pustka wewnątrz

zielona15

Nowicjusz
Dołączył
2 Kwiecień 2007
Posty
466
Punkty reakcji
0
Wiek
31
Miasto
Łódź
Hej;) piszę tu, bo kompletnie nie mam pomysłu na to co mam ze sobą zrobic, a dzisiaj było mi tak cholernie ciężko...już mi troche lepiej ale ból w sercu pozostał...
opowiem po krótce o co chodzi:
Byłam z chłopakiem dośc długo, prawie 2 lata, wg mnie to moja pierwsza i na pewno prawdziwa miłośc. Ja i on byliśmy naprawdę szczęśliwą parą przez bardzo długi czas jednak w tym roku zaczęło się coś psuc. On mnie zaniedbywał, przynajmniej z mojego punktu widzenia tak to wyglądało...nie miał dla mnie zbyt dużo czasu jednak dla znajomych zawsze go znajdywał. Jak to on mówił, że ze znajomymi lubi się rozerwac...cóż kłóciliśmy się nie raz o to i inne sprawy ale zawsze jakoś dochodziliśmy do konsensusu ... Czułam się na drugim planie, na pierwszym był on jego rodzina, jego matura, jego znajomi a ja jako czasami odskocznia...zaczęło mi czegoś brakowac, czułam się niedoceniana, niepotrzebna, niekochana. Na początku było mi przykro i smuciłam się przez to ale później sobie pomyślałam, że z jakiej paki ja mam się zadręczac tym? jeszcze mnie popamięta....sądziłam, że moje uczucie do niego stopniowo wygasa...nie dbał o mnie,nie prawił komplementów i czułam się taka niekobieca przy nim...miałam deprechę...po jego maturach, właściwie to jeszcze w trakcie wykręcił mi taki numer, że pomyślałam sobie nie no mam dośc...jak on może?! SĄDZIŁAM, że go już nie kocham! no i doszło do tego, że żeśmy się rozstali...prosiłam go o czas do namysłu...bo czułam się zagubiona w związku...on nie walczył nawet o mnie. To było najgorsze. poddał się całkowicie. POCZUŁAM tą wolnośc i rzeczywiście przez krótki czas czułam się super, prawie tak jakbym odzyła...do czasu. Po jakiś 2tyg bez niego zdałam sobie sprawę, że strasznie tęsknie za nim, że go nadal kocham. zaczęłam żalowac, nadal żałuje...bardzo.myślałam,że jakos się ułoży, że się pogodzimy i bd dobrze...bo on kocha mnie a ja jego...mimo to, że go skrzywdziłam, ale przecież on krzywdził mnie? zawiódł mnie. nie walczył...tak jakbym nie była tego warta...czułam się koszmarnie...czyli nadal się tak czuje....że zrobiłam taki błąd swojego zycia, że poniekąd sama też poszłam na łatwizne...nie wychodziło, to trzeba było się rozstac...jednak uważam, że wina leżała pośrodku.
Od rozstania minęły prawie 2 miesiące...mieliśmy zostac przyjaciółmi tzn ja sobie tego nadal nie wyobrażam, ale no on tak mówił...mielismy się umówic jednak jakoś do tego spotkania nie dochodziło, bo on ciągle przekładał, aż do wczoraj. W tym tyg zrozumiałam, że między nami nic nie bd, że on do mnie nie wróci bo całkowicie zawiodłam jego zaufanie mówiąc mu wtedy że go nie kocham. Zaczęłam się z tym godzic co nie było łatwe, do czasu kiedy zaproponował kolacje w piątek wieczorem na mieście...cieszyłam się szczerze na to spotkanie, bo z jednej strony cholernie tęskniłam za nim on zresztą za mna też, a z drugiej strony bałam się tego spotkania i chyba słusznie. Poszliśmy najpierw na spacer, potem kolacja w restauracji, spacer...było naprawdę spoko, zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt, umiemy ze sobą rozmawiac i jak z nikim innym tak mi sie dobrze nie gada jak z nim...poszliśmy na piwo do parku...cały wieczór jakoś delikatnie się dotykaliśmy czy to przy chodzeniu nasze dłonie delikatnie się muskały itp...wypilismy to piwo i pomału się zbieraliśmy do domu bo już zaczęło się robic późno. odprowadził mnie na przystanek,ale,że odjechał autobus i miał byc za 20 min, zaproponowałam że ja go odprowadze na jego, a obok jego przystanku jest mój i to bd kompromis..........
No i się stalo...zaczął mnie przytulac do siebie, oczywiscie,że poszłam na to bo przecież go kocham i tak starsznie się za tym stęskniłam...i zaczął mnie całowac, dotykac tak jak kiedyś tylko z taką siłą...bosh było mi tak dobrze juz miałam nadzieje, żejednak do siebie wrócimy, że się pogodzimy...ten w trzymając mnie w objęciach ni stąd ni zowąd zaczął mnie przepraszac, ja nie wiedziałam za co? myslałam że za tą chorą sytuacje między nami co była, a jemu chodziło o to, ze go poniosło...ze on nie ma zamiaru do mnie wracac, że go poniosło zwyczajnie.......tak strasznie płakałam...pierwszy raz w zyciu...zrobil mi nadzieje na cokolwiek.......przecież on mnie kocha...a ja jego powtarzałam sobie...i mówi, ze musimy dac sobie czas, przemyślec to wszystko na spokojnie, a teraz pozostaje nam tyko przyjaźń...no nic tak nie boli jak to cholerne slowo!...
czuję się fatalnie...jakby zycie ze mnie uszło...nie wiem jak mam się zachowac...czy się zemścic? czy co?...o niczym tak nie marze jak o tym byśmy do siebie wrócili, bo jednak wiem, że nikogo tak mocno w zyciu nie pokocham.
Moja wirtualna rana pulsuje cały czas......... jednak nie umiem o nim zapomniec i powiedziec ze nie chce juz nigdy więcej widziec!...bo czuje się wykorzystana.

Jakieś rady?
 

Julka89

Bywalec
Dołączył
14 Luty 2010
Posty
2 342
Punkty reakcji
79
Miasto
mój kawałek podłogi
Patowa sytuacja.... no cóż z jednej strony nie chce to nie zmuszaj go z drugiej bolą go Twoje słowa wypowiedziane w emocjach, że go nie kochasz i może on chce sprawdzić jak to z tym jest. Te spotkanie, ten dotyk i pocałunki to była z jego strony gra i jeszcze te ostentacyjne odsunięcie i przeprosiny.... Co robić? Przez jakiś czas nic, po prostu nic.... los ci sam podsunie pomysł i dobry moment na rozwiązanie problemu.

Będzie dobrze, MUSI być dobrze :)
 

najimi

Nowicjusz
Dołączył
16 Lipiec 2010
Posty
41
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Toruń
zgadzam sie z Julka89... nie mozesz nic zrobic
ale nie odsuwaj sie od niego, po prostu zostaw wszystko w rekach losu :)

trzymam kciuki :)
 
Do góry