cyt. świadectwa ludzi, którzy mieli „doświadczenie śmierci". Według pisma medycznego „Lancet" między 9 a 18 procent ludzi, którzy byli blisko śmierci, donoszą o wchodzeniu do tunelu, wizji jaskrawego światła itd. Dinesh d'Souza, w swojej niedorzecznej książce Life After Deathprzedstawia to jako „dowód" istnienia niebios. W rzeczywistości jednak istnieją wyraźne naukowe wyjaśnienia. Kiedy mózg zamyka się, najpierw zanika wizja peryferyjna, dając wrażenie tunelu. Centrum wizji, które pozostaje, daje wrażenie jaskrawego światła. Miller przyznaje: „Dosłownie wszystkie cechy [doświadczenia śmierci] — poczucie poruszania się przez tunel, uczucie bycia 'poza ciałem', duchowa nabożna groza, halucynacje wzrokowe i intensywność wspomnień — można zreprodukować solidną dawką ketaminy, środka znieczulającego dla koni, często używanego jako narkotyk na przyjęciach". Czy nawalony nastolatek na haju ma kontakt z Bogiem i jest na jednodniowej wycieczce do niebios? Czy ludzie religijni powinni zażywać końskiego narkotyku w niedziele? Ale Miller, przestraszona, prędko ucieka od takich sceptycznych implikacji, oferując fałszywą równowagę w postaci jednego bardzo dziwacznego naukowca, który mówi, że te doświadczenia mogą wskazywać na życie poza życiem — w ogóle bez żadnego dowodu.
Wiesz Szpaku. Ty tez tutaj popełniłeś dużo błędów. Nie wiem kto to jest Dinesh d'Souza, który wyciągnął tak daleko idący wniosek, ale interesowałem się lata temu parapsychologią i może coś o tym napisać.
Parapsychologia jest nauką. Zajmuje się pewnym określonym przedmiotem, ale w sposób całkowicie naukowy. Jeśli ktoś wyciąga nieuprawnione wnioski, jak pan d'Souza, to pewnie jest też więc marnym parapsychologiem, albo podejrzewam, że nie jest nim w cale.
Uwierz mi Szpaku, że są w na świecie katedry mieszczące się na Uniwersytetach i nie koniecznie w USA, gdzie wszystko jest możliwe, ale w Europie i Polsce. Są nawet profesorowie, którzy wydają poważne książki, oraz dysponują potężna wiedzą, z zakresu psychologii i nauk przyrodniczych. Oczywiście przeciętnie zainteresowany, nie styka się z takimi publikacjami, a z bardziej popularnymi wydawnictwami papierowymi czy internetowymi, który mają charakter najczęściej wzajemnego napędzenia się przez nawiedzonych pasjonatów duchów, ufoków, jasnowidzów i.t.p. Działalność na przykład takiej fundacji Nautilus jest zupełnie nienaukowe, chociaż z założenia chce być ona poważna, to zajmuje się poważnie raczej propagowaniem historii niesamowitych, a nie sceptycznym ich badaniem. To tak tytułem wstępu, żeby było wiadomo o czym mówimy. Popularne pisanie, że "tłumaczenie naukowe" jest takie, a "survival hipotesis" tłumaczy inaczej, jest błędem. Medycyna jest jedną dziedziną nauki. Medycy mogą tłumaczyć tak,psychologowie owak, a socjologowie jeszcze inaczej, ale wszystko to jest tłumaczenie naukowe.
Więc tematem tych tuneli zajmowało się wielu naukowców. Niem mam pamięci do nazwisk, więc po za Moodym nie będę wymieniał, ale byli to lekarze lub psychologowie i to doktoryzowani. Nie ma też się jak za bardzo przyczepić do metodologii ich badań. Więc zacznijmy od tego, że praktykujący lekarz ma do czynienia z dziwnymi doświadczeniami umierających, którzy opowiadają że widza jakieś rzeczy przed śmiercią. Czy jest nienaukowym zainteresowanie się tym, klasyfikacja i opisanie tych zjawisk, rozsyłanie do szpitali ankiet, aby sklasyfikować tą wiedzę? Nie. Dalej do otrzymanego materiału należało by dołączyć jakąś interpretacje. I tu pojawiają się wątpliwości, który nasuwa sam materiał. Działanie ketaminy jest znane od dawna, i były przeprowadzane badania w kontekście jakie substancje pacjenci zażywali przed wystąpieniem wizji. Statystycznie nie miało to znaczenia na wizje tego typu i ich rodzaj.
Robiono też badania względem tego czy wizje na łożu śmierci, są zaburzeniami psychiatrycznymi. Wychodziło na to, że osoby które miewały typowe wizje były zazwyczaj zdrowe i nic nie wskazywało na to, że miały by nagle stać się obiektem zainteresowania psychiatrii, natomiast osoby które miały epizody różnych zaburzeń, miewały zazwyczaj nietypowe wizje np. zamiast spotkania ze zmarłymi bliskimi, w wizjach spotykały postacie fantastyczne.
Badano też wpływ kultury i religii pacjenta na występujące wizje i o dziwo nie mają one znaczenia. Hindusi w Indiach doznają dokładnie tego samego co amerykańscy protestanci. Nawet spotkań z rodziną, która wg ich wierzeń powinna być inkarnowana po śmierci w inne ciało, doznają z taką samą częstotliwością.
Właśnie jakość tego materiału badawczego powoduje, że dotychczasowe hipotezy szumnie co raz obwieszczane na onecie jako ostateczne "naukowe" wyjaśnienie zjawiska (co ciekawe najczęściej są to odgrzewane kotlety sprzed wielu lat), nie są zbytnio nim uprawnione. Oczywiście można je snuć, ale obserwacja nie potwierdza jej prawdziwości. Tak samo nie jest uprawnione twierdzenie, że wizje udowadniają jakiekolwiek założenia dogmatyczne dotyczące życia pozagrobowego. Wizje dotyczą tylko wyjścia z ciała ewentualnie spotkań z postaciami.
Dlaczego więc niektórzy badacze wysnuwają hipotezę istnienia "czegoś" co trwa jeszcze po śmierci jako wytłumaczenie tych wizji? Właśnie dlatego o czym pisał Snowdog. Cześć z tych wizji ma elementy, których nie da się wytłumaczyć w sposób materialistyczny. Okazuje się bowiem, że po "oderwaniu od ciała" osoby te wchodzą w posiadanie informacji, których nie mogli nabyć inaczej niż właśnie przez opuszczenie tego ciała i to jest również udokumentowane.
Dodam, że mimo iż się tym interesowałem, nie rozpatruje tego w kategoriach wzmacniania czy osłabiania mojej wiary. Zdarzają się też trudne do wyjaśnienia historie będące obiektem badań parapsychologii, które zdają się być wytłumaczone tylko przez istnienie reinkarnacji, a mimo to nie wierzę w nią. Nauka i wiara to dwie odrębne dziedziny, ale nauka w tym i wielu innych przypadkach uczy nas, że bardzo mało jeszcze wiemy i bardzo wielu wyjaśnień nie znamy. Tak jak wiara uczy nas pokory.
Ten mój kolega jakoś ciała nie opuścił ,przestań w bajki wierzyć ,
Wybacz Szpaku, ale jeśli chcesz stać po stronie racjonalizmu i nauki, to przestań robić tak porażające błędy logiczne. Dokładnie tak samo mógłbym napisać. Mój kolega miał wypadek samochodowy i żyje. Przestań wierzyć w bajki, że w wypadku samochodowym można zginać.
Wizje zdarzają się w i tak w bardzo dużym odsetku śmierci klinicznych jak i podczas wielu zwykłych zgonów. Nie chce rzucać liczbami z pamięci, ale jest to coś około kilkunastu procent. Szanse na wystąpienie u kolegi nie były więc wielkie, jednak czy jest to liczba, którą można ignorować?