Znajomy Nieznajomych
złomiarz
Dziś nadano program "Państwo w państwie" tuż po "Wydarzeniach" wieczornych, i właśnie o nim i spisku.
Linki mam starych artykułów ale niedługo powinien znaleźć się i nowy z nagraniem.
Dla wytrwałych, publiczny list: Mój odnośnik
Uczciwy facet poszedł do więzienia 2 dni przed podpisaniem umowy o dostarczaniu materiałów budowlanych do Niemiec, które miało być potwierdzeniem tego że zakład się rozwija i kredyty będą spłacone. W czasie gdy siedzi w więzieniu jego majątek idzie pod młotek w licytacji za ponad 700 tys zł które uprzednio na tyle wyceniono, a warte było około 36 mln zł. Inwestor który kupił tą firmę wszystko wyprzedał, a 2 lata później zachodniemu kupcowi za 20 mln zł. Następnie po tym jak uczciwy facet wyszedł z więzienia i został uniewinniony dostał odszkodowanie które wywalczył za odsiadkę i za zagarnięcie firmy i spowodowanie upadku dostał śmieszne sumki od skarbu państwa, a z tego nawet około 5 tys. zł musiał zapłacić za wyżywienie które otrzymywał w więzieniu. Do dziś facet ma 5 mln zadłużenia a zamiata schody.
Linki mam starych artykułów ale niedługo powinien znaleźć się i nowy z nagraniem.
Źródło:Mój odnośnikGerard Knosowski zamierza ubiegać się o odszkodowanie . Gdy niesłusznie poszedł do aresztu, jego fabryka, warta 20 milionów złotych, została sprzedana za... 700 tysięcy.
Kiedy Gerard Knosowski szedł do aresztu, wszystkie jego kredyty sięgały 10 mln zł. Wartość majątku, którym były zabezpieczone, on sam ocenia na 26 mln zł. A mimo to kredyty wciąż nie są spłacone. Jak to możliwe, że bogaty niegdyś biznesmen z Piły po trwających 8 lat procesach sprząta dziś ulice? – W Polsce wszystko jest możliwe – mówi Knosowski.
W 1988 roku był producentem lastriko. Wtedy, przekonany przez znajomych, postanowił zainwestować w budownictwo. Z wyliczeń wychodziło, że wkrótce ten sektor gospodarki ruszy z kopyta. Knosowski wziął jeden kredyt, drugi. Zaczął budować zakład we Wrzącej koło Piły.
– Gdyby banki nie zwlekały z wypłatami, postawiłbym fabrykę od razu. A tak trwało to trzy lata – mówi Knosowski. Z kolejnego kredytu Knosowski kupił fabrykę w Jastrowiu. Gdy po reformach Balcerowicza oprocentowanie kredytów wzrosło do 45% miesięcznie, Knosowski przestał spłacać długi.
Wyłudził?
Gdy Knosowskiego aresztowała prokuratura z Trzcianki, na dobrej drodze były już sądowe rozmowy dotyczące układu z wierzycielami. Mężczyzna uważa, że gdyby nie aresztowanie, zakład do dziś by prosperował w jego rękach. Dziś prokuratorzy nie pamiętają, dlaczego biznesmena trzeba było aresztować. Wiadomo tylko, jaki był zarzut: wyłudzenie kredytów.
– Jakie wyłudzenie? To był bardzo dobry klient, każdą ratę kredytu rozliczał z nami. Być może trochę „umoczył spodnie”, gdy zaczął brać więcej kredytów - szczególnie ten na kupno fabryki w Jastrowiu. Ale moim zdaniem nie doszło do żadnego wyłudzenia – mówi Albin Prałat, emerytowany już dyrektor banku w Trzciance, który wówczas kredytował Knosowskiego. Biznesmenowi w tym czasie pożyczał pieniądze nawet Urząd Wojewódzki w Pile - wszystko po to, aby zakład, który przy unikalnej - bo opartej na polskich patentach - produkcji miał zatrudniać 200 ludzi, zaczął wreszcie działać.
– Wyłudzenie? Nigdy w życiu! Podam przykład: Knosowski wziął w jednym z banków 300 tysięcy kredytu, a spłacać musiał 3,7 miliona. Czyli 3,4 miliona to były odsetki. Gdyby nie pułapka kredytowa, Knosowski działałby do dziś. Pieniądze pożyczało mu 5 czy 6 banków, i to nie po jednym, ale po kilka kredytów - mówi Piotr Forszpaniak, były syndyk masy upadłościowej pozostałej po firmie Knosowskiego. Jeden z naszych rozmówców potwierdził, że największą winą Knosowskiego było nieujawnienie bankom wszystkich swoich kredytów. On sam twierdzi, że było inaczej. Po 8 latach, we wrześniu ubiegłego roku, poznański sąd ostatecznie uniewinnił Knosowskiego. – I my musimy ten wyrok uszanować. Ale w podobnych sprawach i dziś kierujemy akty oskarżenia – mówi Elżbieta Gryziecka, prokurator z Trzcianki, która prowadziła tę sprawę. Na tym skończyłby się problem feralnego biznesmena, gdyby nie jeden szczegół: z jego majątku nie zostało już nic.
Ile to wszystko warte?
W 1995 roku komornik, który pod nieobecność Gerarda Knosowskiego zajął część jego majątku, sprzedał najważniejszą z fabryk biznesmena - we Wrzącej. Byłemu właścicielowi zarzucano wówczas, że w wyniku źle sprawowanego zarządu - a przecież siedział wówczas w areszcie - jego majątek niszczał.
Knosowski, który pogodził się już wówczas z upadłością firmy, próbował zablokować licytację. – Nie zgadzałem się z wyceną majątku - według komornika ta fabryka była warta 900 tysięcy. On twierdził, że za więcej zakładu sprzedać się nie da – mówi Knosowski. Dlaczego tak niska była wycena? Niestety, komornik trzcianeckiego sądu, który zajmował się sprzedażą zakładu we Wrzącej, jest - jak nam powiedziano - „w tym tygodniu niedostępny”. . W jego kancelarii powiedziano nam jedynie, że „wycena musiała być prawidłowa”. Ale warty 20 mln zł zakład we Wrzącej (budynki i prawie 7 hektarów gruntów) - zostały sprzedane nawet poniżej kontrowersyjnej wyceny - za 716 tysięcy złotych. Pieniędzy starczyło ledwie dla ZUS-u i urzędów skarbowych. Kupcem okazał się Jerzy Teichmann, mąż ówczesnej ambasador Polski na Litwie. W 1996 roku ostatecznie sąd zatwierdził sprzedaż. Gazety napisały wówczas, że zakład kupił koncern Henkel.
Dwa lata później - w kwietniu 1998 roku - miejscowe władze przeżyły szok, gdy na konto urzędu wpłynęło - ponad 1 mln zł zapłaconych przez Jerzego Teichmanna z tytułu podatku - za sprzedaż Wrzącej. Kupiony za 716 tys. zł zakład, sprzedano za... 20,342 mln zł! Nabywcą okazał się koncern Henkel, który zresztą do dziś na swoich internetowych stronach informuje: Zakład Produkcyjny Wrząca powstał w 1996 roku...
Zdaniem Piotra Forszpaniaka, komornik właściwie wycenił wartość zakładu we Wrzącej. Jego wartość wzrosła, bo Jerzy Teichmann zainwestował w niego prawie 10 mln zł. Według jednej z ówczesnych publikacji prasowych, inwestycja kosztowała 9 mln zł. Ale inwestować miał nie Teichmann a... Henkel. Według Henkla - inwestował Teichmann. Według Gerarda Knosowskiego przed sprzedażą firmy Henkelowi, nie włożono w nią ani złotówki.
Kupowanie dla Henkla
Dlaczego Henkel uważał się za właściciela Wrzącej już dwa lata przed jego zakupem? Dorota Strosznajder, rzecznik prasowy Henkel Polska mówi: - Zakład i grunty, na którym jest usytuowany zakład we Wrzącej kupiliśmy w kwietniu 1998 roku od małżeństwa państwa Teichmannów. Skąd więc data 1996 roku? – To pewne uproszczenie - bo faktycznie produkcję we Wrzącej prowadziliśmy już od 1996 roku, kiedy to rozpoczęliśmy dzierżawę linii produkcyjnych od pana Teichmanna – tłumaczy rzecznik. Mimo starań nie udało się nam dotrzeć do Jerzego Teichmanna. Potwierdziliśmy jednak, że na samym początku działalności Henkela w Polsce, Teichmann był udziałowcem firmy i zarządcą jej zakładu w Kieleckiem. Być może te związki doprowadziły do zakupu zakładu Gerarda Knosowskiego. Sam Henkel nie mógł bezpośrednio kupić zakładu we Wrzącej, bo nie miał na to zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dwa lata później już taką zgodę posiadał.
Kto za to zapłaci?
Gerard Knosowski zamierza ubiegać się o odszkodowanie za niesłuszny areszt i utracony majątek. Fabryki nie zwróci na pewno Henkel, ani inni nabywcy. Według polskiego prawa, kupując od komornika czy syndyka masy upadłości, zdobywa się majątek wolny od jakichkolwiek obciążeń i wad prawnych. Jeśli Knosowskiemu uda się wygrać, odszkodowanie będzie musiał zapłacić skarb państwa.
Leszek Waligóra
Dla wytrwałych, publiczny list: Mój odnośnik
Uczciwy facet poszedł do więzienia 2 dni przed podpisaniem umowy o dostarczaniu materiałów budowlanych do Niemiec, które miało być potwierdzeniem tego że zakład się rozwija i kredyty będą spłacone. W czasie gdy siedzi w więzieniu jego majątek idzie pod młotek w licytacji za ponad 700 tys zł które uprzednio na tyle wyceniono, a warte było około 36 mln zł. Inwestor który kupił tą firmę wszystko wyprzedał, a 2 lata później zachodniemu kupcowi za 20 mln zł. Następnie po tym jak uczciwy facet wyszedł z więzienia i został uniewinniony dostał odszkodowanie które wywalczył za odsiadkę i za zagarnięcie firmy i spowodowanie upadku dostał śmieszne sumki od skarbu państwa, a z tego nawet około 5 tys. zł musiał zapłacić za wyżywienie które otrzymywał w więzieniu. Do dziś facet ma 5 mln zadłużenia a zamiata schody.