Okej dzięki.
Tylko wiesz czemu zapytałem?
Bo większość ateistów, których spotkałem w życiu, potrafi atakować tylko kościół katolicki (ty nie atakujesz- ok), bo w gruncie rzeczy na jego fundamencie zostali wychowani i o nim wiedzą najwięcej. Ale zauważ, że bycie ateistą oznacza nie tylko sprzeciw wobec katolicyzmu, ale ogólnie wobec chrześcijaństwa, a dalej wobec hinduizmu, islamu i wielu innych religii, konkretniej wobec BOGA, jego istnienia.
Kiedyś zapytałem wprost kumpla, dlaczego ciągle pieprzy mi o tym, jaki to Watykan zły, siaki i owaki, natomiast o tysiącach fanatycznych muzułmanów nie wspomni nawet słowem, chociaż to oni odpowiadają za większość dużych akcji terrorystycznych. Dlaczego mówi o zaściankowości kościoła katolickiego, który sprzeciwia się związkom homoseksualnym, antykoncepcji, a nie wspomni o tym, że państwa islamskie są jednymi z najbardziej nietolerancyjnymi w wielu sferach życia.
Dlaczego mówi o tym, że trzeba usunąć kler z życia politycznego w Polsce, a nie widzi, że praktycznie zawsze państwo, w którym większość stanowią muzułmanie jest państwem wyznaniowym, w którym wojny, surowe wyroki nadal są uważane za Boską wolę?
Nie pastwię się na nikim... Nie mam zamiaru nikogo pouczać, negować jego zdania... Ale denerwuje mnie trend, w którym ateiści są zagorzałymi przeciwnikami katolicyzmu i negują istnienie Boga na podstawie tego, co dzieje się w Watykanie i podległych mu diecezjach.
Małe sprostowanie- katolicyzm to wyznanie, nie religia.
Wszystkie zakazy spożywania pokarmów wynikają z ich symboliki. To bardziej tradycja.
Ale dzięki jacobbs, bo nie spotkałem się z taką argumentacją jeszcze. Czego nie odbieraj źle, bo szanuję i toleruję twoje poglądy. "Każdy należy do samego siebie". Pozdro.
Tylko wiesz czemu zapytałem?
Bo większość ateistów, których spotkałem w życiu, potrafi atakować tylko kościół katolicki (ty nie atakujesz- ok), bo w gruncie rzeczy na jego fundamencie zostali wychowani i o nim wiedzą najwięcej. Ale zauważ, że bycie ateistą oznacza nie tylko sprzeciw wobec katolicyzmu, ale ogólnie wobec chrześcijaństwa, a dalej wobec hinduizmu, islamu i wielu innych religii, konkretniej wobec BOGA, jego istnienia.
Kiedyś zapytałem wprost kumpla, dlaczego ciągle pieprzy mi o tym, jaki to Watykan zły, siaki i owaki, natomiast o tysiącach fanatycznych muzułmanów nie wspomni nawet słowem, chociaż to oni odpowiadają za większość dużych akcji terrorystycznych. Dlaczego mówi o zaściankowości kościoła katolickiego, który sprzeciwia się związkom homoseksualnym, antykoncepcji, a nie wspomni o tym, że państwa islamskie są jednymi z najbardziej nietolerancyjnymi w wielu sferach życia.
Dlaczego mówi o tym, że trzeba usunąć kler z życia politycznego w Polsce, a nie widzi, że praktycznie zawsze państwo, w którym większość stanowią muzułmanie jest państwem wyznaniowym, w którym wojny, surowe wyroki nadal są uważane za Boską wolę?
Nie pastwię się na nikim... Nie mam zamiaru nikogo pouczać, negować jego zdania... Ale denerwuje mnie trend, w którym ateiści są zagorzałymi przeciwnikami katolicyzmu i negują istnienie Boga na podstawie tego, co dzieje się w Watykanie i podległych mu diecezjach.
Małe sprostowanie- katolicyzm to wyznanie, nie religia.
Wszystkie zakazy spożywania pokarmów wynikają z ich symboliki. To bardziej tradycja.
Ale dzięki jacobbs, bo nie spotkałem się z taką argumentacją jeszcze. Czego nie odbieraj źle, bo szanuję i toleruję twoje poglądy. "Każdy należy do samego siebie". Pozdro.