje potrzebne prezedmioty na maturze a nie na odwrot...
a jesli okaze sie ze zdales np geografie, ale na zlym poziomie? albo byl potrzebny ci wos?
A jak myślisz? To wina systemu edukacji w Polsce. Od pierwszej klasy gimnazjum szkoła skutecznie zniechęca do podjęcia jakiejkolwiek inicjatywy względem jakiegokolwiek przedmiotu. Teoria ZZZ - zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Młody człowiek żyje w przekonaniu, że uczy się po to, aby mieć 2 i przejść do następnej klasy. Gimnazjum się kończy i trza wybrać szkołę. I co? Większośc, która cały dzień przesiaduje na gg i czacie wybiera technikum/liceum informatyczne... Reszta idzie na jakiś ogólniak lub profil matma - biola, polski - hista (zalezy z czego byli lepsi). Są też tacy, którzy idą tam, gdzie ich przyjmią - elektryk, elektronik etc. Potem przez te 3 albo 4 lata znowu kierują się zasadą ZZZ. Przychodzi klasa maturalna i wybór przedmiotów na mature. Drogą eliminacji - historia trudna, matma trudna, biola trudna, fizyka trudna, geografia banalna!. I większosć zdaje geografie... W trakcie maturalnej klasy większość deklaruje się, że chce iść na studiach - 40% lasek - turystyka i rekreacja, 50% psychologia, 10% jakieś inne kierunki. Faceci podobnie... O studiach na państwowych placówkach myśli nieliczna garstka, która jest w rodzinie, gdzie ojciec jest lekarz, więc syn/córka też będzie. No i ta osoba się uczy.
Takie mam odczucie obserwując to co dzieje się w mojej szkole, wśród rówieśników...