Kiedyś byłam wierzącą chrześcijanką.I bylo mi trudniej odpowiedziec sobie na pytanie o sens zycia. Dlatego, ze religia jest nieuchronnie uwiklana w paradoksy. Zdawalo to egzamin w okresie, kiedy nauka nie byla w stanie zadowalajaco wyjasniac rzeczywistosci.Niedawno, kilka wiekow temu, to sie zmienilo (i zmienia), wiec mozna bylo wreszcie spokojnie religie odstawic i tym samym wybrac prostote w poszukiwaniu sensu. Prostote, bo nie ma juz potrzeby przyjmowania niczego za pewnik (jak 'prawdy' wiary objawione w Pismie Sw.). Nie ma tez tabu - kazda teorie mozna (a nawet trzeba) probowac obalac. Kazda teoria, w tym i sens zycia, okazuje sie miec cykl zycia. Kiedy zostanie sfalsyfikowana, na jej gruzach rodza sie nastepne, zazwyczaj blizsze prawdy.
Ale wracajac do sensu, gdybysmy spojrzeli na nature, na swiat zwierzat, one nie maja podobnych rozterek. Po prostu REALIZUJA swoje zyciowe mozliwosci. Zaspokajaja swoje potrzeby, w tym zapisane w kazdym stworzeniu dazenie do przedluzania gatunku. I nie popelniaja samobojstw (poza wyjatkami, kiedy takie samounicestwienie pozwala przetrwac wiekszej grupie - zaobserwowano takie przypadki), a na pewno nie z powodu poczucia braku sensu .
I jeszcze jedna mysl mi przyszla do glowy: ludzie w sytuacjach ektremalnych, pozornie bez wyjscia, jak np. wiezniowie obozow koncentracyjnych czy gulagow, odczuwali WIEKSZY sens zycia niz przecietny dzisiejszy czlowiek zagubiony w dzungli miasta. Jak to mozliwe? Ich celem bylo przezycie kolejnego dnia. Zyli tez watla nadzieja na wydostanie sie, ale nawet gdyby sie nie wydostali, to przeciez liczy sie to, ze TERAZ zyja. I to teraz nie oznaczalo wylacznie pragnienia przetrwania, ale zycia GODNEGO. Zachowania stoickiego spokoju, godnosci i CZLOWIECZENSTWA pomimo chaosu panujacego wokol. Wiekszy sens zycia widzieli tez ludzie Solidarnosci w latach 80, kiedy sens ich dzialaniom nadawala wspolna walka z wrogim panstwem.
Czy to oznacza, ze my, nie majacy wspolnego wroga, nie doswiadczajacy zagrozenia zycia, mozemy dostrzec w swoim zyciu spojna IDEE, ktora stanie sie dla nas droga i ktora uporzadkuje nasze kroki, nadajac im rozumny kierunek? Pewnie jest trudniej, ale za to mamy wiekszy wybor. Nie musimy przyjmowac przetrwania jako cel, czy walki z rezimem, ale WIELE innych rzeczy. Staniemy sie dzieki temu bardziej roznorodni, ale tez mniej zjednoczeni przez wspolny cel (chyba ze w grupie o tych samych zainteresowaniach).
Ale wracajac do sensu, gdybysmy spojrzeli na nature, na swiat zwierzat, one nie maja podobnych rozterek. Po prostu REALIZUJA swoje zyciowe mozliwosci. Zaspokajaja swoje potrzeby, w tym zapisane w kazdym stworzeniu dazenie do przedluzania gatunku. I nie popelniaja samobojstw (poza wyjatkami, kiedy takie samounicestwienie pozwala przetrwac wiekszej grupie - zaobserwowano takie przypadki), a na pewno nie z powodu poczucia braku sensu .
I jeszcze jedna mysl mi przyszla do glowy: ludzie w sytuacjach ektremalnych, pozornie bez wyjscia, jak np. wiezniowie obozow koncentracyjnych czy gulagow, odczuwali WIEKSZY sens zycia niz przecietny dzisiejszy czlowiek zagubiony w dzungli miasta. Jak to mozliwe? Ich celem bylo przezycie kolejnego dnia. Zyli tez watla nadzieja na wydostanie sie, ale nawet gdyby sie nie wydostali, to przeciez liczy sie to, ze TERAZ zyja. I to teraz nie oznaczalo wylacznie pragnienia przetrwania, ale zycia GODNEGO. Zachowania stoickiego spokoju, godnosci i CZLOWIECZENSTWA pomimo chaosu panujacego wokol. Wiekszy sens zycia widzieli tez ludzie Solidarnosci w latach 80, kiedy sens ich dzialaniom nadawala wspolna walka z wrogim panstwem.
Czy to oznacza, ze my, nie majacy wspolnego wroga, nie doswiadczajacy zagrozenia zycia, mozemy dostrzec w swoim zyciu spojna IDEE, ktora stanie sie dla nas droga i ktora uporzadkuje nasze kroki, nadajac im rozumny kierunek? Pewnie jest trudniej, ale za to mamy wiekszy wybor. Nie musimy przyjmowac przetrwania jako cel, czy walki z rezimem, ale WIELE innych rzeczy. Staniemy sie dzieki temu bardziej roznorodni, ale tez mniej zjednoczeni przez wspolny cel (chyba ze w grupie o tych samych zainteresowaniach).