Bywają ludzie potocznie nazywani ludźmi z gruntu złymi - psychopaci, socjopaci (zdaniem niektórych te pojęcia pokrywają się)oraz charakteropaci (podłoże organiczne). Oczywiście - nie każdy psychopata jest przestępcą, wielu z nich skupia się po prostu na manipulowaniu ludźmi. Ale w przypadu tych ludzi można mówić o niewykształceniu uczuć wyższych, braku empatii etc. Ponadto - część z nas po prostu charakteryzuje się określonymi cechami temperamentu. Choleryka łatwiej szlag trafi pod wpływem emocji - mamy zbrodnię w afekcie. Puszczają hamulce (tzw. procesy pobudzenia dominują nad procesami hamowania), gość nie mysli, gość reaguje. Cała wściekłość idzie w działanie, łapie co ma pod ręką i kogo ma pod ręką i wali, dusi, kopie i od siły fizycznej, jakości narzedzia i siły afektu zależy, co z tego wyjdzie. Niektórzy wrzeszczą, niektórzy walą, niektórzy walą mocno. Odnośnie wpływu rodziny - rzeczywiście - niektórzy od dzieciństwa zyją w świecie, hm... norm alternatywnych. Oni nie łamią prawa (czyli systemu norm), oni przestrzegaja takich norm, wśród jakich się wychowali. Jeżeli norma głosi: kradniemy, wyjmujemy radia, fałszujemy dokumenty, kombinujemy... kradna etc. Bardzo trudno jest zmienić system norm - ale nie jest to niemożliwe. Inny problem to brak jakiegokolwiek systemu - tzw. bylejakość wychowawcza. A człowiek potrzebuje jakiegoś systemu. Więc łapie ten, co ma najbliżej. Jedną z możliwych "łapanek" jest identyfikacja podkulturowa - zalapujemy się do danej grupy, zajmujemy miejsce w hierarchii, robimy, to trzeba. Możemy ograniczyc sie do sluchania określonej muzyki i utrzymywania image'u, ale jeśli to bedzie podkultura przestepcza - kradniemy radia. W roli podkultury wystepuje często banda tzw. blokersów, luźna grupka gostków pociągająca piwko i zabijająca nudę wyrywkami telefonów. Klonem jest sytuacja "jak wszyscy to i babcia" - czyli wpływ grupy. Jest bardzo silny, zwłaszcza jeśli lider grupy ma to "coś". I historię konfliktów z prawem. Panny kradnące z psiapsiółkami drobiazgi w supermarketach - potrzeba przynalezności do atrakcyjnej dla siebie grupy jest silniejsza, niż wszystkie "wpojenia" rodzinne. Niektorym przechodzi z wiekiem, innym nie. Poziom agresji generalnie jest wyższy u facetów. Im bardziej "kobieca" kobieta tym mniej głupich pomysłów związanych z krzywdzeniem innych. Mam porównanie rozmawiając z moimi koleżankami dot. sytuacji tzw. obrony koniecznej. Ja sama (uważam swój mózg za androgyniczny) nie mam absolutnie żadnych oporów, żeby skutecznie postawić się nie tylko w sytuacji autentycznego zagrożenia ale w sytuacji upierdliwej (obrzydliwe zaczepki, ocieractwo, macaństwo, złodziejaszek kieszonkowy). Moja znajoma odmówiła - przed podróżą, kiedy miala wylądować w nocy w obcym mieście - przyjęcia pożyczki gazu pieprzowego, bo "bałaby sie go użyć". Nie, nie przy napadzie na bank tylko przy napadzie na nią. Myślę, ze gdybym miała pozwolenie na broń w sytuacji wyższej koniecznosci zastrzeliłabym kogoś bez wahania. Przed daniem komus w mordę ot tak, dla przyjemności, powstrzymuje mnie tzw. dobre wychowanie, tzw. pozycja społeczna (pracuję, jestem zoną, matką - obciach), znajomość systemu prawnego i fakt wzrastania w środowisku, gdzie ten system był przestrzegany. Ale gdy mam pretekst z radością zwalniam hamulce. Moje geny albo też nadmiar meskich hormonow w życiu płodowym sprawiają, że czerpię przyjemność z tego, że dowaliłam komuś, kto dowalił mnie. Empatia wysiada. Mam w d. fakt, ze reaguję nieadekwatnie (ale nie aż tak). Gdybym była wychowana w inny sposób, pewnie mialabym na bakier z prawem. Ale nie wiem, czy gdybym była wychowana w inny sposób i była bardzo slodziutką kobietką, mialabym na bakier z prawem.
Każdy przypadek jest inny. Trudno okreslić, że w takich i takich warunkach wyjdzie ci przestępca. Ale myslę, ze określony układ cech wrodzonych + świat norm, w którym człowiek jest wychowywany ma tu cos do powiedzenia.