wampirka69
Nowicjusz
mam powazny problem ....temat jest troche zagmatfany ..bylam z pewnym facetem przez ponad rok..rozstalismy sie poniewaz mnie oszukal a ja nie potrafilam poradzic sobie z tym ze nie jest ze mna szczery...sprawa moze nie byla najwiekszej wagi ale zranilo mnie to...postanowilam ze to koniec..bylam sama przez jakies pol roku ..poznalam Dawida ..fajny facet ..taki imprezowy chlopak,nie myslalam o nim powaznie( chyba caly czas gdzies w glowie mialam swojego bylego) raczej traktowalismy sie jako dobry okres w naszym zyciu niz powazny zwiazek..no i po pewnym upojnym wieczorze zaszłam w ciąze ..to bylo dla mnie jak grom z jasnego nieba:/ nie chcialam wiazac sie z Dawidem a on nie chcial byc zobowiazany..postanowilam ze bede sama wychowywac malucha..bylam troche podlamana ale pogodzilam sie z tym..wczesniej zanim dowiedzialam sie o ciązy nasze kontakty z Krzyskiem ( moj byly ) poprawily sie ..spotykalismy sie od czasu do czasu na stopie kolezenskiej ...a to w barze a to wychodzilismy do kina ...czylam ze on chce cos naprawic..zacząc..kiedy dowiedzialam sie o dziecku postanowilam szczerze z nim o tym porozmawiac,nie chcialam niczego przed nim ukrywac ,byl dla mnie zbyt wazny( mysle ze zdalam sobie sprawe z tego ze go kocham ) powiedzialam mu ze jestem w 7 tyg ciązy i ze nie powinnismy sie wiecej spotykac...to byl dla niego cios,powiedzial ze nie wyobraza sobie zycia beze mnie i ze mnie bardzo kocha..po kilkunastu dniach powiedzial ze chce byc ze mna i z moim dzieckiem ,jesli sie tylko zgodze...nie wiedzialam co z tym zrobic ale po dluzszym czasie zgodzilam sie ..poprosil mnie o reke , wyznaczylismy date slubu...cieszlismy sie ze za jakis czas bedziemy mieli malucha ( tak mi sie przynajmniej wydawalo )..no i zdarzyl sie ten tragiczny dzien tuz przed sylwestrem o godz 5.10 zle sie poczulam ..chwile pozniej stracilam przytomnoc............poronilam..to bylo dla mnie tragiczne..bol,strach ,placz..nie wierzylam ze cos takiego moze mi sie przytrafic..chyba do tej pory niepotrafie sie otrzasnac..moj facet ( teraz juz mąz) bardzo mnie wspieral..bez niego chyba nie przezylabym tego staralam sie zyc normalnie..nawet mi to wychodzilo ...jakis czas temu posprzeczalismy sie z mezem..wtedy on powiedzial mi cos co mna wstrzasnelo :ze powinnam sie cieszyc ze go mam , ze nie znalazlabym takiego i powinnam byc wdzieczna za to ze przyjal mnie w takiej sytuacji jaka byla..poczulam sie jakbym dostala w twarz..jeszcze nigdy nie uslyszalam czegos rownie okropnego..poplakalam sie ..on natychmiast zaczal przepraszac..stara sie mnie za toprzeprosic 2 tydz ..ale ja nie potrafie mu tego wybaczyc ..mimo ze sie staram ..powiedzialam ze jesli przygarnal mnie z litosci to popelnilam najwiekszy bląd na swiecie zgadzajac sie na to kocham go ogromnie mocno,on tez mnie kocha.. ale boli mnie to bardzo.nie wiem czy dobrze zrobilam wychodzac za niego ..( wtedy bylam juz po tej tragedii) nie potrafie sie do niego przytulic..nie moge spojrzec na niego tak jak dawniej..nie wiem co robic ..nie przypuszczalam ze osoba ktora tak kocham moze mnie w taki sposob zranic..stracilam dziecko za ktore oddalabym wszystko ..nikt chyba nie wie jakie to cierpienie myslalam ze znajde w nim oparcie ...na dluzej ... : (
SMUTNA
SMUTNA