tak Adasiu ja chętnie bym to zrobiła, tylko jakoś mi ciężko...
tylko jeszcze nie moge ścierpieć, że obarczyli mnie winą, że kiedy to usłyszałam to wybuchłam niekontrolowaną złością i powiedzieli że ja kłótnie wprowadzam do rodziny....właśnie ta ciagła moja bezpodstawna wina.
Moze te moje wywody na temat mojego życia nie są stosowne do tematu ale....jak juz się otworzyłam to dokończe.
Jak juz wspomniałam byłam cigle karcona: ty nie potrafisz, ty nie umiesz, ty się do tego nie nadajasz....i co najgorsze człowiek w to wierzy.
Kiedy się przeprowadziłam do R... nie potrafiłam nawet ugotować rosołu, a jak ugotowałam to był diabelnie słony
ale mój R powiedział: następnym razem na pewno wyjdzie lepszy, chociaż jadł i widziałam że ledwo co może przełknąć tę zasoloną zupę ale nigdy nie powiedział, że jest ochydny czy niedobry.
I faktycznie z czasem nabrałam niezłego kunsztu kulinarnego z czego jestem dumna.
Postanowiłam upiec ciasto, no i oczywiście spaliłam biszkopt ale moj R... dzielnie go zjadł. I o dziwo kiedy pojechałam do mamy, R.. powiedział: Monika upiekła dziś pyszne ciasto...a ja wielkie zdziwienie?...na to moja mama: przeciez ty nie umiesz piec ciast i na pewno nie jest lepsze od moich wypieków, na to R... : nigdy nie jadłem lepszego ciasta!
I za to go kocham, bo on rozumie tę cała sytuację i wie co przeszłam....
No już mi lepiej, zadzwonie z życzeniami na dzień matki
dziekuje wam.....