A całkowicie państwowe z podatków jeno będą duże? Weź kalkulator i licz. Z pustego w próżne, nie nalejesz. I masz racje, że problem leży w niskich zarobkach. Nie w niskich umowach o pracę, bo to tylko papierek. Nawet jak by do mnie przyszedł urzędnik i powiedział zapłać pracownikom dwa razy więcej, to ja powiem w takim razie zamykam firmę, albo zwalniam 3/4 i staram się przeżyć na marnych obrotach.
A gdzie jest wina? Wina nie leży w takim czy innym przesyłaniu skrawków papieru i impulsów elektrycznych, bo to samo z siebie nie ma znaczenia. Problem leży w tym jaki odsetek ludności zajmuje się pożyteczną pracą. Ilość dóbr, towarów i usług na rynku jest równoważna tej jaką się wyprodukuje. Jak kiedyś lewacy wymyślili, że co drugi młody człowiek ma studiować do 25 roku życia, chociaż i tak tej wiedzy nie wykorzysta bo nie ma takiego zapotrzebowania na wykształcenie (choć można je oczywiście sztucznie stworzyć, karząc każdej sprzątaczce, mieć dyplom inżyniera konserwacji powierzchni płaskich, ale nie będzie od tego czyściej) to odchodzą setki tysięcy jak nie miliony ludzi rocznie, którzy mogli by do pracy iść 3 lub 5 lat wcześniej. Tabuny urzędników, którzy nie produkują nic pożytecznego, ani nie świadczą żadnej użytecznej usługi (choć czasem się może i napracują, nie oznacza, że coś z tego wynika). O wiele więcej księgowych, prawników, sekretarek, szkoleniowców którzy zajmują się w prywatnych firmach, zadowoleniem zachcianek biurokracji, zamiast wytwarzaniem użytecznych dóbr i usług. Dodatkowo związkowcy, bhpowcy, politycy, których jest niesamowicie wiele i rzesza bezrobotnych. Ostatecznie dochodzi do tego, że pożyteczną robotą zajmuje się ze dwa miliony Polaków, a reszta z tego żyje, i musi mieć czysto, zbudowane domy, wyhodowane żarcie, wyprodukowane potrzebne produkty. A tu jeszcze starym ludziom zachciało się odpocząć po całym życiu zapierniczania. Ekonomia jest prosta i nieugięta. Nie ma dla nich kasy.