Heh, to jest tak, że najpierw myślę, dumam, rozważam możliwość ośmieszenia się. "weźmie mnie za kretynkę" - myślę... ale w końcu mówię i to co mnie męczy i to, że nie chcę aby wziął mnie za kretynkę ;p
ciężko mi to przychodzi... ale ufam, chcę mu ufać i chcę z nim być. uczy mnie jak tańczyć na chmurach, obdarowuje uśmiechem... a ten uśmiech... potrafi - nawet nieświadomie - zatrzymać czas... te oczy w których widzę cały Wszechświat... mmm..
ale jest jeszcze coś.. zdałąm sobie sprawę, że jest pewien czynnik przez który czuję się niepewnie. nie wiem na czym stoję...
jak już gdzies kiedyś wspominałam nie jestem jego pierwszą dziewczyną, lecz jedną z wielu.. i boję się, że nie będę wyjątkowa... boję się, że będę kolejną z którą coś jest i coś się kończy... obawiam się, że przez moje milczenie, przez tą ciszę i moje obawy będzie miał mnie dość... mówię mu to, a on odpowiada, że gadam jakbym chciała się go pozbyć... innym razem próbuje mnie przekonać, że ze mną jest inaczej - nie mówi mi tego, ale odczuwam coś takiego... Nie potrafię mu zadać wprost pytania czy NAPRAWDĘ chce ze mną być. O miłości mi nie wspomina... zapytałam się kiedyś jak rozumie miłość, skoro w nią nie wierzy a mówi "kocham" nie chciał odpowiedzieć. zastanawia mnie to.. męczy i nie daje spokoju...
inna rzecz... kiedyś gdy rozmawialiśmy w sumie to przekomarzaliśmy się.. mówiłam, że nie wytrzyma ze mną długo, on w którymś momencie odpowiedział "za pół roku zmienisz zdanie" - jak mam to rozumieć?