Długo zastanawiałem się czy założyć ten temat, pewnie ktos pomyśli że znów beznadziejny błachy problem wynikający z czyjejś słabości, ale dla mnie to ważne...
Jestem w pierwszej klasie liceum, liceum dobre raczej, klasa też mi się trafiła dość fajna i mądra. Ale to nic nie zmienia w tej sprawie, o której piszę, chociaż na pierwszy rzut oka wydawałoby się inaczej...
Otóż już na początku roku moja klasa wyszła z inicjatywą zorganizowania wycieczki dwu lub trzydniowej, która miała być w głównej mierze tylko pretekstem do wiadomo czego... alkohol. Udało się ją zorganizować na wiosnę dopiero, tak więc w poniedziałek jest już wyjazd, wracamy w środę. I teraz sie zaczyna fundament problemu. W szkole podstawowej i gimnazjum nie byłem zbytnio lubiany, kolegów jako takich miałem, czasem więcej, czasem mniej ale zawsze się znalazł ktoś, komu nie pasowałem i coś do mnie miał. Poszedłem do liceum w nadziei że może coś się zmieni - i nareszcze się zmieniło, znalazłem kolegów i koleżanki, nie ma między nami nieporozumień. Jest O.K. W tym roku też doszło do przemiany w moim życiu, spotkałem Pana Boga na swojej drodze (zostałem ewangelicznym protestantem), który zmienił mój punkt widzenia na pewne sprawy. Wiara stała się jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Postanowiłem że wiele rzeczy muszę zmienić. Stwierdziłem że nie chcę pić alkoholu na wycieczce (jeśli ktoś ma zamiar napisać "napij się, co Ci szkodzi?" czy inne tego typu to niech się najlepiej w ogóle nie odzywa) i tu jest samo sedno problemu. Z jednej strony chce być oddany swojej wierze i czynić rzeczy, które podpowiada mi sumienie, a z drugiej strony nie chcę być odrzucony przez kolegów, bardzo nie chcę znów przechodzić tego wszystkiego. Targany jestem dwoma pragnieniami, jedno z tego muszę wybrać. Relacja z Bogiem jest jednak dla mnie ważniejsza i chcę zrezygnować z picia alkoholu na wyjeździe. Jak ja mam im powiedzieć, że nie chcę pić, żeby jednak nie uznali mnie za jakiegoś odmieńca? Zależy mi na podtrzymaniu tej niezłej relacji z nimi. Jestem w kropce. Do tego jestem osobą trochę nieśmiałą więc sami wiecie... Zresztą... chrześcijanie zawsze byli ostrzegani że czekają na nich uciski.
Zapytacie: dlaczego w ogóle zapisałem się na tą wycieczkę? Z paru powodów, o których nie chce mi się gadać...
Jestem w pierwszej klasie liceum, liceum dobre raczej, klasa też mi się trafiła dość fajna i mądra. Ale to nic nie zmienia w tej sprawie, o której piszę, chociaż na pierwszy rzut oka wydawałoby się inaczej...
Otóż już na początku roku moja klasa wyszła z inicjatywą zorganizowania wycieczki dwu lub trzydniowej, która miała być w głównej mierze tylko pretekstem do wiadomo czego... alkohol. Udało się ją zorganizować na wiosnę dopiero, tak więc w poniedziałek jest już wyjazd, wracamy w środę. I teraz sie zaczyna fundament problemu. W szkole podstawowej i gimnazjum nie byłem zbytnio lubiany, kolegów jako takich miałem, czasem więcej, czasem mniej ale zawsze się znalazł ktoś, komu nie pasowałem i coś do mnie miał. Poszedłem do liceum w nadziei że może coś się zmieni - i nareszcze się zmieniło, znalazłem kolegów i koleżanki, nie ma między nami nieporozumień. Jest O.K. W tym roku też doszło do przemiany w moim życiu, spotkałem Pana Boga na swojej drodze (zostałem ewangelicznym protestantem), który zmienił mój punkt widzenia na pewne sprawy. Wiara stała się jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Postanowiłem że wiele rzeczy muszę zmienić. Stwierdziłem że nie chcę pić alkoholu na wycieczce (jeśli ktoś ma zamiar napisać "napij się, co Ci szkodzi?" czy inne tego typu to niech się najlepiej w ogóle nie odzywa) i tu jest samo sedno problemu. Z jednej strony chce być oddany swojej wierze i czynić rzeczy, które podpowiada mi sumienie, a z drugiej strony nie chcę być odrzucony przez kolegów, bardzo nie chcę znów przechodzić tego wszystkiego. Targany jestem dwoma pragnieniami, jedno z tego muszę wybrać. Relacja z Bogiem jest jednak dla mnie ważniejsza i chcę zrezygnować z picia alkoholu na wyjeździe. Jak ja mam im powiedzieć, że nie chcę pić, żeby jednak nie uznali mnie za jakiegoś odmieńca? Zależy mi na podtrzymaniu tej niezłej relacji z nimi. Jestem w kropce. Do tego jestem osobą trochę nieśmiałą więc sami wiecie... Zresztą... chrześcijanie zawsze byli ostrzegani że czekają na nich uciski.
Zapytacie: dlaczego w ogóle zapisałem się na tą wycieczkę? Z paru powodów, o których nie chce mi się gadać...