Gdy mam możliwość to śpię do oporu, czasem po kilkanaście godzin.
Normalnie, w tygodniu 4-6 godzin.
Nie wysypiam się w ogóle przy moim facecie, nie daje mi spokoju przez pół nocy, a później mi śpi pół dnia, a ja się budzę jak tylko nam słońce zajrzy do sypialni. Jeśli się nie bawi w natręta to mogę się spokojnie chwalić, że jest idealnym partnerem do spania.
W razie problemów z zaśnięciem robię rundkę w koszuli nocnej dookoła domu, albo udaję kupę mięsa, kładę się na brzuchu i wciskam ręcę gdzieś między poduszki. Ah, muszę mieć zimną pościel, albo otwarte okno - inaczej nie usnę.