No właśnie, to czego mi brakuje to właśnie emocji, których już nie ma, które są dane jedynie szczęściarzom dopiero nakreślającym ramy nowego zwązku, z drugiej strony przecież wiem, że to co mam teraz jest czymś o wiele wiele cenniejszym i stabilniejszym niż zaczynająca się miłostka.
Słyszałam o parach, które są w sobie zakochane przez całe życie i naukowo zostało udowodnione, że mózgi takich osób (będących w wieloletnich związkach) wytwarzają te same substancje co mózgi osób świeżo zakochanych.. Próbowałam wprowadzić to samo u nas (tj. zakochanie) ale nie da się przecież tego komuś nakazać
Choć przez chwilę wydawało się że się nam udało, ale w naszym przypadku to ciężka praca, to zrzucenie dotychczasowych nawyków no i, naprawdę musiałabym wyrzucić z domu telewizor
Ale nie bardzo mogę, przypuszczam, że czyn ten nie wzbudziłby u mego męża cieplejszych uczuć względem mnie. Choć gorętszych na pewno :-D
Raczej wątpię czy byłabym zdolna do zdrady, mogłabym się kimś zafascynować ale nie posunęłabym się nigdy do czegokolwiek zdrożnego - zawsze trzyma mnie myśl, że gdyby zniknęli wszyscy ludzie świata a z nimi potencjalni kochankowie, spokojnie żyłabym sobie dalej, gdyby natomiast to samo spotkało moich najbliższych - załamałabym się.
Wiem natomiast że wolałabym być sama niż w związku byle jakim. Może to źle, ale zawsze porównuję swoje małżeństwo do małżeństwa moich rodziców, które choć z pewnością nie idealne jest dla mnie jakimś pod pewnymi względami wciąż niestety niedoścignionym wzorem i do małżeństwa teściów, którego nie chcę powielać w żadnym aspekcie. Osobne sypialnie, osobne telewizory, trwanie - oto do czego prowadzi brak uczuć. Boję się, że kiedyś skończymy podobnie bo mąż innego wzoru nie miał