Witam,
Chciałbym się dziś podzielić refleksją odnośnie założenie własnego fotograficznego biznesu. Czy w waszym odczuciu rynek tych usług jest już nasycony, tak, że niezwykle ciężko jest wbić nowemu na niego? Z tego co widzę okres prosperity zaczął zanikać wraz nadejściem pierwszych kryzysów sprzed paru lat, po czym zaczęli się zwijać niektórzy fotografowie i to z wieloletnim stażem.
Szczerze przyszłość nie napawa mnie optymizmem, gdy sonduję rynki. Nie wiem do końca gdzie leży ten upragniony złoty środek na powolne wybijanie się? Czy to mówiąc przewrotnie - wymyślenie usługi (wartości dodanej) i "wmówienia klientom, że jest im to potrzebne", czy wystarczy dobra jakość prac albo tryskać niecodziennymi pomysłami na co dzień. Mógłbym także wręcz karygodnie na starcie zaniżać stawki swych usług, lecz na dłuższą metę to robienie sobie krzywdy oraz psucie rynku.
Raczej nie liczę na pracę w jakiejś agencji czy studio, sądząc po tym marazmie na rynku, lepiej zacząć weryfikować możliwość założenia własnego biznesu. Może dobrym pomysłem jest przeczytanie jakiegoś klasyka z dziedziny przedsiębiorczości albo zrobić jakiś kurs z tej dziedziny aby otworzyły się przysłowiowe klapki na oczach?
Od siebie dodam, że od paru lat zajmuję się fotografią architektury oraz reklamową. To drugie to czysta amatorszczyzna póki co, jednak nie zmienia to faktu, że o potencjalnym własnym biznesie warto pomyśleć na parę lat do przodu.
Myślałem o jakichś węższych specjalizacjach (np. panoramy sferyczne) - może to ta recepta? Zdania są podzielone - słyszałem, że lepiej się specjalizować ale też od niektórych, że warto "umieć fotografować wszystko i nic". Obie koncepcje mają poważne wady.
Chciałbym się dziś podzielić refleksją odnośnie założenie własnego fotograficznego biznesu. Czy w waszym odczuciu rynek tych usług jest już nasycony, tak, że niezwykle ciężko jest wbić nowemu na niego? Z tego co widzę okres prosperity zaczął zanikać wraz nadejściem pierwszych kryzysów sprzed paru lat, po czym zaczęli się zwijać niektórzy fotografowie i to z wieloletnim stażem.
Szczerze przyszłość nie napawa mnie optymizmem, gdy sonduję rynki. Nie wiem do końca gdzie leży ten upragniony złoty środek na powolne wybijanie się? Czy to mówiąc przewrotnie - wymyślenie usługi (wartości dodanej) i "wmówienia klientom, że jest im to potrzebne", czy wystarczy dobra jakość prac albo tryskać niecodziennymi pomysłami na co dzień. Mógłbym także wręcz karygodnie na starcie zaniżać stawki swych usług, lecz na dłuższą metę to robienie sobie krzywdy oraz psucie rynku.
Raczej nie liczę na pracę w jakiejś agencji czy studio, sądząc po tym marazmie na rynku, lepiej zacząć weryfikować możliwość założenia własnego biznesu. Może dobrym pomysłem jest przeczytanie jakiegoś klasyka z dziedziny przedsiębiorczości albo zrobić jakiś kurs z tej dziedziny aby otworzyły się przysłowiowe klapki na oczach?
Od siebie dodam, że od paru lat zajmuję się fotografią architektury oraz reklamową. To drugie to czysta amatorszczyzna póki co, jednak nie zmienia to faktu, że o potencjalnym własnym biznesie warto pomyśleć na parę lat do przodu.
Myślałem o jakichś węższych specjalizacjach (np. panoramy sferyczne) - może to ta recepta? Zdania są podzielone - słyszałem, że lepiej się specjalizować ale też od niektórych, że warto "umieć fotografować wszystko i nic". Obie koncepcje mają poważne wady.