K
krzysztofandraszak
Guest
Piszę ten temat, ponieważ ostatnimi czasy poruszyła mnie pewna historia.
Mamy na studiach pediatrię. Jak to zwyczajnie bywa na tym przedmiocie - zajmujemy się badaniem dzieci. Podczas jednych zajęć mieliśmy przyjemność osłuchiwać takiego małego, 4,5 letniego chłopca imieniem... powiedzmy Paweł (nie jest to jego prawdziwe imię, wymyśliłem jakieś dla ułatwienia sobie opowiadania).
Ad rem:
Paweł miał 4,5 roku i od 2,5 roku przebywa w domu dziecka. Oboje jego rodziców siedzi w kryminale - nie wiem za co. Wiem jednak, iż poza problemami z prawem jego rodzice mają również poważne problemy z alkoholem i biedą. Oboje są bezrobotni i chleją do upadłego, co też pewnie było przyczyną, dlaczego trafili do więzienia. Gdzie w tym wszystkim Pawełek?
Szkoda gadać... W życiu nie widziałem tak grzecznego i miłego chłopczyka. Fakt, był nieco wycofany i skryty, ale zostaliśmy z nim przez chwilę (my=grupa) sami i trochę się z nim bawiliśmy. Koleżanka głupio palnęła, czy by nie chciał iść z nami... Wiecie jak ciężko było z tego się wycofać?
Najgorsze jest to, że z tego, co mówiła pani doktor wynika, że nawet gdybyśmy autentycznie mieli jak zabrać Pawełka z domu dziecka to i tak byśmy nie mogli. I to nie dlatego, że nie mamy warunków, albo coś. Nie moglibyśmy dlatego, że jego rodzice wciąż mają do niego prawa rodzicielskie i nie zamierzają się ich zrzec, ponieważ zdają sobie sprawę, że jak mały dorośnie to będą mogli od niego cyganić na wódkę...
Wiecie co... Mnie to po prostu dobiło. Taki fajny mały chłopiec - zdaniem pielęgniarek najgrzeczniejszy, jakiego kiedykolwiek miały na oddziale, a dwoje rodziców przez swoją odpowiedzialność tak bardzo utrudnia mu życie.
Czy nie myślicie, że powinno się coś z tym zrobić? Może uregulować to prawnie tak, aby tacy nieodpowiedzialni rodzice tracili jakoś z urzędu prawa do takiego dziecka? Bo to straszne jak nieodpowiedzialni dorośli nie dość, że sami się staczają to jeszcze ciagną ze sobą dziecko...
Mamy na studiach pediatrię. Jak to zwyczajnie bywa na tym przedmiocie - zajmujemy się badaniem dzieci. Podczas jednych zajęć mieliśmy przyjemność osłuchiwać takiego małego, 4,5 letniego chłopca imieniem... powiedzmy Paweł (nie jest to jego prawdziwe imię, wymyśliłem jakieś dla ułatwienia sobie opowiadania).
Ad rem:
Paweł miał 4,5 roku i od 2,5 roku przebywa w domu dziecka. Oboje jego rodziców siedzi w kryminale - nie wiem za co. Wiem jednak, iż poza problemami z prawem jego rodzice mają również poważne problemy z alkoholem i biedą. Oboje są bezrobotni i chleją do upadłego, co też pewnie było przyczyną, dlaczego trafili do więzienia. Gdzie w tym wszystkim Pawełek?
Szkoda gadać... W życiu nie widziałem tak grzecznego i miłego chłopczyka. Fakt, był nieco wycofany i skryty, ale zostaliśmy z nim przez chwilę (my=grupa) sami i trochę się z nim bawiliśmy. Koleżanka głupio palnęła, czy by nie chciał iść z nami... Wiecie jak ciężko było z tego się wycofać?
Najgorsze jest to, że z tego, co mówiła pani doktor wynika, że nawet gdybyśmy autentycznie mieli jak zabrać Pawełka z domu dziecka to i tak byśmy nie mogli. I to nie dlatego, że nie mamy warunków, albo coś. Nie moglibyśmy dlatego, że jego rodzice wciąż mają do niego prawa rodzicielskie i nie zamierzają się ich zrzec, ponieważ zdają sobie sprawę, że jak mały dorośnie to będą mogli od niego cyganić na wódkę...
Wiecie co... Mnie to po prostu dobiło. Taki fajny mały chłopiec - zdaniem pielęgniarek najgrzeczniejszy, jakiego kiedykolwiek miały na oddziale, a dwoje rodziców przez swoją odpowiedzialność tak bardzo utrudnia mu życie.
Czy nie myślicie, że powinno się coś z tym zrobić? Może uregulować to prawnie tak, aby tacy nieodpowiedzialni rodzice tracili jakoś z urzędu prawa do takiego dziecka? Bo to straszne jak nieodpowiedzialni dorośli nie dość, że sami się staczają to jeszcze ciagną ze sobą dziecko...