Szkoła- miejsce gdzie się rozwijamy, czy raczej marniejemy?

fiaga

Nowicjusz
Dołączył
2 Październik 2009
Posty
179
Punkty reakcji
1
Nie jestem zdenerwowana, tylko lekko podirytowana^^. Ciekawe świata dzieciaki, szukają miejsc w których mogą się rozwinąć o ile mają możliwość (kółka zainteresowań np.).

Źródłem mojej irytacji jest to, że zazwyczaj tyle na maturach mówi się o płaczących humanistach, a nikt nie zauważa, że ścisłowcom z polskim może być ciężko. Nie mówię tu o sobie, ale znam parę osób, które nie dostały na studia z powodu polskiego pisemnego, tylko dlatego, że okazały się na tyle odważne by nie myśleć jak klucz.

Hm... Jako humanistka jakoś nie myślałam, że ścisłowiec może czegos nie umieć. Naprawdę. Mam brata ścisłowca (fizyk) i to on zachecał mnie do czytania, podsuwał co lepsze książki. Już wspominałam o równoległej klasie mat-fiz, z której wywodziła sie wiekszośc oplimpijczyków nie tylko z przedmiotów ścisłych. Powstało we mnie przekonanie, że ścisłowiec jest kimś w rodzaju człowieka renesansu. Jak sie okazuje, nieco mylne. Przepraszam...
 
Dołączył
25 Marzec 2012
Posty
1 108
Punkty reakcji
186
Hahahah xD.
Wydaje mi się, że humanista humaniście nierówny, tak samo jak ścisłowiec ścisłowcowi^^.
Zazwyczaj jeśli jest jakaś trudność z maturą z polskiego to chyba dla dyslektyków, no i ogólnie literatura, dla wielu osób uznawana kompletnie za zbędną.
Poza tym ten cały "klucz" moim zdaniem zabija indywidualność jednostki.

Jeszcze wracając do Twojego bulwersu na temat studiów, to nie mam pojęcia jak wygląda nauczanie na kierunkach humanistycznych, ale musisz przyznać, że to był Twój świadomy wybór. Moim zdaniem uczą was mało praktycznie, ale to już nie mój problem.
W ogóle studia czasami to jedna wielka parodia, u mojego znajomego na zaliczeniu z obwodów i sygnałów losowali sobie oceny, bo akurat prowadzącemu się nie chciało w ostatniej chwili egzaminu, z kolei u mnie na kierunku gość zrobić "pre-zaliczenie" na wykładzie o 7 rano i Ci co zdali mają przedmiot do przodu, a Ci których nie było i Ci którzy nie zdali mają wrzesień^^.
 

fiaga

Nowicjusz
Dołączył
2 Październik 2009
Posty
179
Punkty reakcji
1
Czarny Lokaju: "Jeszcze wracając do Twojego bulwersu na temat studiów, to nie mam pojęcia jak wygląda nauczanie na kierunkach humanistycznych, ale musisz przyznać, że to był Twój świadomy wybór. Moim zdaniem uczą was mało praktycznie, ale to już nie mój problem".
Czy chesz mi powiedzieć, że 19 latka idaca na wymarzone studia doskonale wie na jakiego profesora trafi? :D Pewnie nie, bo dośc mądrze piszesz :D
 

scandal

Nowicjusz
Dołączył
23 Czerwiec 2007
Posty
271
Punkty reakcji
1
Wiek
43
Klucz to porażka. To nowa wersja starego hasła: co poeta miał na myśli.
 
Dołączył
25 Marzec 2012
Posty
1 108
Punkty reakcji
186
@fiaga odpowiadając na pytanie: no nie xD Sama miałam/mam takich wykładowców, którym bardzo chętnie bym "łeb ukręciła" za ich humory i wymysły, ale podejrzewam, że na każdej uczelni tacy są taka kwestia "rozrywki", żeby nam się nie nudziło ^_^
 

fiaga

Nowicjusz
Dołączył
2 Październik 2009
Posty
179
Punkty reakcji
1
Ach! żeby to jeno rozrywka była. Może jakby egzamin u tego gościa był na trzecim roku, to nie byłoby tak strasznie, ale na pierwszym? kiedy groziło nam wylecenie ze studiów? Koszmar. Na swoje szczęście mam pamięć jak słonie albo żółwie. Zakułam, zdałam, zapomniałam.
 
Dołączył
25 Marzec 2012
Posty
1 108
Punkty reakcji
186
Heh, to chyba masz jednak dobrze, bo u mnie na kierunku co semestr odpada bardzo dużo osób^^ i co semestr mamy takiego "bossa", którego musimy pokonać xD.
 

fiaga

Nowicjusz
Dołączył
2 Październik 2009
Posty
179
Punkty reakcji
1
Heh, to chyba masz jednak dobrze, bo u mnie na kierunku co semestr odpada bardzo dużo osób^^ i co semestr mamy takiego "bossa", którego musimy pokonać xD.
Mam dobrze :D...

Heh, to chyba masz jednak dobrze, bo u mnie na kierunku co semestr odpada bardzo dużo osób^^ i co semestr mamy takiego "bossa", którego musimy pokonać xD.
Ano... mam dobrze:)

Ano... mam dobrze. Zresztą wiem to nie od dziś:)
 

mag77

Nowicjusz
Dołączył
2 Luty 2009
Posty
163
Punkty reakcji
0
Hm... mnie dziwi jedno (znaczy niejedno, ale teraz właśnie to :D). W podstawówce dzieci prawie niczego nie uczą się na pamięć (tak przynajmniej jest u siostrzenicy) ani wiewrszyków, ani nawet tabliczki mnożenia. A potem na studiach żąda się pamięciowego opanowania wielu rzeczy. A przecież pamięć jest jak mięsień- nieużywana zanika...więc jak to w końcu jest?
 

scandal

Nowicjusz
Dołączył
23 Czerwiec 2007
Posty
271
Punkty reakcji
1
Wiek
43
Ależ uczą się na pamięć i to rzeczy całkiem niezrozumiałych. Np. "nie cudzołóż"- do komunii mają taką pamięciówkę, że hoho.
 

marek_j

Nowicjusz
Dołączył
1 Wrzesień 2011
Posty
69
Punkty reakcji
2
Według mnie - to wszystko zależy. Chodząc do liceum miałem wrażenie, ze moja edukacja tam jest kompletnie bezsensowna i bezowocna. Większość przedmiotów prowadzili nauczyciele, którzy myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy, a jak się okazało, że uczeń wie coś , o czym nauczyciel nie ma pojęcia to biedny uczeń od razu mógł się przygotowywać do poprawki. Oni musieli być najlepsi. Inna grupa : nauczyciele tak nudni, że nawet najzagorzalsi fani historii zasypiali na ich lekcjach. Jak to jest - lubię historię w stopniu umiarkowanym, ale na lekcjach z nudów chciałem wyskoczyć przez okno, a kiedy mój kumpel (wielki leser ze wszystkich przedmiotów, z wyłączeniem historii) opowiadał mi o II wojnie światowej albo o czasach Aleksandra II Romanova to mogłem słuchać godzinami? Dziwna sprawa. Obecnie jestem na studiach zaocznych. Szkoła prestiżowa (tak mówią sondaże), a nie robię tam NIC, kompletnie NIC, nie rozumiem spięcia przed sesją, ja czegoś takiego nie odczuwam. Nie staram się praktycznie w ogóle, a w poprzednim semestrze zabrakło mi jednej 5 do stypendium. Paranoja?
Z drugiej strony mamy np. Szkołę Języka Francuskiego w Wawie do której chodziłem jakiś czas i trafiła mi się tam niesamowita nauczycielka. Powinna dostać jakiegoś Oscara wśród nauczycielek czy coś. Przekazywała wiedzę praktyczną w taki sposób, że człowiek nawet nie zauważał, że się uczy, a wszystko wchodziło mu do głowy. Zajęcia mijały mi nie wiadomo kiedy, czas dłużył się tylko raz - jak oglądaliśmy jakiś francuski, romantyczny film. :p Generalnie zauważyłem, że w szkole francuskiego było kompletnie inne podejście, niż w normalnej szkole. Nauczyciele nie uczyli mnie tam dla ocen, nic nie naciągali, im naprawdę zależało bym wyniósł coś z tych zajęć. Poświęcali nam tam naprawdę dużo czasu.
W szkole kazali nam uczyć się na pamięć, niekoniecznie rozumieć, mieliśmy po prostu powtarzać poprawne odpowiedzi jak roboty. Bez sensu. Coś odnośnie tematu, tak szkoła zabija kreatywność :
208867_10151954453555241_1094669047_n.jpg
 

marika8

Nowicjusz
Dołączył
19 Maj 2011
Posty
67
Punkty reakcji
3
Jak byłam młodsza to uważałam, że nauka to jest mój obowiązek, który narzucają mi rodzice. I nie bardzo byłam chętna. Ale też kiedy człowiek jest młody i jeszcze tak nie ukształtowany to pewnych spraw nie rozumie. Treaz jak już jestem starsza to na pewne rzeczy patrzę inaczej. I na pewno nie uważam żebym się w szkole marnowała. Idę teraz od września do rocznej szkoły policealnej (nie wybrałam jeszcze na co konkretnie), ale ponieważ już się wcześniej w progresie uczyłam to teraz za szkołę będę płacić połowę. I szczerze - idę z wielką chęcią i uważam, że jest to świetny sposób na rozwój. Na pewno nie czuję, że "zmarnieję"!
 

fiaga

Nowicjusz
Dołączył
2 Październik 2009
Posty
179
Punkty reakcji
1
Ja mogę powiedzieć tak: im coś bardziej mojego, tym łatwiej się uczę, ale nawet wybierając studia, musiałam zaliczyć jakieś kompletnie bezsensowne zajęcia.
 

okurcze

Nowicjusz
Dołączył
30 Listopad 2010
Posty
44
Punkty reakcji
0
Ja czasu spędzonego w szkole nie uważam za czas stracony. Nie zmarniałam. Nawet teraz czasem przedmioty, które kiedyś uznawałam za nieprzydatne do niczego, czasem mi się przydają. To czego bym sobie i innym mogła życzyć, to mniejsze klasy i bardziej oddani nauczyciele.
 

amanda02

Nowicjusz
Dołączył
10 Styczeń 2010
Posty
352
Punkty reakcji
8
Miasto
łódzkie
Chyba dobrze, że dłużej uczymy się ogólnych rzeczy co teraz rocznik 96 ma skrócone skoro wielu nastolatków nie wie tak na prawdę co chce robić w życiu, a szkoła nie pomaga im w odnalezieniu tego czegoś. Znam osoby chodzące do liceów, które nadal nie mają pojęcia co chcą robić.
 

amanda02

Nowicjusz
Dołączył
10 Styczeń 2010
Posty
352
Punkty reakcji
8
Miasto
łódzkie
Ja miałam w klasie ścisłowców, którzy nie mieli problemu z polskim :D Szło im bardzo dobrze. Czasami gorsze oceny mieli z opowiadań ;p Też sądzę, że to zależy od szkoły, ale z drugiej strony od nas samych. Jeśli chcesz czegoś na prawdę będziesz dążył. Jeżeli coś cie interesuje będziesz czytał więcej niż masz w szkole i będziesz starał się zobaczyć te rzeczy w praktyce choćby w internecie. Mnie wkurzał zawsze jedynie ten "klucz", w którego często nie mogłam się wpasować. To jest zmorą całej edukacji. Powinno być napisane jakie odpowiedzi nie są prawidłowe, w sensie całkiem błędne, a nie, że jak ja napisze inną interpretacje, inny możliwy pomysł itd, to musi być "złe".
 

Norad

Nowicjusz
Dołączył
12 Styczeń 2010
Posty
1 243
Punkty reakcji
29
Według mnie - to wszystko zależy. Chodząc do liceum miałem wrażenie, ze moja edukacja tam jest kompletnie bezsensowna i bezowocna. Większość przedmiotów prowadzili nauczyciele, którzy myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy
Tak to jest chyba dość powszechne i niestety sam się spotkałem, jednak wielu nauczycieli wspominam miło nawet jak wiele mi nie przekazali.

Strata czasu dla tych osób, które już wiedzą, czym chciałyby się zajmować.
Szkoła nie była dla mnie stratą czasu, nie w całokształcie, np w gimnazjum zmarnowałem jakieś 4 miechy na nic nierobieniu w zawodówce rok, do nauki przy maturze 2 lata spokojnie wystarcza do tego mogę empirycznie stwierdzić że z połowę wynoszonych informacji ze szkoły jest mi zupełnie niepotrzebna a ile zapomniałem nie potrafię stwierdzić, nie pamiętam.

Kiedyś dzieci nie dostawały zapłaty, ale dostawały świetne opanowanie tajników zawodu
Wyuczony zawód to podstawa do tego pomocne są wszelkie umiejętności i wiedza, najlepiej je nabywać kosztem godzin niepotrzebnego siedzenia za szkolną ławą, tym z chęciami jeszcze praca przy nauce często nie wadzi choć nie można być leniwym.

nie wie tak na prawdę co chce robić w życiu, a szkoła nie pomaga im w odnalezieniu tego czegoś.
Od szkoły nie można wymagać wskazania kierunku życiowego, szkoła ma uczyć nie wychowywać a decyzje ostatecznie podejmujemy sami i sami za nią odpowiadamy nie wespół z "wychowawcami" co do celu to wielu nie potrafi go wskazać zanim go nie osiągnie, tak jest ze mną.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Szkoła nie jest stratą czasu, co nie zmienia faktu, że system edukacji jest skostniały, a ten potworek w postaci gimnazjum już dawno powinien pójść w diabły. Znam paru nauczycieli i są zgodni, co do tego, że z roku na rok jest tam coraz gorzej. Problemem nauczania w Polsce jest primo to, że nie podkreśla się wagi wiedzy jako wartości, a czegoś do zastosowania na maturze/innym egzaminie. Ja sam nie lubiłem chodzić do liceum (i do dziś jestem zdania, że uczyli tam ludzie niekompetentni). Nie chodzi o jakieś durne, młodzieńcze stadia buntu, przez które oczywiście też przechodziłem, ale fakt, że z uczniem zazwyczaj nie chciano nawiązać dialogu, a tylko wdrożyć mu do głowy gotowy program. Byłem nawet świadkiem takich sytuacji, gdzie uczeń był określany mianem ,,do niczego", gdy czegoś nie potrafił.

Od szkoły nie można wymagać wskazania kierunku życiowego, szkoła ma uczyć nie wychowywać a decyzje ostatecznie podejmujemy sami i sami za nią odpowiadamy nie wespół z "wychowawcami" co do celu to wielu nie potrafi go wskazać zanim go nie osiągnie, tak jest ze mną.
A posada wychowawcy, ocena za zachowanie, lekcje religii/etyki? To nie próby wychowania? Szkoła próbuje wychowywać, ale moim zdaniem jej to nie wychodzi.
 

Norad

Nowicjusz
Dołączył
12 Styczeń 2010
Posty
1 243
Punkty reakcji
29
A posada wychowawcy, ocena za zachowanie, lekcje religii/etyki? To nie próby wychowania? Szkoła próbuje wychowywać, ale moim zdaniem jej to nie wychodzi.
Właśnie dla tego nie powinna wychowywać bo jej to nie wychodzi, ma uczyć. Wychowawcy, religie, etyki, przysposobienia to wszystko jest wskaźnikiem upadku szkolnictwa i nawet nie chodzi o próby katechizacji na siłę ale o marnowanie czasu i osłabienie pozycji nauczyciela a także coraz to niższej kulturze za szklonymi murami i o to że można to tak łatwo naprawić.
 

Polak5

Nowicjusz
Dołączył
5 Luty 2011
Posty
40
Punkty reakcji
0
Wiek
28
"Hm... Jako humanistka jakoś nie myślałam, że ścisłowiec może czegos nie umieć. Naprawdę. Mam brata ścisłowca (fizyk) i to on zachecał mnie do czytania, podsuwał co lepsze książki. Już wspominałam o równoległej klasie mat-fiz, z której wywodziła sie wiekszośc oplimpijczyków nie tylko z przedmiotów ścisłych. Powstało we mnie przekonanie, że ścisłowiec jest kimś w rodzaju człowieka renesansu. Jak sie okazuje, nieco mylne. Przepraszam..."

Ciekawe, bo uczono mnie, że humaniści to ludzie wszechstronni, potrafiący wykazać się w wielu dziedzinach (przynajmniej w renesansie), a dzisiaj panuje przekonanie, że to ci od polskiego i historii, ja nie mam problemu bo i z matematyki jestem świetny (skromnie), więc chyba jestem humanistą, bo umiem to i to, i co?

Co do ogólnego wyrażenia w sprawie szkoły, powiem wam prymusy i nie-prymusy, że w niektórych (np. mojej) wyedukowano mnie w zakresie wszystkich przedmiotów, ale co mi z tego, jak o seksie sam musiałem się douczać (lol)?!?!?! Nie bierzcie tego do siebie, pozdrawiam.
 
Do góry