Dawid_speed87
Nowicjusz
Siemka! Od dłuższego czasu męczy mnie moja sytuacja,zacznę od początku i postaram się streścić ostatnie 3 lata z mojego życia. W 2007 oku dostałem się na studia dzienne AGH kierunek energetyka (z wolnych miejsc) w sumie nie miałem do końca marzeń, żeby iść studiować, no ale wiadomo jak to było wtedy obowiązkowa służba wojskowa, a po za tym jeszcze w zawodzie technik elektronik to bardzo ciężko jest znaleźć coś rzeczowego. Pierwszy semestr poszedł nawet nieźle mimo, że matmę zdałem za 3 razem (taki poziom był u mnie w tech.), 2 semestr też zaczął się :cenzura:, myślę, że zaliczyłbym go gdyby nie zachciało mi się dziewczyny i roboty dorywczej i przez to olałem 3 przedmioty, (reszta zaliczona), których nie zaliczyłem, no ale jakoś się nie przejąłem załatwiłem sobie możliwość powtórzenia 2 semestru, w miedzy czasie rozstałem się z dziewczyną i mimo, że nie jestem jakiś miękki żal dupę ściskał wiadomo i w sumie jakoś tak miałem dosyć tego, że najpierw ile starałem się o jej względy a potem ile znów chodziłem zły na nią, i z tego wszystkiego nie zaliczyłem 2 egz. i niby mogłem wziąć warunki ale już miałem dość takiego pieprzenia się z tym, popatrzyłem po przedmiotach jakie są na przyszłych semestrach i stwierdziłem, że to nie jest to. Postanowiłem sobie w nowym 2010 roku, że to będzie rok zmian, w miedzy czasie szukałem pracy nie tylko w zawodzie, ale też byłem kurierem, kierowcą i stwierdziłem patrząc na kumpla z tech. jeszcze, że nie chcę zapie.... przez cale życie za taka stawkę i najniższe ubezpieczenie. Wziąłem udział w rekrutacji na AGH stwierdziłem, że wydział mechaniczny to jest to, bo ogromnie mnie interesuję motoryzacja i wszystkie rzeczy związane z tuningiem silników, żałuję, że nie poszedłem do tech. mechanicznego no al cóż...
Może i wydział mechaniczny to jest to ale brakło punktów bo w tym oku matura z matmy obowiązkowa jest i za te 3 lata poziom strasznie zleciał więc wysokie były progi punktowe, no ale dostałem się tam na jakaś metalurgię, to złożyłem papiery. Ale liczyłem na rekrutację uzupełniającą, ale jak zobaczyłem progi punktowe to zrezygnowałem, później stwierdziłem, że w Krk oprócz AGH jest jeszcze PK, no to dostałem się na fizykę techniczną, z tego co dowiedziałem się z różnych źródeł spasowało mi to. I przejdę do sedna ludzie z roku są :cenzura:iści, wykładowcy lajtowi widać, ze chcą nauczyć podoba mi się tu wszystko nawet zapisałem się do AZS do sekcji kolarstwo MTB (moja pasja) i tydzień temu byłem strasznie zadowolony ze swoich decyzji w 2010r. Niestety tak od tyg. jakoś dziwnie się czuje, nie wiem czy jest to jakiś rodzaj kaca moralnego, że zmarnowałem 3 lata z życia, niby na moim obecnym kierunku jest dużo osób po podobnych przejściach, niby średnio jest różnica wieku 2-3 lat więc to żadna w sumie różnica, ostatnio tak siedzę na wykładzie i się zastanawiam po co ja tam jestem, a takie miałem plany, niby je wykonałem, ale sam nie wiem. Nie widzę jakoś swojej przyszłości wogóle, nie potrafię sobie wyobrazić gdzie będę pracował, niby tak sięgam pamięcią wstecz i porównuję z obecną chwilą i dojrzałem w pewnych sprawach. Czemu tak jest nie potrafię zrozumieć, chciałem coś zacząć od nowa, można powiedzieć fundamenty już są ale ja czuję jakieś niepewności, jedno co mnie dobija to na pewno to, że zawsze w domu brakowało pieniędzy, no niby wystarczało zawsze na podstawowe rzeczy, ale nigdy sobie nie mogłem pozwolić na to co inni, zawsze zbierałem kasę miesiącami na upragniona rzecz nie będę ukrywał jestem materialistą, ale to jest żałosne u mnie, posiadam mentalność bogacza a kasy przy :cenzura:e nie ma. Strasznie mnie dobij jak widzę znajomych, typu "zawód syn" albo totalnych matołów a już ustawionych.
Niestety moi starsi nie są ustawieni chrzestny to kawał skur... który okradł rodzinę z majątku i przepija go,nie mam znajomości jak inni, jedyna moja szansa na coś żeby zmienić/osiągnać to studia, mimo wszystkiego co przeżyłem dalej w to wierzę, chciałbym mieć swój domek albo nawet to mieszkanie własnościowe, bo moi starsi to tak się ustawili, ze nie mamy nawet mieszkania własnościowego, w sumie nie mam do nich żalu, no ale tak to się kończy jak jest się uczciwym całe życie w naszym kraju, ale na dzień dzisiejszy to nie mam marzeń jak większość społeczeństwa mieć żonę, dziecko, bo tym osobom trzeba zapewnić godny byt, nie chciałbym zapewnić dziecku takiej sytuacji jak ja miałem.
Przedstawiłem to co mnie dobija, co przeszedłem, może ktoś z was coś doradzi, może wy widzicie w mojej historii coś co powoduje takie poczucie winy, teraz mam odczucia, ze stać mnie na więcej a jadę na pół gwizdka, też chciałem się wygadać bo w sumie nie mam takiej osoby, która mnie zrozumie, znajomi mają inna mentalność, a dziewczyny nie mam bo mnie w sumie nie stać, a chyba źle szukam bo zawsze poznaję jakieś z problemami. W sumie tak opisując to wszystko i tak ogólnie patrząc na siebie to ja przez całe życie miałem :cenzura: szczęście we wszystkim (w negatywnym sensie), nie użalam się nad sobą, na co dzień staram się nie wspominać i nie myśleć o tym to humorek dopisuje, ale jak tak jakoś coś spowoduje, że mi się skojarzy coś nie coś to wraca jakoś to wszystko ostatnio często się to zdarza.
Może i wydział mechaniczny to jest to ale brakło punktów bo w tym oku matura z matmy obowiązkowa jest i za te 3 lata poziom strasznie zleciał więc wysokie były progi punktowe, no ale dostałem się tam na jakaś metalurgię, to złożyłem papiery. Ale liczyłem na rekrutację uzupełniającą, ale jak zobaczyłem progi punktowe to zrezygnowałem, później stwierdziłem, że w Krk oprócz AGH jest jeszcze PK, no to dostałem się na fizykę techniczną, z tego co dowiedziałem się z różnych źródeł spasowało mi to. I przejdę do sedna ludzie z roku są :cenzura:iści, wykładowcy lajtowi widać, ze chcą nauczyć podoba mi się tu wszystko nawet zapisałem się do AZS do sekcji kolarstwo MTB (moja pasja) i tydzień temu byłem strasznie zadowolony ze swoich decyzji w 2010r. Niestety tak od tyg. jakoś dziwnie się czuje, nie wiem czy jest to jakiś rodzaj kaca moralnego, że zmarnowałem 3 lata z życia, niby na moim obecnym kierunku jest dużo osób po podobnych przejściach, niby średnio jest różnica wieku 2-3 lat więc to żadna w sumie różnica, ostatnio tak siedzę na wykładzie i się zastanawiam po co ja tam jestem, a takie miałem plany, niby je wykonałem, ale sam nie wiem. Nie widzę jakoś swojej przyszłości wogóle, nie potrafię sobie wyobrazić gdzie będę pracował, niby tak sięgam pamięcią wstecz i porównuję z obecną chwilą i dojrzałem w pewnych sprawach. Czemu tak jest nie potrafię zrozumieć, chciałem coś zacząć od nowa, można powiedzieć fundamenty już są ale ja czuję jakieś niepewności, jedno co mnie dobija to na pewno to, że zawsze w domu brakowało pieniędzy, no niby wystarczało zawsze na podstawowe rzeczy, ale nigdy sobie nie mogłem pozwolić na to co inni, zawsze zbierałem kasę miesiącami na upragniona rzecz nie będę ukrywał jestem materialistą, ale to jest żałosne u mnie, posiadam mentalność bogacza a kasy przy :cenzura:e nie ma. Strasznie mnie dobij jak widzę znajomych, typu "zawód syn" albo totalnych matołów a już ustawionych.
Niestety moi starsi nie są ustawieni chrzestny to kawał skur... który okradł rodzinę z majątku i przepija go,nie mam znajomości jak inni, jedyna moja szansa na coś żeby zmienić/osiągnać to studia, mimo wszystkiego co przeżyłem dalej w to wierzę, chciałbym mieć swój domek albo nawet to mieszkanie własnościowe, bo moi starsi to tak się ustawili, ze nie mamy nawet mieszkania własnościowego, w sumie nie mam do nich żalu, no ale tak to się kończy jak jest się uczciwym całe życie w naszym kraju, ale na dzień dzisiejszy to nie mam marzeń jak większość społeczeństwa mieć żonę, dziecko, bo tym osobom trzeba zapewnić godny byt, nie chciałbym zapewnić dziecku takiej sytuacji jak ja miałem.
Przedstawiłem to co mnie dobija, co przeszedłem, może ktoś z was coś doradzi, może wy widzicie w mojej historii coś co powoduje takie poczucie winy, teraz mam odczucia, ze stać mnie na więcej a jadę na pół gwizdka, też chciałem się wygadać bo w sumie nie mam takiej osoby, która mnie zrozumie, znajomi mają inna mentalność, a dziewczyny nie mam bo mnie w sumie nie stać, a chyba źle szukam bo zawsze poznaję jakieś z problemami. W sumie tak opisując to wszystko i tak ogólnie patrząc na siebie to ja przez całe życie miałem :cenzura: szczęście we wszystkim (w negatywnym sensie), nie użalam się nad sobą, na co dzień staram się nie wspominać i nie myśleć o tym to humorek dopisuje, ale jak tak jakoś coś spowoduje, że mi się skojarzy coś nie coś to wraca jakoś to wszystko ostatnio często się to zdarza.