Był rok 2009 miesiąca sierpnia dokładnego dnia nie pamiętam. Wstałem rano cały obolały. Jak zwykle zjadłem śniadanie. Ubrałem się ( na krótko) tzn. krótkie spodenki i bluzkę. Pościeliłem łóżko. Wyjrzałem przez okno.
- O Boże jaka piękna pogoda. Trzeba gdzieś się przejechać na rowerze.
Tak jak powiedziałem, tak uczyniłem.
Zszedłem na dół do piwnicy wyciągnąłem swój już stary rower po przejściach. Gdzie nie gdzie lakier był obdrapany. Wyciągnąłem go, usiadłem na ławce, aby zapalic sobie papierosa. Patrząc na niebieskawy dym, myślałem gdzie się wybrac.
- Może do lasu? Albo gdzieś na wioskę.
Popatrzyłem na niebo i stwierdziłem, że lepiej wybrac się do lasu. Słońce paliło jak ukrop. Dobra wsiadłem na rower. Przejechałem przez chodniczek wylotowy z klatki. Skręciłem w prawo i pomknąłem niczym strzała po niedawno wyremontowanej ulicy. Parę metrów przed mną był blok. Więc skręciłem tym razem w lewo i wjechałem na deptak wylany żwirem. Typowy dla rowerów. Po prawej stronie popatrzyłem na błonia i na ludzi wędrujących z pieskami.
- Eh.. kolejny dzień, w którym nie ma nic nie zwykłego. No cóż, za duża monotonia.
Jechałem dalej. Zatrzymałem się przed dośc ruchliwą ulicą. Poczekałem, aż będzie wolne i przejechałem. Teraz już pędziłem przez osiedle pełne pięknych domków jednorodzinnych o ciekawej architekturze i kolorach. Wreszcie dotarłem do parku. Skręciłem w las. Jechałem dłuższy czas ścieżką, patrząc na jasno zielone drzewa. Z oddali zobaczyłem pień. Postanowiłem zatrzymac się odpocząc i zapalic kolejneg Marlboro. Siedziałem tak, paliłem jednego za drugim, gdy naraz usłyszałem jakiś nie ludzki odgłos. Ni to krzyk ni charkot. W pierwszym momencie oblałem się zimnym potem ze strachu lecz ciekawośc zwyciężyła. W stałem z pnia otrzepałem spodnie i ochoczo poszedłem w stronę, z której usłyszałem ten przedziwny dźwięk. Zacząłem się skradac, sam nie wiem czemu. Adrenalina przyjemnie pulsowała, czułem silne podniecenie tą całą sytuacją. Zacząłem się czołgac przez rosłe zielone paprocie. Zatrzymałem się na skraju tych, że roślin uchyliłem tylko jednego liścia, ażeby się przyjżec czy coś przede mną się znajduję.
- O :cenzura:.
Wyrwało mi się. Bo to co zauważyłem było nieprawdopodobne. Zobaczyłem malutkie zwierzątko nie jakiegoś tam dzika czy wilka. To coś wyglądało jak mały tygrys z niebieskimi łuskami o głębokich jak ocean zielonych oczach.
Ciekawośc walczyła ze strachem. W końcu wygrała ciekawośc. Zacząłem ostrożnie się czołgac to tego stworzenia. Nagle usłyszałem głos w głowie.
- Cześc człowieku. Zagubiłem się przez przypadek mamusia mnie wysłała do innego świata. - odezwał się ten stwór.
- YY.ekhm witaj. Kim jesteś i skąd tu przybyłeś ? - zapytałem drżącym z podniecenia głosem - wreszcie coś się dzieje ciekawego - pomyślałem.
- Jestem Draco, fernir z krainy, którą wy ludzie nazywacie bajkową. W moim świecie, żyją elfy, krasnoludy i inne mityczne, czarodziejskie i potężne ludy.
- Aha... nie możesz tu zostac. Musisz wrócic do swojego świata. W tym świecie możesz zginąc.
- Tak, masz rację lecz to nie jest takie proste. Lecz jakbyś pomógł mi się dostac jakoś do Afryki na Saharę. To bym mógł wrócic. Tam jest portal, między moim a twoim światem.
- Na Saharę powiadasz. Hmm.. będzie ciężko lecz spróbuję Ci jakoś pomóc.
- Dzięki Ci Gabrielu.
- Ja nie mam na imię Gabriel tylko Tomek.
- Tak, to twoje ziemskie imię. Lecz wyczuwam w Tobie częśc boskiego zamysłu. Archaniele Gabrielu.
- Że co ? Głupoty opowiadasz. Wiesz poczekaj tu do jutra. Jutro jedzenie Ci przyniosę a potem pomyśli się co dalej.
- No dobrze. To jutro o w tym miejscu i o tej samej porze Gabrielu.
Nie odezwałem się na pożegnanie. Pobiegłem do miejsca, w którym zostawiłem rower. Zapaliłem jeszcze jednego papierosa. Wsiadłem i pomknąłem w drogę powrotną. W głowie kotłowało mi się sto myśli naraz.
Kiedy dojechałem do domu dochodziła godzina 20.00
- Kurde trzeba wziąśc prysznic. I się położyc, może sen podsunie mi jakiś pomysł.
Kręciłem się i wierciłem. Wreszcie zasnąłem.
To taka próbka. Jak będziecie chcieli więcej i jak się spodoba to napiszę ciąg dalszy.
- O Boże jaka piękna pogoda. Trzeba gdzieś się przejechać na rowerze.
Tak jak powiedziałem, tak uczyniłem.
Zszedłem na dół do piwnicy wyciągnąłem swój już stary rower po przejściach. Gdzie nie gdzie lakier był obdrapany. Wyciągnąłem go, usiadłem na ławce, aby zapalic sobie papierosa. Patrząc na niebieskawy dym, myślałem gdzie się wybrac.
- Może do lasu? Albo gdzieś na wioskę.
Popatrzyłem na niebo i stwierdziłem, że lepiej wybrac się do lasu. Słońce paliło jak ukrop. Dobra wsiadłem na rower. Przejechałem przez chodniczek wylotowy z klatki. Skręciłem w prawo i pomknąłem niczym strzała po niedawno wyremontowanej ulicy. Parę metrów przed mną był blok. Więc skręciłem tym razem w lewo i wjechałem na deptak wylany żwirem. Typowy dla rowerów. Po prawej stronie popatrzyłem na błonia i na ludzi wędrujących z pieskami.
- Eh.. kolejny dzień, w którym nie ma nic nie zwykłego. No cóż, za duża monotonia.
Jechałem dalej. Zatrzymałem się przed dośc ruchliwą ulicą. Poczekałem, aż będzie wolne i przejechałem. Teraz już pędziłem przez osiedle pełne pięknych domków jednorodzinnych o ciekawej architekturze i kolorach. Wreszcie dotarłem do parku. Skręciłem w las. Jechałem dłuższy czas ścieżką, patrząc na jasno zielone drzewa. Z oddali zobaczyłem pień. Postanowiłem zatrzymac się odpocząc i zapalic kolejneg Marlboro. Siedziałem tak, paliłem jednego za drugim, gdy naraz usłyszałem jakiś nie ludzki odgłos. Ni to krzyk ni charkot. W pierwszym momencie oblałem się zimnym potem ze strachu lecz ciekawośc zwyciężyła. W stałem z pnia otrzepałem spodnie i ochoczo poszedłem w stronę, z której usłyszałem ten przedziwny dźwięk. Zacząłem się skradac, sam nie wiem czemu. Adrenalina przyjemnie pulsowała, czułem silne podniecenie tą całą sytuacją. Zacząłem się czołgac przez rosłe zielone paprocie. Zatrzymałem się na skraju tych, że roślin uchyliłem tylko jednego liścia, ażeby się przyjżec czy coś przede mną się znajduję.
- O :cenzura:.
Wyrwało mi się. Bo to co zauważyłem było nieprawdopodobne. Zobaczyłem malutkie zwierzątko nie jakiegoś tam dzika czy wilka. To coś wyglądało jak mały tygrys z niebieskimi łuskami o głębokich jak ocean zielonych oczach.
Ciekawośc walczyła ze strachem. W końcu wygrała ciekawośc. Zacząłem ostrożnie się czołgac to tego stworzenia. Nagle usłyszałem głos w głowie.
- Cześc człowieku. Zagubiłem się przez przypadek mamusia mnie wysłała do innego świata. - odezwał się ten stwór.
- YY.ekhm witaj. Kim jesteś i skąd tu przybyłeś ? - zapytałem drżącym z podniecenia głosem - wreszcie coś się dzieje ciekawego - pomyślałem.
- Jestem Draco, fernir z krainy, którą wy ludzie nazywacie bajkową. W moim świecie, żyją elfy, krasnoludy i inne mityczne, czarodziejskie i potężne ludy.
- Aha... nie możesz tu zostac. Musisz wrócic do swojego świata. W tym świecie możesz zginąc.
- Tak, masz rację lecz to nie jest takie proste. Lecz jakbyś pomógł mi się dostac jakoś do Afryki na Saharę. To bym mógł wrócic. Tam jest portal, między moim a twoim światem.
- Na Saharę powiadasz. Hmm.. będzie ciężko lecz spróbuję Ci jakoś pomóc.
- Dzięki Ci Gabrielu.
- Ja nie mam na imię Gabriel tylko Tomek.
- Tak, to twoje ziemskie imię. Lecz wyczuwam w Tobie częśc boskiego zamysłu. Archaniele Gabrielu.
- Że co ? Głupoty opowiadasz. Wiesz poczekaj tu do jutra. Jutro jedzenie Ci przyniosę a potem pomyśli się co dalej.
- No dobrze. To jutro o w tym miejscu i o tej samej porze Gabrielu.
Nie odezwałem się na pożegnanie. Pobiegłem do miejsca, w którym zostawiłem rower. Zapaliłem jeszcze jednego papierosa. Wsiadłem i pomknąłem w drogę powrotną. W głowie kotłowało mi się sto myśli naraz.
Kiedy dojechałem do domu dochodziła godzina 20.00
- Kurde trzeba wziąśc prysznic. I się położyc, może sen podsunie mi jakiś pomysł.
Kręciłem się i wierciłem. Wreszcie zasnąłem.
To taka próbka. Jak będziecie chcieli więcej i jak się spodoba to napiszę ciąg dalszy.