Dokładnie!
Ja poznałam swoją pierwszą prawdziwą miłość jakieś 5 lat temu. Byliśmy ze sobą dobre 3 lata, rozstaliśmy się półtora roku temu (przy czym, chociaż wiem, że to idiotyczne) po rozstaniu mieszkaliśmy ze sobą 4 miesiące. Bywało różnie, ja przez ten czas żyłam w przekonaniu, że świat mi się zawalił... że nic nie jest w stanie wywołać u mnie uśmiechu, nie wspominając już o poprawie humoru.Gdy nasze drogi się rozeszły, sama musiałam sobie przetłumaczyć, że to jużnie wróci i najzwyczajniej w świecie muszę się z tym w końcu uporać, bo ile do cholery można????
I wiesz co? Jakież było moje zdziwienie, gdy katowanie swoich myśli NIM zaskutkowało po prostu przyzwyczajeniem się do sytuacji i zapominaniu szczegółów, które nie były za fajne? Zaczęłam robić to, na co wcześniej nie miałam czasu, poznałam masę ludzi, chociaż nie trafiłam na nikogo, z kim chciałabym być, jest ok! Jeśli będę z kimś miała być - super, nie - też super. Wszsystko jest kwestią nastawienia! Poza tym, w związkach ludzie często są bardziej samotni, niż single, którzy opanowali już organizację swojego czasu perfekcyjnie!
Najważniejsze to dobrze czuć się ze samym sobą i akceptować siebie, a reszta ułoży się już sama, najpewniej w najmniej przewidywalny sposób
może to brzmi jak jakieś pierdolety, ale u mnie ten tok myślenie to jedyna słuszna filozofia