Wirtualna rzeczywistosć vs realne życie

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
fizyczność nie jest miernikiem rzeczywistości, więc fizycznie nie musimy wychodzić z tej rzeczywistości by przestać w niej przebywać. przykładem jest oobe, jest to stan świadomości, nie Twojego ciała, jednak to nie jest jak sen czy coś w tym stylu, odczuwasz nawet chłód przedmiotów. nasze ciało jest tyle warte w aspekcie rzeczywistości co sprite'y z gier.
Zważ, że nie chodzi o to, gdzie osoba myśli że jest. Chodzi o to gdzie de facto się znajduje. Ponadto odnieś do tematu: skąd wchodzisz do "świata" wirtualnego? Z reala. Gdzie się wydostajesz? Do reala. Czy przestrzeń fizyczna się zgadza? Tak. Czy jest sens określać sobie multum "światów" w sytuacji, gdy istnieje tylko jeden? Wyobraźnia nie tworzy świata. Wyobraźnia tworzy sceny. Wyobraźnia może tworzyć z niemal dowolnymi parametrami. Ale nadal nie tworzy świata. Nie można wyjść skądś bez wychodzenia skądś. Z tych racji wynika, że możemy zawsze wyłączyć komputer i iść przyszykować sobie obiad. Możemy nawet jeść obiad pozostając w "świecie" wirtualnym. Czy to oznacza, że ulegliśmy rozdwojeniu? Podałeś przykład, spoza tematu, który mówi o odczuciach, a konkretnie odczuciach odmiennych od domyślnych dochodzących do głosu u człowieka zazwyczaj. Otóż to tylko i wyłącznie kwestia określenia percepcji, i nie jest podróżą do innego świata. Podobnie można by skonstatować, iż odwrócenie książki do góry nogami nie pozwoli nam na zmianę rzeczywistości poza aspektem książki i ew. zmianami ułożenia dłoni, ceteris paribus. Nie przeniesiemy się nie fizycznie do innej rzeczywistości, jedynie nasze odczucia ulegną zmianie.

PS: Wróćmy do używania terminu "rzeczywistość" w takim znaczeniu, w jakim autor tematu go użył.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Ja świadomie odcinam się od realnego świata.
Jestem introwertykiem do sześcianu, aspołeczny, nonkonformistyczny, a do tego dość dziwnym.

Nie lubie ludzi (szczególnie mierzi mnie sztuczność i wymuszone formy i pozy w kontaktach międzyludzkich, np banalne "dzień dobry", czy podawanie ręki).
Do tego - nie lubię podróży. Jeśli już gdzieś mnie poniesie - to przeważnie w swoim własnym towarzystwie (i broń Boże, do gęsto zaludnionych miejsc).

Ja wręcz czuję potrzebę przez przynajmniej jeden dzień w tygodniu w ogóle odciąć się od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi (wliczając nawet komunikatory internetowe). W wakacje potrafię 2-3 tygodnie odciąć się od świata, nie czytając nawet wiadomości.
U mnie jest trochę inaczej. Rdzeń mojej osobowości jest introwertyczny, ale przetykany ekstrawersją. Ludzi ogólnie lubię. Sztuczność i wymuszone formy - rozumiem ich funkcję. Podróże lubię. Ale jednak jest we mnie dużo z samotnika. Jeden dzień w tygodniu bez kontaktów z ludźmi byłby super, ale to niewykonalne. Z drugiej strony lubię spotkania towarzyskie w realu, ale również, z różnych przyczyn, niezbyt mogę sobie na nie pozwolić. Net to kompensuje, choć zdarza się niepotrzebne i bezmyślne przerzucanie stron z przyzwyczajenia, gdy nie ma nikogo ze znajomych online.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Z drugiej strony - mniej wysiłku potrzeba, można więc robić więcej i szybciej (intensywniej).
Dlaczego anonimowość i brak konieczności stanięcia z rozmówcą twarzą w twarz jest... wielką zaletą? Możemy dyskutować sobie tak jak na tym forum z ominięciem zbędnej i w moim odczuciu męczącej procedury poznawania się, nabierania zaufania i masy formalnych i rytualnych rzeczy.
To już zależy odcharakteru człowieka czy będzie ułatwieniem czy ucieczką. Chcę zwrócić uwagę, że komputer staje się takim substytutem życia, gdy ktoś sobie nie radzi w realu. Też nie lubię wymuszonej etykiety, ale nie powiesz mi chyba, że ekran monitora dostarczy Ci takich emocji jak np. wyjazd ze znajomymi czy randka.
Z jednej strony możesz przed kompem rozwijać swoje zainteresowania. Ale oblegając go godzinami człowiek zamyka się na wiele różnych okazji do rozwoju. Ciężko mi np. wyobrazić sobie jak w wirtualnym świecie nauczyć się asertywności.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
To już zależy odcharakteru człowieka czy będzie ułatwieniem czy ucieczką. Chcę zwrócić uwagę, że komputer staje się takim substytutem życia, gdy ktoś sobie nie radzi w realu. Też nie lubię wymuszonej etykiety, ale nie powiesz mi chyba, że ekran monitora dostarczy Ci takich emocji jak np. wyjazd ze znajomymi czy randka.
Z jednej strony możesz przed kompem rozwijać swoje zainteresowania. Ale oblegając go godzinami człowiek zamyka się na wiele różnych okazji do rozwoju. Ciężko mi np. wyobrazić sobie jak w wirtualnym świecie nauczyć się asertywności.
bywają momenty w życiu, że człowiek woli spędzić noc z komputerem niż z kobietą.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Hehe. Ale to są, jak sam piszesz - momenty.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Zważ, że nie chodzi o to, gdzie osoba myśli że jest. Chodzi o to gdzie de facto się znajduje. Ponadto odnieś do tematu: skąd wchodzisz do "świata" wirtualnego? Z reala. Gdzie się wydostajesz? Do reala. Czy przestrzeń fizyczna się zgadza? Tak. Czy jest sens określać sobie multum "światów" w sytuacji, gdy istnieje tylko jeden? Wyobraźnia nie tworzy świata. Wyobraźnia tworzy sceny. Wyobraźnia może tworzyć z niemal dowolnymi parametrami. Ale nadal nie tworzy świata. Nie można wyjść skądś bez wychodzenia skądś. Z tych racji wynika, że możemy zawsze wyłączyć komputer i iść przyszykować sobie obiad. Możemy nawet jeść obiad pozostając w "świecie" wirtualnym. Czy to oznacza, że ulegliśmy rozdwojeniu? Podałeś przykład, spoza tematu, który mówi o odczuciach, a konkretnie odczuciach odmiennych od domyślnych dochodzących do głosu u człowieka zazwyczaj. Otóż to tylko i wyłącznie kwestia określenia percepcji, i nie jest podróżą do innego świata. Podobnie można by skonstatować, iż odwrócenie książki do góry nogami nie pozwoli nam na zmianę rzeczywistości poza aspektem książki i ew. zmianami ułożenia dłoni, ceteris paribus. Nie przeniesiemy się nie fizycznie do innej rzeczywistości, jedynie nasze odczucia ulegną zmianie.

PS: Wróćmy do używania terminu "rzeczywistość" w takim znaczeniu, w jakim autor tematu go użył.
wybacz, że nie odpisałem, ale wczoraj byłem już przytłumiony. nawał roboty. Gdzie się teraz znajduję. Mój dom, przed komputerem. chwileczkę, ale czy na pewno tak jest. myślę, że tak jest. to że widzę komputer przed sobą, i ściany te same co wczoraj nie znaczy że jestem u siebie w domu. dopiero gdy dodam myślenie, które umożliwia mi analizę tego co widzę mogę stwierdzić gdzie jestem. A teraz wyobraź sobie, że słyszę ptaki, czuję wilgotną trawę, lekki powiew wiatru. I nie myślę, że znajduję się w domu. tylko na łące. Jeśli bardzo się na tym skupię, przestanę myśleć o otoczeniu które Ty pojmujesz jako miejsce mojego przebywania, będę przebywał na łące, choćby przez chwilę, bo będzie dla mnie realniejsza niż otoczenie 'realne'. Czemu to ma być nie realne? bo biologicznych danych tworzących moje ciało tam nie ma? biologiczne- cyfrowe- to tylko sposób zapisu danych. oba sposoby są prawdziwe, różnią się tylko tym, co obecnie nimi jest opisane. a to co jest nimi opisane pojmujecie jako miarę rzeczywistości. ja mogę powiedzieć, że jak pójdziesz do kuchni, to Cię tam nie ma, bo nie ma tam Twojego cyfrowego zapisu. I tak będzie z punktu widzenia np programu w wirtualnym świecie. bo z jego punktu widzenia cyfrowe dane są tymi ważniejszymi. bo to kwestia tylko spojrzenia. ok, to tylko gadka o tym jak jest względem tego skąd patrzymy. nawet jednak gdyby zmienić punkt patrzenia ciągle łatwiej jednak będzie realnym światem nazywać świat który bierzemy za prawdziwy w celu uniknięcia problemów lokalizacyjnych. Jesteś w kuchni to jesteś w kuchni po prostu, i żyje nam się miło z tym, bo właściwie nie czujemy potrzeby zmiany określania rzeczywistości. to tylko słowo, i nie zmieni tego, że wirtualny świat jest często dla mnie więcej wart niż rzeczywisty.
 

Tendencjusz

-- . .-. -.- ..- .-. -.--
Dołączył
15 Marzec 2008
Posty
1 602
Punkty reakcji
69
wybacz, że nie odpisałem, ale wczoraj byłem już przytłumiony. nawał roboty. Gdzie się teraz znajduję. Mój dom, przed komputerem. chwileczkę, ale czy na pewno tak jest. myślę, że tak jest. to że widzę komputer przed sobą, i ściany te same co wczoraj nie znaczy że jestem u siebie w domu. dopiero gdy dodam myślenie, które umożliwia mi analizę tego co widzę mogę stwierdzić gdzie jestem. A teraz wyobraź sobie, że słyszę ptaki, czuję wilgotną trawę, lekki powiew wiatru. I nie myślę, że znajduję się w domu. tylko na łące. Jeśli bardzo się na tym skupię, przestanę myśleć o otoczeniu które Ty pojmujesz jako miejsce mojego przebywania, będę przebywał na łące, choćby przez chwilę, bo będzie dla mnie realniejsza niż otoczenie 'realne'. Czemu to ma być nie realne? bo biologicznych danych tworzących moje ciało tam nie ma? biologiczne- cyfrowe- to tylko sposób zapisu danych. oba sposoby są prawdziwe, różnią się tylko tym, co obecnie nimi jest opisane. a to co jest nimi opisane pojmujecie jako miarę rzeczywistości. ja mogę powiedzieć, że jak pójdziesz do kuchni, to Cię tam nie ma, bo nie ma tam Twojego cyfrowego zapisu. I tak będzie z punktu widzenia np programu w wirtualnym świecie. bo z jego punktu widzenia cyfrowe dane są tymi ważniejszymi. bo to kwestia tylko spojrzenia. ok, to tylko gadka o tym jak jest względem tego skąd patrzymy. nawet jednak gdyby zmienić punkt patrzenia ciągle łatwiej jednak będzie realnym światem nazywać świat który bierzemy za prawdziwy w celu uniknięcia problemów lokalizacyjnych. Jesteś w kuchni to jesteś w kuchni po prostu, i żyje nam się miło z tym, bo właściwie nie czujemy potrzeby zmiany określania rzeczywistości. to tylko słowo, i nie zmieni tego, że wirtualny świat jest często dla mnie więcej wart niż rzeczywisty.
To prawda, że odnalezienie koherentnej definicji, wytyczenie jakiejś linii demarkacyjnej jest kłopotliwe. Ale skoro już poświęciliśmy czas na tę dygresję, to pociągnijmy ją dalej - skoro wirtualne z pomocą komputera jest pojmowane za złe, zaś wirtualne z pomocą książki jako dobre, to co różni obie sytuacje?
Wydaje mi się, że ciapek jest pogrzebany właśnie w skuteczności. Skuteczności odrywania od życia na długi czas, oraz oferowanych metod interakcji. Dobra książka nie jest pojmowana jako zła, mimo iż może wciągać. Zła gra może wciągać. Różnica może tkwić także w efektach - przeczytanie dobrej książki kosztem jednego dnia odrealnienia, a ukończenie [acronym="Dlatego przykład mówi o złej, iż jak wcześniej, kiepskie gry również wciągają. Zwykle gry są beznadziejne, btw. poza logicznymi, które z natury mają poruszyć szare komórki, wszystko idzie w tę samą stronę, co TV - każdy musi sobie dać radę... Myślenie zatem..."]złej gry[/acronym] kosztem dajmy że również dnia. Wyniki są oczywiste.
Z powyższego mamy rzeczywiście jasno to, co postulowałeś Ty, co postulował Addam, konieczność ocenienia wartości danej wirtualnej rozrywki przed określeniem "wyniku" dla niej, w postaci sądu... wartościującego.

Reasumując: Macie rację, nie można powiedzieć, że rzeczywistość wirtualna jest zła, zaś real jest dobry. Aby jednak sprostać tematowi, należy dodać, że rzeczywistość wirtualna w sensie zadeklarowanym w pierwszym poście jest oczywiście demonizowana, ale istotnie ulega pewnym trendom podobnie jak inne media. Oraz, że te trendy raczej nie wykazują skłonności by się odwrócić - ponieważ odpowiedzialnym za to osobom się to nie opłaca. Wyjątki oczywiście występują. Uogólniając gry komputerowe zabierają czas, nie dają wiele w zamian, i po pewnym okresie odchodząc w przeszłość zabierają satysfakcję, pozostawiając świadomość, iż czas na nie poświęcony nie procentuje, bądź nie był najlepszą jego dyspozycją(z dostępnych). W tym aspekcie rzeczywistość wirtualna jest zła, z punktu widzenia realizacji realnych interesów człowieka. Nie można się tutaj zasłonić relatywizmem, ponieważ mówimy o jednostce, która teraz żyje dla realnego świata. Rzadko kto decyduje się poświęcić wszystko by grać w gry, lub w inny sposób figurować w internecie. Ostatecznie to jednostka musi zdecydować, i najlepiej aby była świadoma, iż znacznie więcej osiągnie, i w praktyce jej funkcjonowanie wirtualne również poprawi się, jeżeli zainwestuje w coś "realnego".
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
To prawda, że odnalezienie koherentnej definicji, wytyczenie jakiejś linii demarkacyjnej jest kłopotliwe. Ale skoro już poświęciliśmy czas na tę dygresję, to pociągnijmy ją dalej - skoro wirtualne z pomocą komputera jest pojmowane za złe, zaś wirtualne z pomocą książki jako dobre, to co różni obie sytuacje?
Wydaje mi się, że ciapek jest pogrzebany właśnie w skuteczności. Skuteczności odrywania od życia na długi czas, oraz oferowanych metod interakcji. Dobra książka nie jest pojmowana jako zła, mimo iż może wciągać. Zła gra może wciągać. Różnica może tkwić także w efektach - przeczytanie dobrej książki kosztem jednego dnia odrealnienia, a ukończenie [acronym="Dlatego przykład mówi o złej, iż jak wcześniej, kiepskie gry również wciągają. Zwykle gry są beznadziejne, btw. poza logicznymi, które z natury mają poruszyć szare komórki, wszystko idzie w tę samą stronę, co TV - każdy musi sobie dać radę... Myślenie zatem..."]złej gry[/acronym] kosztem dajmy że również dnia. Wyniki są oczywiste.
Z powyższego mamy rzeczywiście jasno to, co postulowałeś Ty, co postulował Addam, konieczność ocenienia wartości danej wirtualnej rozrywki przed określeniem "wyniku" dla niej, w postaci sądu... wartościującego.

Reasumując: Macie rację, nie można powiedzieć, że rzeczywistość wirtualna jest zła, zaś real jest dobry. Aby jednak sprostać tematowi, należy dodać, że rzeczywistość wirtualna w sensie zadeklarowanym w pierwszym poście jest oczywiście demonizowana, ale istotnie ulega pewnym trendom podobnie jak inne media. Oraz, że te trendy raczej nie wykazują skłonności by się odwrócić - ponieważ odpowiedzialnym za to osobom się to nie opłaca. Wyjątki oczywiście występują. Uogólniając gry komputerowe zabierają czas, nie dają wiele w zamian, i po pewnym okresie odchodząc w przeszłość zabierają satysfakcję, pozostawiając świadomość, iż czas na nie poświęcony nie procentuje, bądź nie był najlepszą jego dyspozycją(z dostępnych). W tym aspekcie rzeczywistość wirtualna jest zła, z punktu widzenia realizacji realnych interesów człowieka. Nie można się tutaj zasłonić relatywizmem, ponieważ mówimy o jednostce, która teraz żyje dla realnego świata. Rzadko kto decyduje się poświęcić wszystko by grać w gry, lub w inny sposób figurować w internecie. Ostatecznie to jednostka musi zdecydować, i najlepiej aby była świadoma, iż znacznie więcej osiągnie, i w praktyce jej funkcjonowanie wirtualne również poprawi się, jeżeli zainwestuje w coś "realnego".
problem raczej tkwi w tym jak długo który element towarzyszy człowiekowi, oraz hmmm... pewne przyzwyczajenia i reakcja na ogólniki. Gdy ktoś powie gry są złe, będzie poważnym człowiekiem. Gdy ktoś powie książki są złe, będzie idiotą.
nie raz widziałem gry o niebo lepsze od pewnych książek. i nie raz widzieliśmy książki, które więcej szkodzą niż pomagają. To, że siedzę teraz przed kompem, to temu, że nie mam dobrej książki. Gdy jakiś czas temu miałem Kłamcę Ćwieka, mógł sobie komp grać, mogłaby tam być cudna gra, ale nie przerwałbym. Bo książka może równie dobrze jak gra opętać człowieka, czy nawet lepiej. Jednak człowiek opętany książką nie wywoła niesmacznego grymasu na twarzy osoby pobocznej, bo nie wyda się ogłupiałym dzieckiem, a jedynie osobą z którą pewnie można podyskutować na różne ciekawe tematy. winne są oczywiście także ogłupiałe gry, polegające na rozpieprz jak najwięcej. tego typu gier znajdziesz kilka ciekawych z jakiegoś powodu, np humor, jakieś ciekawe rozwiązania techniczne itp, i całą masę gier takich samych, różniących się kilkoma kolorami i OSTem. a tych grach taka sama rzeź, i wyścig gdzie więcej krwi się leje. W książkach tego tak nie widać, i także temu mają przewagę.
a wracając do rzeczy, to że dziś jestem normalny (a jak niektórzy powiedzą, że nie, to niech sobie wyobrażą, że mogło być gorzej) zawdzięczam wirtualnej rzeczywistości między innymi. to, że niektórzy mnie pamiętają jeszcze, to dzięki internetowi. to, że na tym za:cenzura:u jeszcze mam jak studiować, to też dzięki internetowi. Inaczej musiałbym kilka razy więcej na studia wydać, albo z nich zrezygnować. Dlatego irytuję się na widok wypowiedzi typu 'wolałbym zeby tego wszystkiego nie było. jak nie na tym forum, to i gdzie indziej taką wypowiedź widziałem.
 

Pavulon

Nowicjusz
Dołączył
2 Maj 2009
Posty
30
Punkty reakcji
0
O dzieciach:
(...) rozwijaja sie ze umia obslugiwac urzadzenia elektroniczne, fajne.. ale przekaz z netu, komorek itd. jest raczej dosc pusty i jalowy jesli chodzi o poziom rozwoju mentalnego... jak dziecko bedzie sie lepiej rozwijac intelektualnie, czytajac ksiazke gdzie rozwija sie wyobraznie czy patrzac na debilne filmiki z you tube i wysylaac sobie z kumplami tysiace smsow gdzie pisze sie cwierczdaniami ??

Zreszta widac to po dzisiejszej mlodziezy, wychowane to na kompie i komorkach a w glowie chlam...

Jak nie bylo kompow ludzie musieli spedzac czas bardzej kreatywnie, spytajcie rodzicow

rozwoj techniki to dobroczynnosc ale tez czasami przeklenstwo :)

Mysle ze dzieci nie powiny sie wychowywac na kompach ale taka smutna rzeczywistosc..

I tutaj zgadzam się bezsprzecznie, spójrzcie tylko na te dialogi prowadzone na czatach, poprzez sms i komunikatory. "Narka", "zw", "jj", "ktc", i masa innych bezsensownych skrótów, na których tworzenie wpada najmłodsza gawiedź. Nie irytuje Was taki płytki i bezemocjonalny sposób porozumiewania? Nie widzicie w tym nic nieprawidłowego? (zwracam się do tych z Was, którzy uparcie obstają przy wysławianiu postępu technicznego i wyższości intelektualnej młodych "komputerowców" nad tymi, którzy spędzają dzieciństwo w tradycyjny sposób). To już jest porażka rozwojowa, żeby z lenistwa tak bardzo zawężać zakres stosowanych zwrotów.
 

Sunray

Bywalec
Dołączył
30 Lipiec 2008
Posty
3 574
Punkty reakcji
60
Wiek
34
Miasto
pomorskie
Jestem ciekaw czy nie macie czasami takiego uczucia ze przez to codzienne wielogodzinne spędzanie czasu przed komputerem coś w tym normalnym życiu tracicie np. kontakt z bliskimi, znajomymi itp.
Nie. Kontakt się utrzymuje, może dzięki technologii nawet częściej rozmawia.
Ale jednocześnie spadają kontakty w sensie przebywania blisko, jakichś wyjść razem czy spotkań na świeżym powietrzu.
Nie muszę mówić, co ma większą wartość...

A jak jest u was? pewnie dla czesci osób komputer to głowne narzędzie w pracy ale czy nie jest tak że po powrocie do domu zamiast chwycić na książkę to z powrotem siadacie do swojego blaszaka bo to staje sie w pełnym sensie normalnym codziennym nawykiem?
Oj bywa... :/

Zgadzam się niestety co do reszty posta...
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
btw ja nierzadko czytam tez ebooki, co gorsza gram w gre mmorpg (wirtualna rzeczywistosc doslownie z normalnymi ludzmi reprezentowanymi prze pare tysiecy pixeli kazdy) baaa zabijam czasami te tysiace pixeli (i sam bywam zabijany)
to nie agresja to gra
co wiecej moj ulubiony event w ko - to border deffence war - czyli wojna 8 osobowych teamow (czasami slowo team to baaardzo na wyrost)
adrenalina na max, cisnienie 200 na 100 - uwielbiam
 
Do góry