lordmathias
Nowicjusz
Mam oto pewien problem.
Otóż jak wynika z tematu mam problem z moją rodziną. I to wcale nie jest śmieszne jak się na początku wydaje <_<
Nie ma dnia bez "mendzenia" o porządek w pokoju. Nie ma chwili w której nie wytknęli mi palcem moich stopni (o których wspomnę później) czy tak zwanego "syfu" w pokoju.
Przychodząc ze szkoły pierwsze co słysze to nie standardowe "Jak w szkole? Jakieś oceny?" itp. tylko "No..to masz 5 min. relaksu i bierz się za porządek". Jakby to było coś naturalnego jak mycie codziennie zębów. Zaraz pewnie ktoś pomyśli : "Przecież to normalne że trzeba mieć jako taki porządek, bo nie da się żyć w burdelu". No i nie widzę nic w tym złego. Ale jeśli moi rodziciele, nie interesują się w ogóle moją szkołą, jakie mam plany na przyszłość, do jakiego liceum chcę pójść, a matka nawet po 3 latach nie wiedziała do której klasy (A,B,C...) ja chodzę. Może się to wydać dziwne ale denerwuje mnie też fakt że byli oni na wywiadówce może jakieś 3 razy w przeciągu tych 2,5 roku gdzie się uczę w gimnazjum. A denerwuje mnie dlatego iż dostrzegają we mnie niewychowanego bachora, któremu nic się niechce, lenia w :cenzura:e ma nie wiele większego od jego ego.
Uczę się zdecydowanie bardzo przeciętnię, lecz nie jestem głupim człowiekiem. Zmieniłem się niedopozniania w porównaniu do wcześniejszych lat. Nie jestem już tak roztrzepany choć nadal marzycielski. Mam o wiele lepsze stopnie i zachowanie (ze średniej 54,32% mam 85,6 %, czyli z 2 z hakiem mam tak 4,5), a z zachowania nagannego, an bardzo dobre. Nie zauważają jak się udzielam w szkole (samorząd szkolny, udzielanie się w klubach humanitarnych, chodze na wszelkiego rodzaju akcję ochrony środowiska, jestem redaktorem naczelnym gazetki szkolnej, chodzę na tzw. kursy mistrzowskie z geografii i biologii, mógłbym tutaj pisać jeszcze bardzo wiele ale moja wrodzona "skromność" mi na to nie pozwala).
Jak najbardziej nie mam zamiaru się tutaj wybielać, ale chciałem właśnie pokazać że się staram zmienić na lepsze. Specjalnie nawet nie oddałem kartki z ocenami na półrocze, by wychowaczyni zadzwoniła do moich rodziców i powiadomiła ich o moich ocenach.
Ale dla nich nie liczą się wyniki testów, tylko "porządek w pokoju". Schowałem swoje resztki dumy do kieszeni i robiłem to co mi kazali. Dzień dzień. Miesiąc w miesiąc. Piszę teraz tylko dlatego że zdążyłem pod pretekstem wyniesienia śmieci wstąpić na chwilę do kafejki. Tak to mam przez nich tzw. "szlaban".
Tylko ten szlaban ciągnie się tygodniami. Po pewnej większej kłótni po prostu nie chcąc wyrządzić krzywdy moim rodzicom zabarykadowałem się w swoim pokoju i tam ochłonęłem. I tak mi zostało. Nigdzie nie wychodzę. Życie towarzyskie ogranicza się do GG i Naszej-Klasy. Chociaż nie mogę tego nazwać życiem. Wczoraj po raz pierwszy od 1,5 roku wyszłem ze "znajomymi" z klasy do kina. Dla nich to była rutyna co tyg. Dla mnie jakiś "znak" że nie wszystko stracone. W szkole jestem zupełnie inną osobą, ale na myśl że mam wrócić do domu, gdzie wiem co mnie czeka ,i jakoś specjalnie nie protestuje bo wiem że nic to nie daje.
I dlatego prosze inne rozpuszczone i zadufane w sobie emo-nastolatki jak ja () o pomoc w "wytresowaniu" sobie starych. Bo już jestem tak zdesperowany i nie zastanawiam się czasem czy wysłać sms-a do Superniani.
Otóż jak wynika z tematu mam problem z moją rodziną. I to wcale nie jest śmieszne jak się na początku wydaje <_<
Nie ma dnia bez "mendzenia" o porządek w pokoju. Nie ma chwili w której nie wytknęli mi palcem moich stopni (o których wspomnę później) czy tak zwanego "syfu" w pokoju.
Przychodząc ze szkoły pierwsze co słysze to nie standardowe "Jak w szkole? Jakieś oceny?" itp. tylko "No..to masz 5 min. relaksu i bierz się za porządek". Jakby to było coś naturalnego jak mycie codziennie zębów. Zaraz pewnie ktoś pomyśli : "Przecież to normalne że trzeba mieć jako taki porządek, bo nie da się żyć w burdelu". No i nie widzę nic w tym złego. Ale jeśli moi rodziciele, nie interesują się w ogóle moją szkołą, jakie mam plany na przyszłość, do jakiego liceum chcę pójść, a matka nawet po 3 latach nie wiedziała do której klasy (A,B,C...) ja chodzę. Może się to wydać dziwne ale denerwuje mnie też fakt że byli oni na wywiadówce może jakieś 3 razy w przeciągu tych 2,5 roku gdzie się uczę w gimnazjum. A denerwuje mnie dlatego iż dostrzegają we mnie niewychowanego bachora, któremu nic się niechce, lenia w :cenzura:e ma nie wiele większego od jego ego.
Uczę się zdecydowanie bardzo przeciętnię, lecz nie jestem głupim człowiekiem. Zmieniłem się niedopozniania w porównaniu do wcześniejszych lat. Nie jestem już tak roztrzepany choć nadal marzycielski. Mam o wiele lepsze stopnie i zachowanie (ze średniej 54,32% mam 85,6 %, czyli z 2 z hakiem mam tak 4,5), a z zachowania nagannego, an bardzo dobre. Nie zauważają jak się udzielam w szkole (samorząd szkolny, udzielanie się w klubach humanitarnych, chodze na wszelkiego rodzaju akcję ochrony środowiska, jestem redaktorem naczelnym gazetki szkolnej, chodzę na tzw. kursy mistrzowskie z geografii i biologii, mógłbym tutaj pisać jeszcze bardzo wiele ale moja wrodzona "skromność" mi na to nie pozwala).
Jak najbardziej nie mam zamiaru się tutaj wybielać, ale chciałem właśnie pokazać że się staram zmienić na lepsze. Specjalnie nawet nie oddałem kartki z ocenami na półrocze, by wychowaczyni zadzwoniła do moich rodziców i powiadomiła ich o moich ocenach.
Ale dla nich nie liczą się wyniki testów, tylko "porządek w pokoju". Schowałem swoje resztki dumy do kieszeni i robiłem to co mi kazali. Dzień dzień. Miesiąc w miesiąc. Piszę teraz tylko dlatego że zdążyłem pod pretekstem wyniesienia śmieci wstąpić na chwilę do kafejki. Tak to mam przez nich tzw. "szlaban".
Tylko ten szlaban ciągnie się tygodniami. Po pewnej większej kłótni po prostu nie chcąc wyrządzić krzywdy moim rodzicom zabarykadowałem się w swoim pokoju i tam ochłonęłem. I tak mi zostało. Nigdzie nie wychodzę. Życie towarzyskie ogranicza się do GG i Naszej-Klasy. Chociaż nie mogę tego nazwać życiem. Wczoraj po raz pierwszy od 1,5 roku wyszłem ze "znajomymi" z klasy do kina. Dla nich to była rutyna co tyg. Dla mnie jakiś "znak" że nie wszystko stracone. W szkole jestem zupełnie inną osobą, ale na myśl że mam wrócić do domu, gdzie wiem co mnie czeka ,i jakoś specjalnie nie protestuje bo wiem że nic to nie daje.
I dlatego prosze inne rozpuszczone i zadufane w sobie emo-nastolatki jak ja () o pomoc w "wytresowaniu" sobie starych. Bo już jestem tak zdesperowany i nie zastanawiam się czasem czy wysłać sms-a do Superniani.