Witam Was
To mój pierwszy poważny związek. Na samym jego początku nadszarpnęłam zaufanie mojego chłopaka. Po jakimś czasie stał się chorobliwym, a nawet mogę powiedzieć, że ta zazdrość przybrała formę urojonej.
O tym abym miała kolegów nie było mowy. Od koleżanek też mnie trochę odsunął, bo przecież "mogły mnie z kimś zapoznać". O wypadach gdzieś bez niego też nie było mowy. Gdy jechałam autobusem pisał mi tysiąc sms'ów, czy jakiś chłopak na mnie patrzył, czy jakiś się do mnie dosiadł, etc.
Stałam się bardzo ostrożna. Wszędzie starałam się wychodzić z nim, aby uniknąć kłótni i bezpodstawnych oskarżeń.
Strasznie mnie to irytowało. Tłumaczyłam mu wiele razy, że taka zazdrość może zniszczyć związek, pokazywałam mu nawet artykuły pisane przez specjalistów na ten temat. Nic nie pomagało.
Aż do czasu... Przy jednym ze spotkań rodzinnych, moja ciocia zauważyła jak on się zachowuje. Nie jest z zawodu psychologiem, ale jest dobra w "te klocki" Wzięła go na bok, na poważną rozmowę i przez długi czas rozmawiali. Na następny dzień mój chłopak zachowywał się jak inny człowiek. Co chwilę powtarzał "kocham cię i ci ufam". Z każdym dniem było coraz lepiej. Nie miał nic przeciwko, abym mogła gdzieś iść z przyjaciółką. Nie podejrzewał o nic, nie wypytywał.
Wydaję się, że wszystko już jest idealnie, prawda?
No, nie do końca.
Teraz, to ja stałam się zazdrośnicą To dziwne, bo sama próbowałam go z tego wyleczyć, a teraz zachowuję się podobnie...
Moja zazdrość nie przybiera jednak aż takiej formy jak jego. Mimo tego, jest uciążliwa dla mnie i zapewne dla niego. Jestem zazdrosna o to, że, np. chce iść z kumplem na piwo, nie mówiąc już o jego przyjaciółkach, mimo że ma z nimi bardzo rzadki kontakt. Jestem zazdrosna o każdą dziewczynę, bo zaraz mam wrażenie, że albo ona jemu się podoba, albo on jej... Wiem, że to jest chore. Nie potrafię nad tym zapanować <_< Mimo, że zawsze był w porządku wobec mnie.
Ale z każdym dniem staram się zmniejszać tę zazdrość.
Drugi problem. Wiem, że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale czasami tęsknie za jego zazdrością. Teraz prawie w ogóle jej nie okazuje. Od razu mam wrażenie, że mu przestało zależeć, że jego zainteresowanie mną spadło, że stałam się obojętna.
Dziś poruszyłam lekko ten temat. Na co on stwierdził, że przemyślał swoje zachowanie i zrozumiał, że nie miało ono sensu i że jak będę miała go zdradzić, to i tak go zdradzę, nawet z tą jego kontrolą...
Gdy zapytałam czy już w ogóle nie jest o mnie zazdrosny, stwierdził, że jest.
Ostatnio przechodzę ciężki okres w moim życiu i stałam się bardzo, a może i nawet za bardzo wrażliwa. Co wiąże się z tym, że bardzo potrzebuję bliskości z nim i towarzyszy mi lęk, że może mnie zostawić, że może się mną znudzić... Drobna uwaga z jego strony na mój temat, od razu wzbudza we mnie podejrzenia, że już pewnie jest coś "nie tak", że pewnie męczy go moje zachowanie.
Jesteśmy razem rok i 7 miesięcy, z małą przerwą. Ja mam 17 lat, on 20.
Może to, że pragnę tak dużej miłości od niego, wiąże się z tym, że nie dostałam jej od ojca i tę ojcowską miłość próbuję znaleźć w nim. Ostatnio ukształtowała się we mnie myśl, że skoro ojciec mnie odtrącił, skoro mnie nie kocha, to może nie jestem warta tej miłości od kogokolwiek. Dlatego tak bardzo boję się, że tak samo może mnie odtrącić i przestać kochać mój chłopak.
Napisałam o tym wszystkim w liście mojemu chłopakowi.
Przepraszam za chaotyczność. Mam nadzieję, że ktoś to przeczytał.
Myślę o tym, aby wybrać się do psychologa, bo towarzyszy mi ciągłe przygnębienie, lęk o którym napisałam wyżej. Tylko nie bardzo wiem co mam tak naprawdę opowiedzieć psychologowi, bo w sumie tego co mnie gnębi jest sporo.
Jak myślicie? Byłby w stanie mi pomóc? Bo sama ze sobą sobie nie daję rady i nie chcę aby to wpłynęło na mój związek.
Pozdrawiam Was serdecznie.
PS. I proszę mi nie radzić abym porozmawiała o tym z ciocią, tak jak on to zrobił. Czułabym się po prostu niezręcznie, na dodatek nie mam z nią za dobrego kontaktu... Widzimy się 1-2 razy do roku.
To mój pierwszy poważny związek. Na samym jego początku nadszarpnęłam zaufanie mojego chłopaka. Po jakimś czasie stał się chorobliwym, a nawet mogę powiedzieć, że ta zazdrość przybrała formę urojonej.
O tym abym miała kolegów nie było mowy. Od koleżanek też mnie trochę odsunął, bo przecież "mogły mnie z kimś zapoznać". O wypadach gdzieś bez niego też nie było mowy. Gdy jechałam autobusem pisał mi tysiąc sms'ów, czy jakiś chłopak na mnie patrzył, czy jakiś się do mnie dosiadł, etc.
Stałam się bardzo ostrożna. Wszędzie starałam się wychodzić z nim, aby uniknąć kłótni i bezpodstawnych oskarżeń.
Strasznie mnie to irytowało. Tłumaczyłam mu wiele razy, że taka zazdrość może zniszczyć związek, pokazywałam mu nawet artykuły pisane przez specjalistów na ten temat. Nic nie pomagało.
Aż do czasu... Przy jednym ze spotkań rodzinnych, moja ciocia zauważyła jak on się zachowuje. Nie jest z zawodu psychologiem, ale jest dobra w "te klocki" Wzięła go na bok, na poważną rozmowę i przez długi czas rozmawiali. Na następny dzień mój chłopak zachowywał się jak inny człowiek. Co chwilę powtarzał "kocham cię i ci ufam". Z każdym dniem było coraz lepiej. Nie miał nic przeciwko, abym mogła gdzieś iść z przyjaciółką. Nie podejrzewał o nic, nie wypytywał.
Wydaję się, że wszystko już jest idealnie, prawda?
No, nie do końca.
Teraz, to ja stałam się zazdrośnicą To dziwne, bo sama próbowałam go z tego wyleczyć, a teraz zachowuję się podobnie...
Moja zazdrość nie przybiera jednak aż takiej formy jak jego. Mimo tego, jest uciążliwa dla mnie i zapewne dla niego. Jestem zazdrosna o to, że, np. chce iść z kumplem na piwo, nie mówiąc już o jego przyjaciółkach, mimo że ma z nimi bardzo rzadki kontakt. Jestem zazdrosna o każdą dziewczynę, bo zaraz mam wrażenie, że albo ona jemu się podoba, albo on jej... Wiem, że to jest chore. Nie potrafię nad tym zapanować <_< Mimo, że zawsze był w porządku wobec mnie.
Ale z każdym dniem staram się zmniejszać tę zazdrość.
Drugi problem. Wiem, że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale czasami tęsknie za jego zazdrością. Teraz prawie w ogóle jej nie okazuje. Od razu mam wrażenie, że mu przestało zależeć, że jego zainteresowanie mną spadło, że stałam się obojętna.
Dziś poruszyłam lekko ten temat. Na co on stwierdził, że przemyślał swoje zachowanie i zrozumiał, że nie miało ono sensu i że jak będę miała go zdradzić, to i tak go zdradzę, nawet z tą jego kontrolą...
Gdy zapytałam czy już w ogóle nie jest o mnie zazdrosny, stwierdził, że jest.
Ostatnio przechodzę ciężki okres w moim życiu i stałam się bardzo, a może i nawet za bardzo wrażliwa. Co wiąże się z tym, że bardzo potrzebuję bliskości z nim i towarzyszy mi lęk, że może mnie zostawić, że może się mną znudzić... Drobna uwaga z jego strony na mój temat, od razu wzbudza we mnie podejrzenia, że już pewnie jest coś "nie tak", że pewnie męczy go moje zachowanie.
Jesteśmy razem rok i 7 miesięcy, z małą przerwą. Ja mam 17 lat, on 20.
Może to, że pragnę tak dużej miłości od niego, wiąże się z tym, że nie dostałam jej od ojca i tę ojcowską miłość próbuję znaleźć w nim. Ostatnio ukształtowała się we mnie myśl, że skoro ojciec mnie odtrącił, skoro mnie nie kocha, to może nie jestem warta tej miłości od kogokolwiek. Dlatego tak bardzo boję się, że tak samo może mnie odtrącić i przestać kochać mój chłopak.
Napisałam o tym wszystkim w liście mojemu chłopakowi.
Przepraszam za chaotyczność. Mam nadzieję, że ktoś to przeczytał.
Myślę o tym, aby wybrać się do psychologa, bo towarzyszy mi ciągłe przygnębienie, lęk o którym napisałam wyżej. Tylko nie bardzo wiem co mam tak naprawdę opowiedzieć psychologowi, bo w sumie tego co mnie gnębi jest sporo.
Jak myślicie? Byłby w stanie mi pomóc? Bo sama ze sobą sobie nie daję rady i nie chcę aby to wpłynęło na mój związek.
Pozdrawiam Was serdecznie.
PS. I proszę mi nie radzić abym porozmawiała o tym z ciocią, tak jak on to zrobił. Czułabym się po prostu niezręcznie, na dodatek nie mam z nią za dobrego kontaktu... Widzimy się 1-2 razy do roku.