Moja matka urodziła mnie mając 34 lata. Rodzina dyszała jej w kark, że umrze podczas cesarki, dziecko będzie niedonoszone, niedorobione, będzie się źle rozwijać - o ile uda się uniknąć zespołu Downa. Poród (naturalny) trwał 40 minut, efekt finalny - czyli ja - ma 181 cm, inteligencję w normie i nigdy na nic nie chorował. Ja sama mam adoptowaną córkę, a biodziecko będzie, jak wpadniemy, a wpadniemy pewnie wtedy, kiedy cykl mi się rozreguluje przed menopauzą. I zamiast na emeryturę pójdę na wychowawczy, zrobię sobie botoks i będę udawać trzydziestkę. Znam osobiście kilka osób, które rodziły ok. 40 r.ż. i wszystko dobrze się skończyło.
Inna sprawa, że na starość się nie chce. Jak się człowiek naczyta, jaka to jest karuzela z małym dzieckiem... No nie chciałoby mi się teraz nie dosypiać po nocach i miksować zupek. W moim szacownym wieku przedszkolak jest zdecydowanie bardziej praktyczny.