Nie wiem czy wiecie ale większość osób nie przynależy do danej subkultury bo takie są ich poglądy, ale po prostu podoba się styl życia tych ludzi, ubierania się itp. 90% członków subkultur stanowią marni naśladowcy protoplastów. Ludzie po prostu chcą podążać za tłumem, bo lubią być akceptowaniu lub na odwrót chcą zademonstrować ostentacyjnie pogardę dla innych, potrzeba nieuzasadnionego buntu przeciwko większości. Także ludzie wolą być w większej grupie, z którą niekoniecznie się utożsamiają w głębi duszy, zamiast być po prostu sobą. Mi osobiście też się podobały różne subkultury w różnym okresie życie, ale nie robiłem z siebie stracha na wróble jak np. hipisi, czy nie zażywałem "kąpieli w smole" jak metale, i też nie samobiczowałem się nosząc niewygodne ubrania jak goci i nie grałem w tibie. Byłem sobą, miałem własne poglądy i styl - nie kopiowałem ich od nikogo, nie ulegałem modom. Jak wy sądzicie. Czy subkultury dzisiaj to marketingowy pic a wode dla ludzi nie mogących odnaleźć miejsca w życiu czy kryją się pod tym prawdziwe wartości.
Po części, uważam tak jak Ty- decydującym czynnikiem przynależności do danej subkultury jest presja grupy . Wówczas człowiek ubiera się i mówi pod publiczkę. Nieraz jednak, ktoś zostaje np. metalem bądź punkiem z prywatnych pobudek, pochodzących z wnętrza. Sądzę, że tak zdarza się rzadko w dzisiejszych czasach, ale nie wrzucajmy wszystkich do worka "lans". To czyjaś sprawa jak się ubiera i maluje, ja w to nie ingeruję, ale niech to się zgadza ze światopoglądem. Bo jak któregoś dnia wypowie się hasło: " od jutra jestem metalem", to jest to sztuczne w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla mnie jest to swego rodzaju oszukiwanie samego siebie, tylko dlatego, żeby być na siłę inny i oryginalny. Czy nie lepiej zostać sobą, nie udając przy tym nikogo? Przecież nie ma dwóch ludzi takich samych, i nawet jeśli ktoś ubiera się tak, jak wszyscy, to może się okazać, że ma przy tym bogate wnętrze i dobre serce. Wówczas, nie jest "taki jak inni", nie jest pozerem i pustym matołkiem. Sądzę, że każdy jest różny, każdy ma coś, co odróżnia go od kogoś innego. Po prostu zacznijmy wierzyć w siebie, a nie uciekać do ukrywania się za sztuczną tapetą na twarzy, w tym czarną kredką, która ma imitować smołę, w której kąpał się Szatan. Niektórym nie pasuje do stylu bycia- tu w sensie poglądów- mroczny wizerunek. "Bądź sobą", tak prosto powiedzieć, a trudniej wykonać. W tym haśle ukryte są wszystkie prawdy życiowe, ale trzeba się w nie zagłębić, by je odnaleźć. Droga do poznania samego siebie jest trudna i wyboista, wiem o tym doskonale. Czytałam gdzieś, że podróż w głąb siebie kończy się z chwilą ukończenia 13 roku życia. Do tego momentu młody człowiek zastanawia się kim właściwie jest i jaką ma osobowość. Ale myślę, że owe podróże wiele osób nie kończy na danym przedziale wiekowym, u niektórych ten proces przebiega całe życie. Błąkają się zatem wielokrotnie po licznych subkulturach, gdyż usilnie chcą odnaleźć swoje prawdziwe "ja". To jednak nie pomaga, bo często młody człowiek w obliczu nowo poznanego otoczenia, chce być taki jak oni. Myśli, że jest taki sam, ale dopóki nie zacznie prowadzić ze sobą monologu wewnętrznego, wskazującego, że chce się dowiedzieć kim naprawdę jest, niezależnie od tego, co na siebie włoży, nie pozna siebie.