W przypadku związków często wykształcenie jest na tym samym poziomie. Może dlatego, że po maturze planuje iść na studiach bardziej mnie kręcą takie dziewczyny.
To na prawdę widać po ludziach, na jakim są poziomie, jaką mają wiedzę, jak się wysławiają, wyglądają, co sobą prezentują i to nie trzeba się tak dużo uczyć, zawsze w głowie coś zostanie, do tego w jakim się obracają. Oczywiście są wyjątki, ale, żeby dostać się na dobre studia to jednak trochę trzeba wiedzieć.
Z resztą rzadko zwracam uwagę na blondyny, solary, bardzo wymalowane, których szczególnie w technikach jest bardzo dużo. Zarówno wygląd jak i zachowanie mnie odpycha.
Z doświadczenia wiem i znam parę ładnych, zgrabnych, bardzo fajnie, ale nie wyzywająco ubierających się kobiet, które do tego są kulturalne, sympatyczne, przyjemnie się z nimi rozmawia. Takiej dziewczyny to bym na żadną inną nie zamienił, nawet na sławne aktorki
Czy wy także uważacie, że nie ma nic piękniejszego, niż ładna, wykształcona dziewczyna? Podobnie w przypadku mężczyzn?
mylisz wykształcenie, a właściwie nawet "papier" z inteligencją.
http://wyborcza.pl/1,76842,11633916,Profesor_do_mlodych__wyksztalconych_bezrobotnych_.html
http://wpolityce.pl/artykuly/43666-pamflet-na-studenta-polskiego-20122013-iluzja-sukcesu-ktora-student-karmi-swoja-rodzine
Budowania zdań, ortografii uczy się w szkole podstawowej, a przynajmniej uczyło "za moich czasów". Tego jak się pisze
zresztą (żeby było precyzyjniej - w tym kontekście co napisałeś, frazę
zresztą, pisze się razem, a nie osobno) uczą (uczyli ?) w szkole podstawowej. Na studiach się tego nie dowiesz. Wniosek ? Nie liczą się studia - liczy się cała edukacja. Rzekłbym, że nawet bardziej liczy się szkoła podstawowa, albo później liceum, i to ile rodzice w Ciebie władują czasu. Studia to już jest ... późno. Tu nabierasz (przynajmniej w teorii, bo w praktyce to marnowanie czasu) specjalistycznej wiedzy. Tu nie nauczą Ciebie jak budować zdania, jak się pisze zresztą...
Jakieś 90 % studiów dzisiaj jest na poziomie zawodówek naszych rodziców - naprawdę. Poczytaj sobie opracowania co np. było 50 lat temu na maturze - daleko wykraczało poza zakres dzisiejszych rozszerzonych. Dzisiaj magister to jest świstek dający fałszywą iluzję, że jesteś kimś. Już samo to, że prawie każdy kończy jakąś uczelnię i ma dyplom magistra powinno dawać do myślenia, że coś jest tutaj nie tak.
Ja cenię osoby inteligentne, które tą inteligencję potrafią przekuć w praktykę. Suche wstrzeliwanie się w klucz, albo bezkrytyczne branie wiedzy od wykładowców na uczelniach to pierwszy stopień do porażki. Sam mam w pracy studenta dziennego - szczerze śmiejemy się z tego co czasami mówią mu wykładowcy. Np. Taki 35 letni wykładowca mówi o projektowaniu systemów informatycznych od ... 10 lat. Czyli tak naprawdę od momentu, gdy skończył studia w wieku gdzieś tak 25 lat, nawet się nie wychylił, aby zobaczyć jak ten proces wygląda naprawdę. Przeczytał dwie, trzy ksiązki i uczy ludzi. Śmiech na sali bo ja to robię praktycznie, przez 8 godzin dziennie i dostaję za to dobre pieniądze + żyje z tego kilka osób + funkcjonują dzięki temu firmy. Coś w tym jest, że specjalistów na uczelniach to ze świecą szukać - jak ktoś ma "prawdziwą" wiedzę to albo ma własną firmę, albo pracuje w firmie.
Z kolegami się śmiejemy bo pracujemy w takiej branży gdzie trzeba myśleć, projektować, tworzyć i kiedyś się zastanawialiśmy jak to będzie, gdy za 20 kilka lat będziemy mieli po 50 lat. Wygryzą nas przyszłe 25-30 latki ? Gdzie tam. Przy tej edukacji jaka jest teraz, przy tej wierze w "papier" nawet z wolniejszym umysłem i trzęsącymi łapami będę 10x lepszy. Dlaczego ? Bo w dzisiejszym pokoleniu gdzieś tak 3/4 to lemingi robiące to samo. No a że jest ich zatrzęsienie, więc na rynku pracy jest dla nich robota ... za tysiąc złotych.
Studia są ważne, ale tylko specjalistyczne (np. ktoś chce zostać dentystą). Pozostałe są tylko po to, aby wziąć papier, ale lepiej na niego nie liczyć. Ja mojego nawet nie musiałem nigdy wyciągać, zapomniałem jak on wygląda. Dlaczego ? Bo tak naprawdę liczy się wiedza, ale taka, która najzwyczajniej w świecie przedstawia jakąś wartość, na podstawie której możesz np. komuś uratować życie, albo zoptymalizować proces w firmie, za co zapłacą Ci n tysięcy zł / eur, albo poderwać dziewczynę bo będziesz oczytany.
To co przekazują wykładowcy to bardzo często nie zasługuje na miano wiedzy - to są tylko i wyłącznie ich farmazony, które co najwyżej funkcjonują tylko w murach uczelnianych.