państwo bez prawa vs państwo bezprawia

DirkStruan

Tai-Pan
Dołączył
20 Styczeń 2009
Posty
4 854
Punkty reakcji
236
Miasto
Skiroławki
troszkę przydługie ale otwiera oczy ... żyjemy w państwie bezprawia z etatyzmem przerośniętym ponad wszelką miarę ... a gdzie nie ma prawa nie ma sprawiedliwości ... i nie mowa tu o pisiorskich kaczystach bo pis jest kuriozum z piękną nazwą a podwójną moralnością taki Kali który mówi Kali ukraść krowe dobrze Kalemu ukraść krowe źle ... jeżeli nie uzdrowi się prawa nie ma mowy o zmianie na lepszy system rządów ... bo kazdy system polityczny obarczony chorobą prawa będzie niewydolny i niestabilny do tego dodając rozrastający się etatyzm jesteśmy głęboko w D !!

Dla polskich sędziów nie istnieje ekonomika wymiaru sprawiedliwości, a podatnik ma tylko płacić.

Po 15 latach proces Wojciecha Jaruzelskiego zacznie się od początku. Pierwsze posiedzenie sądu w procesie generała, oskarżonego o sprawstwo kierownicze zabójstwa robotników na Wybrzeżu, odbyło się w 1996 roku. Po trzech latach proces został przeniesiony do Warszawy, a w 2001 ruszył ponownie i wszystko wskazywało, że w tym roku zapadnie wyrok. Tak się jednak nie stanie. W ubiegłym tygodniu zmarła jedna z ławniczek► i proces będzie musiał rozpocząć się od początku. Liczący na uniewinnienie Wojciech Jaruzelski ma 88 lat i powtórzenie procesu może oznaczać, że za jego życia nie zostanie on rozstrzygnięty.

Sto tysięcy złotych za proces

To ślimaczące się i wciąż bezowocne postępowanie już kosztowało podatników prawie sto tysięcy złotych. Oto rachunek: można przyjąć, że jedno posiedzenie sądu kosztuje co najmniej 250 zł. Dwie godziny pracy sędziego to około 100 zł, wynagrodzenie protokolanta – 50 zł. Do tego trzeba doliczyć koszt pracy policji sądowej (50 zł), utrzymanie sali (20 zł), koszt utrzymania sekretariatu sędziego (kilka złotych w przeliczeniu na posiedzenie) i poinformowania stron o posiedzeniu sądu.
Koszty procesu się zwiększają wraz z liczbą świadków składających zeznania – wysłanie zawiadomienia to przynajmniej 5 zł. Pokrycie kosztów dojazdu do sądu może stanowić od kilkunastu do ponad stu złotych. Na łączny koszt procesu składają się również ekspertyzy biegłych i opinie wystawiane przez lekarzy zatrudnionych w państwowej ochronie zdrowia. To od 100 do 250 zł w przypadku prostych spraw i nawet kilka tysięcy złotych w trudniejszych przypadkach.

W procesie generała (i czterech innych oskarżonych) posiedzeń sądu było ponad sto. Sąd przesłuchał prawie 1100 świadków, a w trakcie postępowania strony wykorzystały kilkadziesiąt ekspertyz i opinii, w większości dotyczących stanu zdrowia świadków, oskarżonych albo sędziego (pierwszy sędzia prowadzący proces tak długo chorował, że w końcu został odsunięty od sprawy). Na tej podstawie można szacować, że bezproduktywny proces gen. Jaruzelskiego w Warszawie kosztował przynajmniej 80 tys. zł. Jeśli doliczymy do tego trzy lata procesu w Gdańsku i koszt przeniesienia do stolicy, wyjdzie przynajmniej 100 tys. zł.

Przewlekłość postępowań sądowych

Niestety, przewlekłość postępowań sądowych nie dotyczy jedynie wielkich i skomplikowanych procesów. Tak samo toczą się sprawy zwykłych ludzi. W niedzielny poranek zimą 2007 roku pani Katarzyna jedzie z rodziną główną ulicą Ursynowa. Nagle przez wysepkę oddzielającą dwie jezdnie z prędkością około 100 km na godzinę przeskakuje jadący z naprzeciwka samochód i wbija się w czekający na skrzyżowaniu na zielone światło samochód pani Katarzyny. Skutki wypadku są fatalne. Poważne obrażenia wymagają wielomiesięcznego leczenia, a potem jeszcze dłuższej rehabilitacji. Sprawca, który był pijany, przyznał się do winy. Wydanie wyroku przez sąd wydawało się tylko formalnością.
A jednak pierwszy proces po dwóch latach żmudnych przesłuchań świadków i powoływania biegłych musiał zostać przerwany. Sędzia zaszła w ciążę. Drugi proces był wprawdzie krótszy, ale przed ostatnią rozprawą, na której miał zapaść wyrok, sędzia awansował i przestał zajmować się sprawą. Postępowanie po piętnastu posiedzeniach sądu wróciło do punktu wyjścia sprzed czterech lat. Do tej pory na prawnika pani Katarzyna wydała cztery tysiące złotych. Co najmniej drugie tyle wyłożyli na proces podatnicy. Dlaczego polskie sądy mają problemy z szybkim rozstrzyganiem nawet najprostszych spraw?

Sędziowie, referendarze i prokuratorzy twierdzą, że płynne rozwiązywanie sporów blokuje brak środków. Nie ma pieniędzy na zatrudnianie nowych pracowników, nowy sprzęt IT, a nawet na papier do kserokopiarek. Ale to nieprawda. Pieniędzy nie brakuje, tyle że są marnowane. Polska zajmuje piąte miejsce w Europie wśród krajów, które wydają na wymiar sprawiedliwości najwięcej, uwzględniając PKB per capita. Znajdujemy się powyżej europejskiej średniej pod względem liczby sędziów i personelu pozasędziowskiego na 100 tys. mieszkańców. Średnie wynagrodzenie sędziego sięga 10 tys. zł miesięcznie. Na utrzymanie 376 sądów budżet wysupła w tym roku prawie 6 mld zł.

Mimo wysokich płac sędziowie grożą protestami

jeśli nie dostaną podwyżek (mogą na przykład ogłosić dni bez wokand). Tymczasem dokładanie pieniędzy do wymiaru sprawiedliwości nie poprawia jego efektywności. Od 2006 roku nakłady na sądownictwo wzrosły o 21 proc. Jednak czas trwania procesu w sądach rejonowych od lat pozostaje na podobnym poziomie, a w sądach okręgowych wręcz się wydłuża (4,6 miesiąca w 2006 roku i 6,4 miesiąca w 2010). Z danych Europejskiej Komisji na rzecz Efektywności Sądownictwa Rady Europy wynika, że postępowanie rozwodowe trwa w Polsce 179 dni – na Litwie 39, a w Hiszpanii 25. Według Banku Światowego przedsiębiorca na wyegzekwowanie należności przed polskim sądem musi czekać dwa i pół roku. Na Litwie czy w Azerbejdżanie pół roku. Co trzeci wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka uznający winę Polski dotyczył przewlekłych postępowań sądowych. Jeśli więc przyczyną kompromitującej niewydolności polskiego sądownictwa nie jest brak pieniędzy, to co nią jest?

– Pod względem zarządzania i organizacji pracy po 1989 roku w sądownictwie praktycznie nic się nie zmieniło – mówi Wojciech Rogowski z Instytutu Ekonomicznego NBP, który zajmuje się ekonomiką sądownictwa. Do polskich sądów trafiło w ubiegłym roku ponad 12 mln spraw. – Sędziowie powinni prowadzić najwyżej połowę. Resztę mogą poprowadzić inni pracownicy sądów, na przykład referendarze – twierdzi Jacek Przygucki, wiceprezes Sądu Okręgowego w Suwałkach, szef zespołu ds. poprawy funkcjonowania sądownictwa w Stowarzyszeniu Sędziów Iustitia. Organizacja wymiaru sprawiedliwości jest fatalna. Nie funkcjonuje system zarządzania obiegiem spraw sądowych. Jedne sądy są oblężone i pracują na dwie zmiany, w innych hula wiatr. W tym samym sądzie rejonowym są sędziowie, którzy prowadzą po dziewięć spraw na tydzień, i tacy z jednym postępowaniem tygodniowo. I jedni, i drudzy zarabiają tyle samo. System wynagrodzeń sędziów jest tak skonstruowany, że nie opłaca się pracować wydajniej, bo pracy mają wtedy więcej, a zwykle nie dostają ani grosza premii.
Dlatego zdarzają się takie przypadki jak postępowanie sądowe w sprawie uzyskania własności majątku po zmarłym konkubencie. Proces na wniosek Alicji Sokołowskiej rozpoczął się w 1984 roku, a sądowi rejonowemu w Nowym Dworze Mazowieckim ostatecznie udało się wydać prawomocny wyrok z klauzulą wykonalności w roku 2006, 22 lata od pierwszej rozprawy. Alicja Sokołowska wywalczyła przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka 12 tys. euro odszkodowania za przewlekłe postępowanie, ale sędziom, którzy je prowadzili, włos z głowy nie spadł. Kary za naruszenie dyscypliny pracy otrzymuje w Polsce jeden na 300 sędziów rocznie. W Finlandii czy Niemczech – nawet kilkunastu.

Szybko, sprawnie i tanio

Owszem, są sędziowie, którzy potrafią prowadzić postępowania szybko, sprawnie i tanio. Sędzia Tomasz Banaś sądził bandytów, którzy pobili policjantów w centrum Szczecina. Na przesłuchanie kilkudziesięciu świadków, ocenę materiału dowodowego i wydanie wyroku potrzebował raptem sześciu tygodni, co pozwala sądzić, że koszt procesu nie przekroczył 2-3 tys. zł.

Zupełnie inny jest przypadek procesu Bogdana G., tego od talibów w Klewkach. Na swój proces, w którym jest oskarżony o składanie fałszywych zeznań, powołał ostatnio na świadka premiera Donalda Tuska. G. wypytywał premiera m.in. o znajomość z szejkiem Kataru i przez dwie godziny świetnie się bawił. Ma coraz lepszy humor, bo w areszcie siedzi już ponad trzy lata, dłużej niż wynosi maksymalny wyrok, jaki może otrzymać, więc będzie mógł powalczyć w Strasburgu o zadośćuczynienie. Już dziś koszt tego zadziwiającego postępowania, wliczając koszty przesłuchania premiera, przekracza 15 tys. zł. W banalnej sprawie byłego europosła LPR Witolda Tomczaka, który został oskarżony o znieważenie policjantów, odbyło się 40 rozpraw, które obfitowały w kłótnie obrońców z sędzią. Po 10 latach proces został przerwany, bo zarzuty się przedawniły. Koszt wyniósł co najmniej 15 tys. zł.

Nadmierny legalizm sędziów

Kolejną przyczyną paraliżu sądownictwa jest nadmierny legalizm sędziów – rygorystyczne stosowanie przepisów, sprawdzanie najdrobniejszych szczegółów sprawy, nawet jeśli wiadomo, że nie będą miały wpływu na ostateczny wyrok. Kilka lat temu w procesie generała Jaruzelskiego prokurator proponował sędziemu ograniczenie listy świadków, których sam wcześniej powołał. Obrona zaprotestowała, a sędzia stanął po jej stronie, twierdząc, że chce wysłuchać wszystkich zeznań. Potem kilkaset wzywanych przed sąd osób powtarzało to samo: „Nie pamiętam, kto wydał rozkaz”, co opóźniło postępowanie o co najmniej kilka miesięcy.

Z kolei warszawski sąd, który ma osądzić prawie 700 kibiców Legii Warszawa oskarżanych o udział w zbiegowisku (sprawa z 2008 roku), zaprotestował, kiedy prokuratura skierowała akty oskarżenia wraz z liczącą 115 tomów dokumentacją. Sąd nakazał odchudzenie akt i ograniczenie aktu oskarżenia do najważniejszych kwestii, ale i tak prawdopodobnie będzie musiał przesłuchać ponad tysiąc świadków (głównie policjantów i osób postronnych). Przy dwuletnim czasie oczekiwania na wokandę i gwarantowanych problemach z frekwencją na przesłuchaniach daje to zerowe szanse na zakończenie sprawy przed upływem 10-letniego okresu przedawnienia. I przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych, jakie pochłonie sama tylko korespondencja z armią świadków i oskarżonych.
Sędziowie nie mają wyobraźni ekonomicznej i nie kierują się żadnymi kryteriami efektywności wymiaru sprawiedliwości, zapominając nawet o starej prawdzie, że kara musi być szybka, żeby była skuteczna. – Przed wojną na prawie zajęcia z ekonomii były obowiązkowe – dodaje Wojciech Rogowski. Dziś sędziowie nie znają się na ekonomii i nie zwracają uwagi na realne koszty ich pracy.

Kilka lat temu trzech złomiarzy włamało się do likwidowanego kamieniołomu pod Krakowem. Wynosili między innymi rurki i metalową skrzynkę. Ich wartość likwidator kamieniołomu ocenił na 1 zł. Jednak prokuratora i obrońcy tak zażarcie walczyli w sądzie, że wyroki sądu rejonowego były trzykrotnie uchylane w apelacji i dopiero po trzech latach procesu zapadł prawomocny wyrok. Koszt procesu „Dziennik Polski”, który sprawę opisał, oszacował na 6 tys. zł.

Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowuje reformę tego kosztownego i nieefektywnego sektora. Stowarzyszenia sędziowskie już uznały proponowane zmiany za zamach na niezawisłość trzeciej władzy. Wszystko wskazuje więc na to, że znowelizowane ustawy regulujące pracę sądów trafią pod ocenę Trybunału Konstytucyjnego. Zatrudnia on ponad 130 osób (w tym 16 sędziów Trybunału) i kosztuje rocznie ponad 22 mln zł. Czas oczekiwania na wyrok Trybunału Konstytucyjnego wynosi przeciętnie półtora roku.
źródło
 

Norad

Nowicjusz
Dołączył
12 Styczeń 2010
Posty
1 243
Punkty reakcji
29
W Polsce prawa nie da się poznać jest za duże i zmienia się co roku tysiące razy, a potem się dziwić że procesy trwają lat jak interpretacja jednego artykułu jest na sześc sposobów.
 

DirkStruan

Tai-Pan
Dołączył
20 Styczeń 2009
Posty
4 854
Punkty reakcji
236
Miasto
Skiroławki
Internet pretekstem do stanu wojennego?
14 cze 2011 Prezydent Bronisław Komorowski przesłał do Sejmu projekt ustawy wprowadzającej poprawki do ustaw o stanie wojennym, stanie wyjątkowym oraz stanie klęski żywiołowej, przewidujący możliwość wprowadzenia tych stanów w następstwie działań w „cyberprzestrzeni”, rozumianej jako „przestrzeń przetwarzania i wymiany informacji tworzoną przez systemy teleinformatyczne, określone w art. 3 pkt 3 ustawy z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne (Dz. U. Nr 64, poz. 565, z późn. zm.) wraz z powiązaniami pomiędzy nimi oraz relacjami z użytkownikami”. Projekt ten bardzo szeroko definiuje pojęcie „zewnętrznego zagrożenia państwa” będącego podstawą do wprowadzenia stanu wojennego. O ile do tej pory pojęcie to jest w ustawie o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasadach jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej niezdefiniowane (jako przykładowy powód zagrożenia wymienione są jedynie działania terrorystyczne), o tyle według proponowanej nowelizacji mają to być „celowe działania, w tym o charakterze terrorystycznym, godzące w niepodległość, niepodzielność terytorium lub w ważny interes gospodarczy Rzeczypospolitej Polskiej, a także zmierzające do uniemożliwienia lub zakłócenia wykonywania przez organy państwowe ich funkcji, podejmowane przez zewnętrzne w stosunku do niej podmioty, na lądzie, wodzie, w przestrzeni powietrznej, przestrzeni kosmicznej lub cyberprzestrzeni”.
Teoretycznie więc, jeśli nowelizacja wejdzie w tej postaci w życie, podstawą do wprowadzenia stanu wojennego będą mogły być np. ataki różnych Anonimowych na strony internetowe polskich instytucji państwowych, zwłaszcza takie, które bezpośrednio służą do realizacji pewnych zadań tych instytucji (np. e-sąd). Coś takiego można przecież uznać za zmierzanie do zakłócenia wykonywania przez organy państwowe ich funkcji, a anonimowych hakerów za zewnętrzne w stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej podmioty – bo trudno wszak będzie stwierdzić, skąd pochodzą, nawet jeśli byliby to akurat hakerzy polscy, albo (to oczywiście oszołomska teoria spiskowa nie mająca w obecnej chwili żadnych realnych podstaw) działający w wyniku prowokacji polskich służb specjalnych.
[url="http://sierp.libertarianizm.pl/"]źródło
[/url]
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
W Polsce prawa nie da się poznać jest za duże i zmienia się co roku tysiące razy, a potem się dziwić że procesy trwają lat jak interpretacja jednego artykułu jest na sześc sposobów.
Przesadasz, średnio co kilka lat są nowelizacje (jeszcze kwestia o jakim prawie mówimy). Z resztą problem nie tkwi w stabilności przepisów, a przesadnej biurokratyzacji. Gdybyśmy jechali ciągle na tychże samych, nadal byłyby zawiłości, bo rzecz została skopana już przy samej myśli prawniczej - za mało meritum, za dużo papierków. Tak jest i w sądownictwie i administracji jako takiej, o czym świadczy chociażby takie stanowisko jak pełnomocnik szefa rządu do walki ze zbędną biurokracją (sic!).
 

Kenobi

Jedi Master
Dołączył
1 Październik 2010
Posty
3 040
Punkty reakcji
169
Wiek
40
Miasto
zmienna
W dvpokracji - kora nauralnie konczy na socjalizmie - powstanie panstwa bezprawia jest zawsze kwestia czasu.

Z resztą problem nie tkwi w stabilności przepisów, a przesadnej biurokratyzacji

posadki, posadki, posadki, pieniazki, pieniazki, pieniazki, lapowki, lapowki, lapowki, korytko, koryko, korytko :)
 
S

Spamerski

Guest
Ogólnie prawo nie działa w oderwaniu od społeczeństwa. Bądźmy szczerzy - Polacy są skłonni do kłótni, czasami o byle co. Ponadto panuje u nas moda na "omijanie prawa", a ktoś, kto umiejętnie wykorzysta lukę, jest często uznawany za osobę zaradną. Polskie prawo nie jest najlepszym na świecie, ale gdyby było przestrzegane, to nie byłoby aż tylu spraw sądowych.
 

DirkStruan

Tai-Pan
Dołączył
20 Styczeń 2009
Posty
4 854
Punkty reakcji
236
Miasto
Skiroławki
Ogólnie prawo nie działa w oderwaniu od społeczeństwa. Bądźmy szczerzy - Polacy są skłonni do kłótni, czasami o byle co. Ponadto panuje u nas moda na "omijanie prawa", a ktoś, kto umiejętnie wykorzysta lukę, jest często uznawany za osobę zaradną. Polskie prawo nie jest najlepszym na świecie, ale gdyby było przestrzegane, to nie byłoby aż tylu spraw sądowych.

w pewnym sensie masz racje PRAWO powinno być BEZWZGLĘDNIE przestrzegane !! tyle że nasze prawo jest lewe a co najgorsze totalnie dziurawe zresztą dzięki zabiegów różnorakich mafii ... nie ma co tu kryć prawo/lewo obecnie jest dla oligarchów wyrosłych na nawozie pozostawionym przez KPZPR/PRL ...
 

Norad

Nowicjusz
Dołączył
12 Styczeń 2010
Posty
1 243
Punkty reakcji
29
w pewnym sensie masz racje PRAWO powinno być BEZWZGLĘDNIE przestrzegane !! tyle że nasze prawo jest lewe a co najgorsze totalnie dziurawe zresztą dzięki zabiegów różnorakich mafii ... nie ma co tu kryć prawo/lewo obecnie jest dla oligarchów wyrosłych na nawozie pozostawionym przez KPZPR/PRL ...

Dlatego trzeba te prawo zmienić, możliwe że będzie okazja kiedy kraj będzie bankrutował a niezadowolenie społeczne sięgnie zenitu.
 

DirkStruan

Tai-Pan
Dołączył
20 Styczeń 2009
Posty
4 854
Punkty reakcji
236
Miasto
Skiroławki
Dlatego trzeba te prawo zmienić, możliwe że będzie okazja kiedy kraj będzie bankrutował a niezadowolenie społeczne sięgnie zenitu.

pożywiom uwidzim na przykładzie grecji ... trup wciąz jest reanimowany jak widać ewrokowchoz nie życzy sobie powtórki z argentyny do tego megalomania germanii i zywa wciąż doktryna przewodzenia Europie ... nie widzę owej okazji jak na razie chyba że zbankrutuje germania ale to malo prawdopodobne kiedy jej neokolonializm zarabia poza unią ...
 

Zyxxyks

Nowicjusz
Dołączył
10 Czerwiec 2011
Posty
77
Punkty reakcji
12
I pomyśleć: kiedyś wystarczał zapis 10 praw, regulujący każdy przejaw ludzkiej działalność…
Teraz tworzone są kilometry zapisów prawnych, skupiających się głównie na ograniczaniu ludzkiej wolności i godności…
I to się nazywa „postęp” ;)
 

Norad

Nowicjusz
Dołączył
12 Styczeń 2010
Posty
1 243
Punkty reakcji
29
Grecja restrukturyzacje długu podejmie dopiero za rok dwa może trzy narazie jej bankructwo zagraża pewnej grupie bankierów i niestety mają oni wpływ na UE a ta nie pozwoli na upadłości tyko korzysta i przejmuje władze nad krajem z wykluczeniem rządu, ta sytuacja jest jak domino najpierw Grecja potem Portugalia Hiszpania i my liczę że znajdzie się grupa we władzy która raz nie oda rządzenia Brukseli dwa przeprowadzi upadłości i niezbędne reformy co oczywiście będzie bolało ale za błędy się płaci.
 

Zyxxyks

Nowicjusz
Dołączył
10 Czerwiec 2011
Posty
77
Punkty reakcji
12
Grecja restrukturyzacje długu podejmie dopiero za rok dwa może trzy narazie jej bankructwo zagraża pewnej grupie bankierów i niestety mają oni wpływ na UE a ta nie pozwoli na upadłości tyko korzysta i przejmuje władze nad krajem z wykluczeniem rządu, ta sytuacja jest jak domino najpierw Grecja potem Portugalia Hiszpania i my liczę że znajdzie się grupa we władzy która raz nie oda rządzenia Brukseli dwa przeprowadzi upadłości i niezbędne reformy co oczywiście będzie bolało ale za błędy się płaci.
Poszerzę trochę Twoją wiedzę.
Grecja swoje socjalne rozpasanie musiała realizować poprzez coraz większe zadłużanie społeczeństwa, czyli emisję kolejnych papierów dłużnych, zwanych obligacjami.
Obligacje te były (bez sensu) skupowane przez banki krajów strefy euro, stąd owe kraje stoją dzisiaj w awangardzie podtrzymywania socjalnej utopii tzw. „państwa opiekuńczego” generując kolejne pożyczki…
 
S

Spamerski

Guest
w pewnym sensie masz racje PRAWO powinno być BEZWZGLĘDNIE przestrzegane !! tyle że nasze prawo jest lewe a co najgorsze totalnie dziurawe zresztą dzięki zabiegów różnorakich mafii ... nie ma co tu kryć prawo/lewo obecnie jest dla oligarchów wyrosłych na nawozie pozostawionym przez KPZPR/PRL ...

Jako że nie będę miał czasu (i pewnie później chęci na wchodzenie na to forum), to zadam pytanie retoryczne - aż tak dobrze znasz prawo, że wiesz, gdzie są luki i ile ich jest? Prawo systemowo jest jedno i oceniasz je negatywnie (masz prawo do tego), ale jak każdy system również i prawo składa się z elementów, tak więc jedno prawo, ale podzielone na gałęzie prawa itd. Nie popadajmy też w paranoję i nie spisujmy za każdym razem umowy na to, że ktoś komuś pożyczy długopis, żeby potem mieć dowód w sprawie. Ale kiedy kogoś rodzice pracują "na czarno", a taka osoba idzie po stypendium socjalne, to jakie prawo jest w stanie zadziałać na taką osobę, aby tego nie robiła? Ucięcie ręki, kiedy okaże się, że wysłana grupa dochodzeniowo-śledczych odkryje, że ta osoba kłamała. Bywała i tak, że studenci wpisywali sobie "dodatkowe" rodzeństwo, żeby "załapać się na stypendium" :D I co? I ludzie to chwalili, że student zaradny itd. Problem jest. Jednak w kwestiach prawno-administracyjnych daleko nam do naszych sąsiadów Niemców. Ale nie jest aż tak tragicznie, jak np. na Ukrainie. Powinno się pracować nad tym, aby prawo było coraz lepsze, ale bez zwiększenia świadomości prawnej ludzi, bez zdroworozsądkowego podejścia do niego (często ludzie powołują się na prawo bez względu na kontekst), to sytuacja w Polsce w tej kwestii się nie poprawi.

I pomyśleć: kiedyś wystarczał zapis 10 praw, regulujący każdy przejaw ludzkiej działalność…
Teraz tworzone są kilometry zapisów prawnych, skupiających się głównie na ograniczaniu ludzkiej wolności i godności…
I to się nazywa „postęp” ;)

Jeżeli piszesz o 10-ciu Przykazaniach, to jesteś w błędzie. Przeczytał dokładniej Biblię, a znajdziesz w Niej wiele przepisów prawnych. Ponadto ktoś dokonywał wykładni 10-ciu przykazań, bo Izraelici sobie jakoś tłumaczyć musieli zabijanie swoich wrogów. Pamiętaj też o tym, że kiedy nawet prawo nie było spisane, to istniało zwyczajowe i regulowało wiele sfer życia człowieka.
 

DirkStruan

Tai-Pan
Dołączył
20 Styczeń 2009
Posty
4 854
Punkty reakcji
236
Miasto
Skiroławki
Rafał Ziemkiewicz napisał:
Państwo podsłuchów, czyli - gdzie jesteście, pajace?!
Aktualizacja: 2009-12-19 3:45 pm

W normalnym kraju taka sprawa musiałaby wstrząsnąć posadami państwa - najdalej w kilka dni po pierwszej publikacji prasowej posypałyby się dymisje, a premier musiałby się co najmniej gęsto tłumaczyć przed parlamentem i opinią publiczną. U nas padła jak niewypał w szambo, nawet bez szczególnie głośnego plusku.

Myślę o odkrytej przez „Dziennik - Gazetę Prawną” notatce urzędnika Ministerstwa Finansów, który zgłasza przełożonemu wątpliwość, czy udostępniając Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na polecenie bezpośredniego zwierzchnika, dane zebrane przez tzw. wywiad skarbowy nie złamał prawa. Z tej jednej skromnej notatki, i z ustaleń gazety, że praktyka jest nagminna, wyłania się obraz więcej niż niepokojący.

Oto ABW, kierowanej przez związanego z PO Krzysztofa Bondaryka, człowieka o dyskwalifikującej go na to stanowisko przeszłości i powiązaniach (nawiasem, w „establisz-mętowych” mediach pełniących wiernie propagandową służbę u Tuska, które tyle razy wbijały swym odbiorcom w głowę „pisowskość” byłego szefa CBA, nigdy nie znalazła się informacja, iż wspomniany Bondaryk był przez pewien czas członkiem władz PO) nie wystarczają już „pięciodniówki”, dzięki którym może sobie podsłuchiwać prawie każdego kogo chce i kiedy chce. Korzysta jeszcze z usług kuriozalnej i obdarowanej licznymi przywilejami służby specjalnej, utworzonej przy ministerstwie z pozoru zupełnie ze służbami nie związanym, i przez nikogo nie nadzorowanej - jeśli nie liczyć czysto formalnego nadzoru komisji sejmowej.

ABW, przynajmniej teoretycznie, jakoś tam opowiadać się musi prokuraturze i sądom. Wywiadowi skarbowemu do zakładania podsłuchów i stosowania innych form inwigilacji wystarczy podejrzenie, że ktoś nie płaci podatków. Nasz system podatkowy jest zaś taki, że podejrzany o to może być właściwie każdy. W tym samym numerze „DGP” przypomina na swych stronach prawnych, iż każdy, kto dał swym najbliższym - na przykład dzieciom - więcej niż 9637 złotych w ciągu pięciu lat, obojętne, w gotówce czy w formie konkretnych prezentów, ma prawny obowiązek zgłosić to w Urzędzie Skarbowym wraz z prośbą o umorzenie, ze względu na bliskie pokrewieństwo, podatku od darowizny. Kto tego nie robi, jest karno-skarbowym przestępcą. A kto to robi? Nikt, oczywiście. Nikt nawet nie wie, że obowiązujące w Polsce prawo zawiera aż takie idiotyzmy (ten przecież jest tylko jednym z wielu). Gdyby ludziska to wiedzieli, pozbierali by się w końcu i władzę, która te przepisy toleruje, pogoniliby na kopach.

Wystarczy więc podejrzenie, że obywatel - a poza wąskim marginesem żyjącym w skrajnej nędzy, dotyczy to każdego - nie dopełnił obowiązku podliczenia wartości i zgłoszenia do Urzędu razem wziętych prezentów przekazanych dziecku na komunię i pięć kolejnych imienin, urodzin oraz świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, żeby założyć mu podsłuch. A dane z tego podsłuchu Wywiad Skarbowy przekaże bratniej ABW. W bratniej ABW zaś, jak pokazuje choćby sprawa bezprawnego użycia stenogramów podsłuchów dziennikarzy przez p. Mąkę, dzieją się z takimi zapisami dziwne rzeczy. Niby powinny być, jeśli nie świadczą o żadnym przestępstwie, niszczone. Ale najwyraźniej nie są.

A można obawiać się czegoś gorszego. Skoro w ABW toleruje się na samej górze ludzi o przedziwnych parantelach, to czy można mieć pewność, że służba ta, bądź jakaś jej część, nie stanie się narzędziem w rękach którejś z licznych w Polsce mafii? Tak, jak prawdopodobnie użyte zostały służby skarbowe do niszczenia Romana Kluski, albo prokuratura do egzekucji na zlecenie na firmie Bestcom i jej właścicielach? Jeśli mafia zagnie parol na jakiegoś biznesmena, którego chce oskubać, zniszczyć albo porwać mu syna, jeśli zaplanuje jakieś „wrogie przejęcie”, jeśli zechce zgnoić kogoś, kto jej wlazł na odcisk, zwróci się jakiś ubek zweryfikowany ongiś negatywnie do kolegi zweryfikowanego ongiś pozytywnie i poprosi o drobną przysługę zajrzenia do przechowywanego przez służby zbioru haków. Wicie-rozumicie, korek, worek i rozporek, zawsze się znajdzie coś, co pozwoli figuranta przycisnąć. Narazi się mafii albo służbom jakiś polityk czy urzędnik przypadkiem nie przez nie wykreowany i jeszcze nie skorumpowany - to samo.

Prawdopodobne nadużywanie przez ABW Wywiadu Skarbowego to przecież tylko jeden element pasującej do siebie układanki. Wczoraj prasa doniosła o próbie wprowadzenia tylnymi drzwiami, pod pozorem walki z hazardem, prawa pozwalającego służbom na inwigilowanie internetu. Być może ta wiadomość wzbudzi większe oburzenie, bo internauci wydają się społecznością bardziej świadomą zagrożenia niż tzw. ogół. Być może nawet uda się nagłośnić draństwo na tyle, że premier, jak to ma we zwyczaju, wycofa się, by nie narazić swego wizerunku, udając, że skądże znowu. Za czas jakiś te same regulacje zostaną do Sejmu przemycone w jakiejś innej ustawie, choćby o prawach dziecka czy skupie ziemiopłodów, i, jeśli nic się w Polsce nie zmieni, przejdą niezauważone.

Czy nie jest stosowne sformułowanie, że coś tu brzydko pachnie?

Nie jest. Słowo „pachnie” absolutnie tu nie pasuje. Tu ŚMIERDZI, cuchnie zgnilizną Rywinlandu, od pewnego czasu coraz mocniej dobywającą się spod coraz grubiej pudrowanej przez Tuska fasady III RP.

W tym smrodzie wraca do mnie wspomnienie tych wszystkich intelektualistów, artystów, celebrytów, którzy przed ostatnimi wyborami przewijali się korowodem przez media, drżącym głosem wyznając, jak bardzo dusi ich ta pisowska atmosfera podejrzliwości i inwigilacji, jak boją się świateł jadącego za nimi samochodu, jak przeraża ich, że ktoś załomoce im do drzwi o czwartej nad ranem i nie będzie to mleczarz…

Nie mogę nie zapytać - gdzie wy teraz jesteście, salonowe pajace? Teraz się nie boicie, nie duszno wam? Nie przeszkadza wam ten, jak to ujął satyryk, „ryk Bonda”, ani podsłuchy, ani wywiady skarbowe, ani magazyny haków w ubeckich szufladach? No, dajcie głos!

Nie jestem okrutny. Nie będę domagać się od arbitrów elegancji, którzy rajcowali półinteligencką gawiedź uwagami o powierzchowności Anny Fotygi, żeby teraz powiedzieli coś o urodzie Catherine Ashton. Pies ich miłował. Ale tym, których tak trwożyła „duszna atmosfera państwa podsłuchów”, nie przepuszczę. No, chcieliście przecież zbijać punkty na pokazywaniu, jacy to jesteście zaangażowani w obronę obywatelskich swobód. No to się angażujcie, żałosna zgrajo. Bo zadam sobie trud grzebania w starych gazetach i zacznę przypominać, konkretnie, z nazwiskami, gdzie, kto, co.

No?

Czekam.

Rafał Ziemkiewicz
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
Poszerzę trochę Twoją wiedzę.
Grecja swoje socjalne rozpasanie musiała realizować poprzez coraz większe zadłużanie społeczeństwa, czyli emisję kolejnych papierów dłużnych, zwanych obligacjami.
Obligacje te były (bez sensu) skupowane przez banki krajów strefy euro, stąd owe kraje stoją dzisiaj w awangardzie podtrzymywania socjalnej utopii tzw. „państwa opiekuńczego” generując kolejne pożyczki…
Nie wiem czy tak bez sensu :).

Gdyby ktoś chciał przejąć majątek innego kraju względnie tanio, no to właśnie to jest świetna okazja. banki zagrały w grę "jesteśmy zbyt wielcy by bankrutować" więc niech podatnik się na nas zrzuci, no a rządy niemiec na przykład w tym czasie sobie wykupią grecką pocztę czy inne państwowe przedsiębiorstwa przynoszace zyski. przeciez i tak wiadomo, że Grecja padnie, a obecna pomoc starczy ledwo na kilka miesięcy - czyli pewnie tyle, aby szybko i tanio sprzedać co lepsze przedsiębiorstwa.

Powiedziałbym, że dzisiaj tak się przejmuje terytoria. Nie trzeba germanizować, "wdrażać" języka, własnej kultury. Wszystko może zostać "po staremu" (poza tym, że przeciętny "Kowalski" będzie zarabiał mniej, albo będzie musiał więcej pracować) z tą różnicą, że zyski będą systematycznie wyprowadzane z kraju.

Szczerze mówiąc to trzymam za Greków i Hiszpanów kciuki. Dlaczego ? Nam też może za rok "ktoś" powiedzieć - nieumiejętnie rządziliście, zlikwidowaliście własny przemysł, za bezcen oddaliście dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwa - koniec z życiem ponad stan, koniec z emeryturami wcześniejszymi dla policjantów. Zobaczymy jak wtedy zaspiewają Ci, którzy tak teraz krzyczą, że Grecy to lenie. Za kilka lat to może być Polska i w jakiejs tam holenderskiej telewizji powiedzą: "zamieszki na Warszawie. Rzad chce wprowadzic reformy naprawcze, ale Polacy, którzy od dekad zyli ponad stan się nie zgadzają o demolują, wandale jedni".

Nie czarujmy się - wszędzie są chore sytuacje i każdemu krajowi można wytknąć opieszalość. Sęk w tym, że przeciętny obywatel praktycznie za to nie odpowiada, a to on najbardziej oberwie.

Ja naprawde nie rozumiem tego. Jakiś bank kupił "złe" obligacje, no to sprawdzić, który analityk wpadł na ten pomysł i teraz dwie opcje:
- bank bankrutuje
- bank nie bankrutuje "bo nie moze" (kryzys itd.), ale za to np. ten analityk idzie na 20 lat do pierdla za "dzialanie na szkodę Unii" / spekulacje , a cały zarząd banku do dymisji.

Wiem wiem - to jest abstrakcja bo tam rączka rączkę myje. Pewnie codziennie prezes Mercedesa ściska rękę prezesa banku, a ten z kolei jada grilla z Merkel czy Sarkozym... A przed domem juz czeka Tusk154 i patrzy tylko jakby tu im wejsc w d.pę ...
 
Do góry