"Wielkie Kino"

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Tak, to film o facecie na łódce, choć w tych 30' to akurat większość czasu siedzi na krześle i obserwuje, ale na rozwinięcie wątku łódki widać przyjdzie jeszcze czas).

Edit://
Nie, chyba jednak to "Chłopaki nie płaczą", a nie "poranek..."
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Oglądam "Dyrygenta" Wajdy i szlag mnie trafia. Film taki sobie, ale nie to jest najgorsze, zresztą połowę na razie mam za sobą. Sęk w tym, że z reguły oglądam filmy na min. głośności, bo dziecko śpi. A stare polskie filmy mają jakieś dziwne udźwiękowienie, raz maxgłośno raz supercicho, odechciewa mi się męczyć. Jest jakiś rozdzielacz słuchawek na 2 osoby?

...Maruda pomarudził w swoim zwyczaju :p Nie bijcie.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Obejrzałem wczoraj wreszcie do końca "Śmierć w w Wenecji"
:) No cóż, określenie "film o facecie na łódce" nie pasuje do tego filmu wybitnie, zważywszy na to, ze jest to film o podstarzalym artyscie, ktory zakochuje sie w zniewieściałym chłopcu. Najbardziej w filmie drazni katowanie nas przez rezysera ciaglymi zblizeniami na twarz chlopaka (pewnie zeby dac szanse widzom dobrze sie przyjrzec i upewnic sie, ze to jednak chlopak, ja i tak bym stawial, ze to dziweczyna, ktora niewiedziec z jakich powodow nazywaja Tadzio :) )
Sam film jednak w zadnym wypadku nie nudzi (przynajmniej mnie). Widac kunszt rezysera. Wszystko pokazane w wywazony sposob. Nie jest to rowniez film o homoseksualizmie, czy pedofilii, czy nawet o milosci, a po prostu film psychologiczny skupiajacy sie na innych rzeczach.
Niezle sie ogladalo (pomijajac te irytujace zblizenia), ale treściowo mnie nie przekonuje (niewiele by sie zmienilo, gdyby artysta zakochal sie w dziewczynie)
Nie dal bym mu wysokiej oceny.

Poza tym, mam zamiar w najbliższym czasie "dokończyć" von Triera. Wczoraj widzialem:
"Element zbrodni" Niby lubie przerost formy nad treścią, bardzo lubie takie psychodeliczno-surrealistyczne klimaty i rowniez lubie taki rodzaj fabuly, ale zbyt mocno to mnie nie wciagnal. Nie mniej jednak - niezly, na prawde niezly.

"Idioci" - do filmu podchodzilem sceptycznie. Co sie okazalo? Jeden z najbardziej szokujacych filmow jakie widzialem (szczegolnie ostatnia scena). Szokujacych w stylu - Mechaniczna pomarancza, czy Funny Games (ale nie ma tu przemocy fizycznej). Jak zawsze u Triera film odczytalem na swoj sposob, najprawdopodobniej zupelnie odmienny, niz chcial to zrobic autor.
Film wciagnal mnie od pierwszej do ostatniej chwili, zapamietam to na pewno na dlugo.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
'Element zbrodni" - OK, pamiętam, że mi się podobał, choć kompletnie nie pamiętam fabuły, jeden z pierwszych filmów Triera, jakie oglądałem.

"Idioci" - ten z kolei uważam za jeden z jego słabszych, założę się, że nie odczytałem go tak jak Ty. Mimo wszystko podobał mi się, zawsze to Trier.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Ja w "Idiotach" zobaczyłem skrajną krytyke libertynizmu prezentowanego przez tą grupę bohaterów. Świat zmusił ich do ugięcia karku, a sami członkowie grupy, którzy myśleli, że tylko udają idiotów, zrozumieli, że wcale tego nie robili. Co tam Trier tak na prawdę sobie wymyślił, to nie wiem i nie specjalnie dociekam (no może przesadzam, mniej więcej jego zamysł widać).
 

Raoul D

I'm a passenger, and I ride and I ride
Dołączył
29 Marzec 2008
Posty
1 010
Punkty reakcji
0
Oglądam "Dyrygenta" Wajdy i szlag mnie trafia. Film taki sobie, ale nie to jest najgorsze, zresztą połowę na razie mam za sobą. Sęk w tym, że z reguły oglądam filmy na min. głośności, bo dziecko śpi. A stare polskie filmy mają jakieś dziwne udźwiękowienie, raz maxgłośno raz supercicho, odechciewa mi się męczyć. Jest jakiś rozdzielacz słuchawek na 2 osoby?
Również mnie to denerwuje.

"Śmierć komiwojażera" Schlöndorffa - strasznie antyamerykański film. Jako, że tematyka mi nie odpowiada próbowałem chociaż znaleźć coś pozytywnego w klimacie - niestety tutaj średnio, a gdyby ktoś się postarał mogło być naprawdę nieźle. Obejrzeć można ale nic wielkiego. Drugi film tego reżysera, który został spartaczony.

Beczka prochu Paskaljevića - na ten film polowałem od bardzo dawna i wreszcie go dopadłem. Nie zawiodłem się. Genialny. Mistrzowska budowa narracji. Na początku każdej (może nie każdej ale większości) sceny mamy ochotę się zaśmiać. Kiedy już próbujemy się uśmiechnąć, nagle jest nieoczekiwany zwrot, który śmiać się nie pozwala. Najlepszy film bałkański jaki do tej pory widziałem.

"Czarny Piotruś" Formana - typowy film czeskiej nowej fali w wykonaniu Formana. Czyli nie głupi komediodramat w którym to można się pośmiać i wyciągnąć refleksje.

"Piknik pod Wiszącą Skałą" Weira - po obejrzeniu mam wrażenie że początek i koniec filmu robił inny reżyser od tego co zajął się resztą. Początek i koniec nudnawy i przeciętny zaś reszta genialna. Nigdy chyba nie widziałem takiej przepaści między różnymi częściami filmu. Polecam

"Harry Angel" Parkera - bardzo przypomina mi "Adwokata diabła" jednak dużo, dużo lepszy (tak mi się przynajmniej wydaje na dzień dzisiejszy bo "Adwokata Diabła" oglądałem bardzo dawno temu) Tajemniczy , mroczny klimat z ciekawą fabuła.

"Siekierezada" duetu Leszczyński - Zatorski - Bardzo dobry ale czegoś mi tu brakowało. Nie wydaje mi się że to rola Edwarda Żentara, który tutaj średnio pasował, ale co to nie wiem.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Beczka prochu Paskaljevića - na ten film polowałem od bardzo dawna i wreszcie go dopadłem. Nie zawiodłem się. Genialny. Mistrzowska budowa narracji. Na początku każdej (może nie każdej ale większości) sceny mamy ochotę się zaśmiać. Kiedy już próbujemy się uśmiechnąć, nagle jest nieoczekiwany zwrot, który śmiać się nie pozwala. Najlepszy film bałkański jaki do tej pory widziałem.
O! Jak ja to dawno temu widziałem... Również za tym się rozglądałem, teraz to zapoluje na ten film konkretnie :)

"Piknik pod Wiszącą Skałą" Weira - po obejrzeniu mam wrażenie że początek i koniec filmu robił inny reżyser od tego co zajął się resztą. Początek i koniec nudnawy i przeciętny zaś reszta genialna. Nigdy chyba nie widziałem takiej przepaści między różnymi częściami filmu. Polecam
Nudnawy, nudnawy, ale przy takiej muzyce w tle, to wcale obrazki nie musiały by się zmieniać, a bym się dobrze bawił.
Jak już chyba tu pisałem - jak dla mnie klimat momentami zbyt zniewieściały.

"Harry Angel" Parkera - bardzo przypomina mi "Adwokata diabła" jednak dużo, dużo lepszy (tak mi się przynajmniej wydaje na dzień dzisiejszy bo "Adwokata Diabła" oglądałem bardzo dawno temu) Tajemniczy , mroczny klimat z ciekawą fabuła.
Również bardzo lubie.

"Siekierezada" duetu Leszczyński - Zatorski - Bardzo dobry ale czegoś mi tu brakowało. Nie wydaje mi się że to rola Edwarda Żentara, który tutaj średnio pasował, ale co to nie wiem.
Pod tym mogę się podpisać.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Kontynuuję wykańczanie Triera:
"Manderlay" - nie był taki zły, jak by wskazywały opinie fanów "Dogville". Zgoda, że we wszystkich elementach wyraźnie gorszy (no poza muzyką, bo ta jest ta sama), ale oglądało się całkiem przyjemnie. Do sprawy czarnych w USA nie podszedł infantylnie, a i malkontenci demokracji znajdą coś dla siebie.
Jest dużo scen i rozwiązań fabuły, które bardzo mi się nie podobały (szczególnie okropny sam początek). Kto nie widział "Dogville" - nie polecam (najpierw obejrzeć pierwszą część), kto widział i lubi "Dogville" - polecam, bardzo mocnej profanacji nie spotka.

"Pięć nieczystych zagrań" W zasadzie dokument. Trier daje wyzwanie swojemu reżyserskiemu guru Jorgenowi Lethowi: Jorgen ma nakręcić pięć miniwersji "Perfect Human"(podobno jeden z jego najlepszych filmów) według wydumanych zasad, kryteriów i ograniczeń jakie kolejno nakłada na niego Trier (tytułowe nieczyste zagrania). Widzimy ich rozmowy, prace przy filmach i końcowe wyniki.
Nie podobał mi się. Na ekranie widziałem dwóch hipokrytów (ale musze zobaczyć ten "Perfect human", bo prawdopodobnie świetny film).

Do ostatecznego rozwiązania sprawy von Triera pozostaje mi jedynie obejrzenie "Szef wszystkich szefów"

"Dyskretny urok burżuazji" Bunuel. Nie jest jakiś rewelacyjny, ale ma swój urok. No i na szczęście wcale nie jest jakimś zbiorem myśli lewackiej, co mógłby sugerować tytuł :) Lekko komediowe i satyryczne luźne opowiastki o spotkaniach grupy znajomych-"burżujów". Sny, duchy, terroryści i trochę czarnego humoru.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Piknik mi się średnio podobał. Nie fatalny, ale żadna też rewelacja - ot średniak. Wiem, że obraz miał podtekst, ale nie mogłem go rozgryźć. Odniosłem wrażenie, że jest ,,przesymbolizowany", przez co łatwo się gubiłem i zacząłem nudzić. A filmy ambitne lubię i oglądam.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
"Spotkania na krańcach świata" Herzog - Zaskoczenie 1: zwykły film dokumentalno-przyrodniczy. Zaskoczenie 2: niezwykły film dokumentalno przyrodniczy. Zaskoczenie 3: coś więcej niż film dokumentalno-przyrodniczy.
Do tej pory filmy Herzoga jakoś mi nie leżały, ale ten mi się spodobał. Ma coś w sobie, co nie pozwalało się mi oderwać od ekranu.

"Plac Zbawiciel" Krauze - Zwykły, poprawnie zrobiony dramat. Niczym specjalnym się nie wyróżnia, szybko się o nim zapomni.

"Dzieciątko z Macon" Greenaway - Okropieństwo. Uciekać kto żyw. Ohydne, tandetne, propagandowe i głupie. Zero gracji i jakiegokolwiek taktu. Widziałem już filmy Jodorowskiego, które co prawda mi się nie podobały, ale miały w swojej ohydzie jakiś urok. Tu nic takiego nie widziałem (a katowałem się niemiłosiernie i obejrzałem do końca tę szkaradę).
Już pare lat temu czytałęm wywiad z Greenawayem, po którym przekonałem się, że jest to oszołom wyjątkowy (między innymi głupstwami powiedział np, że "największą tragedią jaka w historii spotkała Polskę była religia katolicka"). Nawet jednak po tej personie nie spodziewałem się, że spłodzi takiego potworka.

Może się podobać zapalonym fanom Jodorowskiego, lub (to szczególnie) postrzelonym antyklerykałom, którym to krwiożercza satysfakcja przesłoni kompletny brak jakiegokolwiek taktu i umiaru.

PS
Aż nie chce wspominać co za dantejskie sceny tam się odbywały. Blee
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Z Herzoga pamiętam "Fitzcarraldo" i "Krzyk kamienia". Podobały mi się, choć trochę się dłużyły. Poetyka Herzoga ma w sobie charakterystyczną szorstkość. Uniknął dwudziestowiecznego hermafrodytyzmu :p
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Ja wcześniej z Herzoga widziałem:
"Zagadka Kaspera Hausera", "Stroszek", "Aguirre: gniew boży" - wszystkie nie były złe, ale niezbyt do gustu mi przypadły (dłużyły się właśnie). Stroszek chyba najmniej.
W "Spotkaniach na krańcach świata" nie ma żadnej rewelacji - dokument o Antarktydzie. Coś w sobie jednak ma.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
"To wspaniałe życie" Capra - Absolutnie wystarczającym komentarzem do tego filmu jest: " :) ". Więcej słów nie trzeba. W zasadzie bardziej lubię pesymistyczne, ponure filmy, ale niech tam - raz na jakiś czas można obejrzeć coś naiwnie optymistycznego.

"Pieskie popołudnie" Lumet - całkiem niezły film. Dziwią mnie niektóre jego interpretacje, ale co tam - ważne, że ja mam swoją (choć fabuła prosta). Fajnie zagrany dramato thriller, z szczyptą wisielczego humoru.

"Pluton" Stone - bardzo dobry film czysto wojenny. Do przekazania czegoś głębszego raczej nie aspiruje, a gdy czasem tak, to zupełnie mu to nie wychodzi. Największym minusem są tragiczne monologo-rozmyślania głównego bohatera, z żenującym komentarzem na koniec filmu (jak ja czegoś takiego nie znoszę!). Mimo wszystko jeden z lepszych filmów wojennych.

"Oczy szeroko zamknięte" Kubrick - niezwykle klimatyczny, wciągający. Nie podobało mi się zakończenie i momentami gra Cruza z Kidman. Mimo wszystko film bardzo dobry (choć oczywiście Kubrick miał nieporównywalnie wręcz lepsze)

No i kolejne dwa filmy Piotra Szulkina
"Golem" - najtrudniejszy z jego filmów, jakie do tej pory widziałem. Głęboko symboliczne i metaforyczne. Szczerze mówiąc - niewiele zrozumiałem, poza ogólną ideą i przesłaniem reżysera. Z poszczególnymi scenami to mam duży kłopot, ale z tego co pobieżnie przeglądałem recenzje filmu, to nie zauważyłem, żeby co do ogólnej idei ktoś zauważył dużo więcej niż ja.
Świetna scenografia i zdjęcia, aktorstwo niezłe. Mimo wszystko bardziej podobało mi się "O-bi, o-ba" (szczególnie!) i "Ga, ga", ale "Golem" to typ filmu, który po każdym obejrzeniu podoba się bardziej (bo i coraz to nowe rzeczy się odkrywa)

"Ubu król" - najsłabszy i najnowszy film Szulkina. Ostra, szalona i bezpardonowa satyra polityczna i społeczna. Dla mnie trochę zbyt "grówniana", i niektóe dowcipy zbyt hmm ordynarne. Jednak teksty mądre i celne. Fajnie zagrali aktorzy, scenografia bardzo dobra.
Raziło trochę parodiowanie parodii i specjalnie pisanie sztuki, która miała dopiec obecnym politykom. Później ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że... jest to ekranizacja kultowej sztuki 15 letniego (!!!) francuza z przed ponad 100 lat. W orginale akcja działa się właśnie w Polsce (filmowej Folsce), ale autor wiedział o niej tylko, że jest gdzieś koło Rosji.
Mimo wszystko wręcz przerażająco aktualne.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Pluton dawno temu oglądałem. Zapamiętałem go jako trudny, acz ciekawy film przedstawiający wojnę bez kolorozywania, co w tego typu produkcjach jest b. ważne.
 

vegetta

Nowicjusz
Dołączył
26 Październik 2009
Posty
33
Punkty reakcji
0
dla mnie najwybitniejszym filmem bedzie pulp fiction, wszystkie inne klasyki moga sie chowac
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
"Serpico" Lumet - przyzwoity film ale nic niezwykłego. Film o ostatnim sprawiedliwym policjancie, ale na szczęście nie jest patetyczne i moralizatorskie (zbyt mocno przynajmniej).

"Garść dynamitu" Sergio Leone - najsłabszy jego film jaki widziałem (Jego - "Za garść dolarów" nie jest jego, tylko bezczelnie zerżnięte od Kurosawy). Z Leone wyszła fascynacja komunizmem, rewolucjami i rozmaitymi personami pokroju Bakunina. Zbyt wzniośle i kryształowo przedstawił rewolucjonistów meksykańskich, choć jedno zdanie o rewolucjach rewelacyjne-
"Rewolucja?! Powiem ci coś o rewolucjach! Ludzie którzy potrafią czytać książki idą do ludzi, którzy nie potrafią i mówią: "Musimy to zmienić". Wtedy ludzie, którzy czytają książki siadają w okół dużego stołu i rozmawiają, rozmawiają, rozmawiają i jedzą, jedzą i jedzą. A co wtedy robią biedni? Nie żyją! To jest twoja rewolucja! Więc proszę nie mów mi o rewolucjach. A co się dzieje potem? To samo piepszenie zaczyna się od nowa."(cytuje z pamięci)
Szkoda, że tylko to jedno i ten jeden moment był dobry. Jeśli o samą czystą fabułę chodzi, to również prezentuje się najsłabiej ze wszystkich jego filmów.

"Barry Lyndon" Kubrick - niezły film, ale bardzo prawdopodobne, że może się dłużyć (ja te 3h rozłożyłem na dwa podejścia, więc było ok). Bez specjalnych fajerwerków.


"Noce Cabirii" Fellini - film w stylu genialnego i należącego do ścisłej czołówki moich ulubionych "La Strada". Po tym filmie uważam, że Guilietta Masina to najlepsza aktorka jaką do tej pory na ekranie widziałem. Zagrała postać charakterologicznie przeciwstawną tej z "La Strada", ale równie genialnie. Magia kina. "La strada" jednak troche większe wrażenie chyba na mnie zrobił.

"Słodkie życie" Fellini - a tu z kolei film w stylu "Osiem i pół" - czyli koszmarne nudziarstwa. Po ekranie ciągle ktoś coś mówi, krzyczy, biegnie, tańczy, śpiewa, a ja tylko cierpię katusze i patrze na zegarek. W zasadzie nie mam pojęcia dlaczego.

"Wszystko o mojej matce" Almodovar - hmm zboczeńcy i degeneraci na ekranie w ilości takiej, że aż śmiesznie zamiast dramatycznie (oglądając miałem wrażenie, ze za chwile wyskoczy John Cleese z Monty Pythonową świtą i zaczną kolejny skecz).
Szczytem było:
Dowiadujemy się, że pewna zakonnica-idealistka, bez reszy poświęcająca się pomocy innym... jest w ciąży... z tranwestyta... z dużym biustem... i zaraża się AIDS... Ja tam wybuchnąłem śmiechem.
Film ma jednak coś w sobie. Przykuwa do ekranu i niepozwala się nudzić (zapewne po prostu Almodovar to dobry reżyser). Jeśli chodzi o treść i wymowę filmu to nic wartościowego w nim nie widzę.

"Ran" Kurosawa - od bardzo dawna chciałem obejrzeć ten film - nie zawiodłem się. Tylko "Piętno śmierci" z jego filmów cenię wyżej. Jest to film dla wszystkich: piękny wizualnie, fantastyczne sceny batalistyczne (jedna z najlepszych w historii moim zdaniem to zdobywanie Trzeciej Twierdzy), miłośnicy psychodelii - obłąkanie Wielkiego Pana, ciekawa fabuła, no i świetne, choć niezwykle proste klasyczne przesłanie. Luźna ekranizacja "Króla Leara" szekspira moim zdaniem przewyższająca oryginał. No i poraz kolejny świetnie spisał się Tatsuya Nakadai w głównej roli (utwierdziłem się w przekonaniu, że to lepszy aktor niż niemal przez wszystkich wyżej ceniony Mifune)
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
"Zawód: Reporter" Antonioni - zbyt zmęczony byłem chyba jak oglądałem, bo dwa razy przysnąłem. Jakoś specjalnie mnie nie zaciekawił, a i sprawy poruszane niespecjalnie mnie nurtują. Docenić jednak trzeba niezwykle przemyślaną i dopracowaną konstrukcję. Wcześniej widziałem z Antonioniego tylko "Powiększenie" i bardziej mi się podobało. Czuje coś jednak, że jego styl mi nie leży.

"Męczeństwo Joanny D'Arc" Dreyer - niemy film z 1928. Całkiem nieźle się oglądało. Ma swój klimat.

"Brokeback Mountain" Lee - cóż do filmu postanowiłem podejść z otwartym umysłem i bez żadnych uprzedzeń. Jeśli potraktować główną parę bohaterów jako kobieta i mężczyzna, a nie homosi, to jest to zwyczajna historyjka miłosna jakich miliony. Dodać do tego trzeba również, że owa para notorycznie, bezczelnie i przez wiele lat zdradza swoje żony. Co, może mamy takiej degeneracji przyklasnąć?
Dodatkowym minusem filmu są oczywiście obrzydliwe sceny homosexu, które trzeba było przewijać (w kinie byłby kłopot).

Mam wrażenie, że dużo osób ocenia wysoko ten film za to tylko, że jest o homosiach. Niczym to się nie różni od wieszania na filmie psów, za to tylko, że jest o pedałach.
Najlepsze w filmie (jedyne dobre?) są zdjęcia.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Obejrzałem w końcu "Antychrysta" von Triera. Podobał mi się. Na poziomie innych filmów tego reżysera. Zarzut o pornografię idiotyczny, nie zauważyłem u Triera intencji wywołania podniecenia u widza, co jest, wg mnie, nieodzownym aspektem tego typu produkcji. Niektóre sceny faktycznie dość drastyczne, ale nie tak znowu ich wiele, i nie jest to przemoc dla przemocy. Po recenzjach spodziewałem się Sodomy i Gomory - jak dla mnie nic z tych rzeczy. Ogólnie najbardziej podobał mi się początek filmu, zrobił na mnie duże wrażenie, co trochę negatywnie wpłynęło na percepcję dalszego ciągu. Tym niemniej cały film jest naprawdę dobry i klimatyczny, widać talent i wizjonerstwo Triera. Do paru rzeczy mógłbym się przyczepić, ale to już szukanie dziury w całym.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Takie same zdanie mam o "Antychryście". Powiem jeszcze, że największe wrażenie na mnie zrobiła ta pierwsza, kilkuminutowa, czarno-biała scena.

Z ciekawszych rzeczy, któe ostatnimi czasy widziałem:

"Wojna światów" Szulkin - rewelacyjny traktat o zniewoleniu i jego przyczynach w głowach samych zniewolonych. Dobrym komentarzem do tego filmu byłby tekst Kazika: "Wolność. Po co wam wolność? Macie przecież telewizje". Cała masa rozmaitych metafor, skarbnica świetnych scen i tekstów.
Szczególnie dobrze będą się bawić wszelkiej maści "wolnościowcy".

"Magnolia" Anderson - szok. Film w nieprawdopodobny wręcz sposób mnie wciągnął. Może i efekciarski montaż, ale i tak bardzo mi się podobał. Odstraszać może "gwiazdorska" obsada, ale spisali się naprawdę świetnie (nawet Cruise był świetny!). Rzeczy które mi się nie podobały można by na palcach jednej ręki wyliczyć.
Film w stylu Inarritu (trochę mniej dramatyczne) i Pulp Fiction (dużo poważniejsze). W tym filmie również skaczemy (w zawrotnym nieraz tempie) między opowiastkami o kilku różnych bohaterach, których losy coraz bardziej się ze sobą zderzają.
Oklaski na stojąco z mojej strony.

"Twarz" Bergman - Nie wiem co mam z tym Bergmanem. Każdy jego film bardzo mi się podoba - ewenement. Zderzenie nauki z metafizyką, z kilkoma całkiem niezłymi nawet scenami grozy. Grupa objazdowych magików trafia do bogatego domu, gdzie ma pokazać swoje umiejętności przed grupą cynicznych racjonalistów. Długo można się po filmie zastanawiać, czy rzeczywiście oni mieli jakieś magiczne zdolności.

"Lolita", Kubrick - nie czytałem książki, więc nie będę się rozpisywał. Powiem jedynie, że film mi się podobał.

"Amarcord" Fellini - bardzo nie podobał mi się ten film. Brak jakiejś jednolitej fabuły. Mała Włoska wioska (jakieś tam wspomnienia z młodości Felliniego, czy coś) i taki trochę szalony klimat. Nie podobało mi się to wszystko. Nic mnie nie rozbawiło, sporo zniesmaczyło. Nie mam w sobie chyba włoskiej duszy.

"Nakarmić kruki" Saura - spodziewałem się jakiegoś super przytłaczającego dramatu, ale dostałem coś zupełnie innego. Trudno właściwie mi opisać ten film. Jego siłą (lub słabością) jest specyficzny klimat. Przez zdecydowaną większość filmu kamera jest skierowana na małą dziewczynkę o dość niezwykłej psychice (np fascynacje śmiercią i wizje zmarłej matki). Mi się podobało.

"Bridges of Madison Country" Eastwood - Pierwszy ckliwy melodramat, który mi się spodobał. Kluczem chyba była pierwsza część filmu (w melodramatach najczęściej takie części występują: poznanie, obcowanie, rozstanie, ewentualnie obcowanie po raz drugi). Jakoś takie przystępne to dla mnie było. Ważne jest pewnie również to, że główne role nie grały jakieś lalki, tylko ludzie o przeciętnym wyglądzie.

"Benny's video" Haneke - widzę, że twórca "Funny Games" jest dość monotematyczny. Podobne rzeczy pokazuje co w "Funny Games" w całkowicie innej oprawie. Wyraźnie gorszy od jego najbardziej znanego filmu, ale niezły.

"Cinema Paradiso" Tarnatore - Baśń w ładnej oprawie. Dzieciak, poczciwy dorosły przyjaciel-drugi ojciec i sentymentalna opowieść z kinem w tle. Nie zrrobił na mnie specjalnego wrażenia.

"Niebo i piekło" Kurosawa - film można podzielić na dwie części: 1 - dramatyczna. Dość mocno mnie wciągnęła. Mocno odczułem trudny dylemat przed któym staje bohater. 2 - kryminalna - na niezłym poziomie stoi (wyższym niż wiele seriali kryminalnych), ale nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie. Mimo wszystko - bardzo dobry film.
 
Do góry