Po pierwsze - paru inwestorów, którzy nie spłacą kredytu to za mało żeby zachwiać systemem bankowym. Inwestorzy są z natury ostrożniejsi od urzędników, bo jak pisałem ryzykują swoim własnym majątkiem, nie zaś majątkiem państwowym. Poza tym, bankierzy nie są na tyle głupi, żeby pożyczać grubą kasę bez wcześniejszego sprawdzenia komu pożyczają i na jaką inwestycję.
Z resztą w obecnej sytuacji banki mają uprzywilejowaną pozycję na rynku, dlatego upadek banku ma taki mocny wpływ na inne sektory. W sytuacji, gdy państwo nie ratuje upadających banków:
1) bankierzy będą jeszcze ostrożniejsi w przyznawaniu kredytów. Obecnie na rynku bankowym mamy do czynienia z pewnym szantazem moralnym, banki chętniej wchodzą w ryzykowne inwestycje, bo wiedzą, że w razie potrzeby państwo ich uratuje.
2) upadek kilku banków wcale nie musi oznaczać tragedii dla gospodarki.
Obecnie państwa z roku na rok żyją na kredyt. Póki mamy wzrost gospodarczy ten system może się utrzymać, ale jeśli dojdzie do większego załamania gospodarczego może się okazać, że nie ma jak tego spłacić. Przychody z podatków spadną, a przecież nie można się zadłużać w nieskończoność, prawda? Przed tym co przytrafiło się w Grecji było wielu takich co mówiło, że państwo nie może zbankrutować. Teraz już nie są tacy pewni.