buderchin
Nowicjusz
- Dołączył
- 20 Lipiec 2011
- Posty
- 198
- Punkty reakcji
- 3
- Wiek
- 39
Ten post może wyjaśni trochę, dlaczego nie miałem nigdy dziewczyny.
Generalnie zauważyłem, że sam nie zagadam do dziewczyny, ale jak zostanę do tego zmuszony, to jakoś idzie – powiedziałbym, że czasem nawet nieźle. Brakuje mi kumpla, który by mi pomagał – który by np. miał dużo koleżanek i stwarzał jakieś sytuacje, żebym mógł je poznawać.
Strachu przed dziewczynami chyba nabawiłem się z powodu żeńskiej części mojej klasy w szkole średniej.
----------------------------------------------------------------------
Moje życie można podzielić na cztery etapy:
wiek 0-15
Na ulicy mieliśmy paczkę osób urodzonych w latach od 1981-86. Ja byłem w połowie – 1984. Czterech chłopaków (łącznie ze mną) i pięć dziewczyn (łącznie z moją siostrą). W wakacje przyjeżdżało jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Na ulicy nie było chodnika i asfaltu, wiec było to świetnie miejsce do zabawy. Żeby nie wdawać się w szczegóły – powiedzmy, że wyglądało to jak w piosence „Lugola” zespołu Pustki.
Jeśli chodzi o szkołę, to w okolicach VII klasy nasza wychowawczyni – żeby przeciwdziałać rozmawianiu na lekcji – pomieszała w ławkach dziewczyny z chłopakami. Ja siedziałem z trzema różnymi. Za jedną nie przepadałem, a dwie pozostałe były OK. Z jedną do tej pory rozmawiam, gdy się spotkamy, choć ma już męża i dziecko.
wiek 15-20
Jakimś przypadkiem poznałem grupę osób, z którą utrzymuję kontakt do dziś. W grupie tej mam 5 przyjaciół i 2 przyjaciółki.
Dzięki tym ludziom poznałem muzykę rockową, smak wódki i zapach maryśki (nigdy nie paliłem). Z tymi ludźmi jeździłem na koncerty (z Przystankiem Woodstock włącznie).
Matka jednego kolegi pracowała w aptece i miała dyżury 24h, więc jego mieszkanie było miejscem spotkań. W łaski ekipy próbowała się wkupić jedna dziewczyna. Przychodziła do tego mieszkania i gotowała. Z tego powodu miała trochę chamską ksywę: „upie*dol obiad” (tzn. nie mówiło się tak przy niej, ale gdy jej nie było, to tak się ją nazywało). Jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, ale możliwe, że przelecieli ją wszyscy oprócz mnie.
Najmilej z tego okresu wspominam ogniska w lesie. Nie były to imprezy, żeby się jak najszybciej nawalić wódą, lecz raczej kulturalnie sobie porozmawiać pijąc piwo lub pośpiewać przy akompaniamencie gitary.
Szkoły nie lubiłem.
Miałem zatarg z jednym gościem ze starszej klasy. Chodziła z nim jedna dziewczyna z mojej klasy. U mnie w klasie była klika i ta jedna napuszczała pozostałe dziewczyny na mnie i one mnie nie lubiły. Przykładowa akcja: jedna siedziała na lekcji w ławce za mną i pomazała mi bluzę flamastrem; ja w rewanżu zabrałem jej zeszyt i na każdej stronie narysowałem penisa. Z tego powodu nie jeździłem na szkolne wycieczki i nie byłem na studniówce.
Miałem dwóch dobrych kolegów, z którymi przerwy spędzaliśmy w bibliotece. Tam najczęściej graliśmy w gry na komputerze. Poza tym czytałem czasopisma „Młody Technik” i „Świat Nauki” oraz książki o programowaniu w TurboPascalu. Jeszcze jedna ciekawostka: był w klasie jeden chłopak, z którym nigdy nie rozmawiałem przez całe pięć lat.
wiek 20-25
Wakacje rozdzielające szkołę średnią i studia raczej smutne były, bo nie dostałem się na wymarzoną informatykę i poszedłem na zastępczy kierunek pt. zarządzanie i inżynieria produkcji.
I rok studiów
Pierwszy rok w sumie wspominam najmilej. Było dość dużo nauki, sprawozdań z laboratoriów itp. W akademiku było fajnie – w porównaniu do lat późniejszych. Trochę idealizuję, bo jednak pamiętam, że często jeździłem do empika, gdzie czytałem książki i komiksy. Mieliśmy jednak paczkę znajomych, z którymi w soboty i niedziele gotowało się wspólne obiady, szło na spacer do parku i szalało na placu zabaw, oglądało się filmy na komputerze, chodziło się na masowe msze, gdy umarł Jan Paweł II.
Próbowano mnie zeswatać z pewną bardzo miłą i troszkę nieśmiałą dziewczyną. Byłem z nią kilka razy na jakimś spacerze. Pamiętam, że dzięki niej poznałem The Streets i Porcupine Tree. Zawsze gdy to słyszę, to kojarzy mi się z nią. Smutne jest to, jak ją potraktowałem. Choć fajnie się z nią rozmawiało, to nie chciałem się z nią spotykać, bo nie za bardzo mi się podobała z wyglądu i była ode mnie 3 lata starsza. Oczywiście jej tego nie powiedziałem.
II rok studiów
Drugi rok znacznie gorszy. Mieszkałem z jakimś aspołecznym typem, który nie ruszał się z pokoju. Pił ciągle piwo i palił papierosy w pokoju. Najpierw zacząłem chodzić do innego akademika do znajomych z roku. U nich jednak była ciągle impreza przy wódce i disco polo. O ich poziomie niech świadczy to, że byli podjarani historią, jak jeden rzygał z ostatniego piętra i wiatr zawiał i pobrudził wszystkie okna poniżej. Niektórzy bywali agresywni i wmuszali we mnie alkohol. Przestałem do nich chodzić. Później większość czasu spędzałem w bibliotece na czytaniu i internecie. Jak przyszła wiosna, to przywiozłem z domu rower i jeździłem na nim.
Muszę jednak przyznać, że ci moi koledzy czasem mieli ciekawe pomysły. Raz weszli do pokoju, w którym mieszkały dziewczyny z pierwszego roku i powiedzieli, że szukają dziewczyn z pierwszego roku. Te z radością powiedziały, że są z pierwszego roku. Zaprosili je na imprezę. Raczej to nie był ich klimat. Tak wywnioskowałem z ich zachowania. W jednej z nich się zakochałem i podkochiwałem się do końca studiów. Gdy wyszły, chłopaki od razu zaczęli rozmawiać, który którą by puknął, która miała fajne cycki itd. A ja się nie odzywałem i zły tylko byłem, że swoimi słowami obrażają „moją miłość”.
Gdy były juwenalia, chłopaki z roku oczywiście niezadowoleni, bo jakieś szarpidruty występują. Wiadomo, co gra na juwenaliach – polskie zespoły typu Kult, T.Love, Big Cyc, Hey. Na koncercie zobaczyłem „moją miłość”, śpiewała równo z Nosowską. Miałem podejść i zagadać, ale ...
III rok studiów
Na trzecim roku zamieszkałem z kolegą z mojej grupy. Też taki spokojny jak ja. Miało to swoją wadę, bo utknęliśmy w pokoju. Oglądaliśmy ciągle filmy i seriale.
Za namową koleżanki zapisaliśmy się do pewnej organizacji studenckiej. Największą zaletą było to, że byli w niej ludzie na poziomie. Organizacja miała swoje imprezy, ale nie były to pijackie orgie jak u chłopaków w akademiku, więc mi się podobało. I trochę też liznęliśmy highlife'u typu np. wigilia u rektora. Ciekawym doświadczeniem było też przyjęcie studentów z zagranicy. Ja i kolega dostaliśmy pod opiekę dwie studentki. Bałem się, że nie dam razy z moim słabym angielskim, ale było OK. Potem specjalnie dla kontaktu z nimi założyłem konto na Facebooku – jakieś trzy lata wcześniej niż ktokolwiek w Polsce słyszał o tym portalu.
IV rok studiów
Kolega, z którym mieszkałem na III roku, postanowił zamieszkać ze znajomymi w wynajętym mieszkaniu, więc ja znowu trafiłem do pokoju z jakimś przypadkowym gościem. To była masakra. Największy ochlejus w całym akademiku. Miałem za to dwie bardzo fajne i wesołe sąsiadki. Byłem jednak zbyt nieśmiały, by nawiązać z nimi jakieś bliższe kontakty. Czasem tylko słowo zamieniłem w łazience, którą mieliśmy wspólną. Jednego razu do zmywania naczyń nastawiłem głośniej mój ulubiony metalowy zespół. Okazało się, że jedna z sąsiadek też słucha metalu – sama zaczęła temat. Zdziwiłem się, bo nie ubierała się na czarno (nawet wręcz przeciwnie).
W połowie roku przeniosłem się do innego pokoju, bo z tamtym patologicznym pijakiem nie mogłem wytrzymać. Po przenosinach okazało się, że zapomniałem łyżeczki do herbaty. Gdy wróciłem po nią, w pokoju siwo od dymu, na stole zielony obrusik i chłopaki grają w karty. Zamieszkałem z dwoma chłopakami typu prymus. Mnie to odpowiadało.
Pod koniec roku byłe sąsiadki (chodzi o tą jedną, co słucha metalu) zaprosiły mnie do kina. Choć samo wydarzenie wspominam bardzo miło, to jednak długo się zastanawiałem, dlaczego to zrobiły. Czyżbym wydał im się sympatyczny? Szkoda tylko, że zrobił to tak późno, bo jakieś 2-3 tygodnie przed sesją letnią. Potem jeszcze z jedną z nich poszedłem na koncert – metalowy oczywiście.
V rok studiów
Zamieszkałem z jednym z gości, z którymi mieszkałem na IV roku. Znowu nuda w pokoju: oglądanie filmów, czytanie książek, granie w szachy. Gość nie był jednak jakimś lamusem. Miał koleżanki, które czasem do nas zapraszał. Jedna nawet była fotomodelką i gdy zobaczyłem jej zdjęcia na NK, to nie mogłem uwierzyć. Był też aktywistą pewnego ruchu politycznego i czasem chodziłem z nim na spotkania do pubu.
Sąsiadką była „moja miłość” z II roku. Oczywiście byłem zbyt nieśmiały, żeby do niej zagadać, więc tylko mówiliśmy sobie „cześć”, gdy widzieliśmy się w łazience, kuchni czy na korytarzu.
wiek 25-teraz
Po skończeniu studiów z powodu prokrastynacji nie mogłem zabrać się za napisanie pracy magisterskiej. Najpierw przez pół roku jej nie pisałem. Gdy już zacząłem pisać, to stwierdziłem, że ładnie wtopiłem i wziąłem się ostro do roboty. Po trzech miesiącach naprawdę intensywnej pracy udało się. Obroniłem się rok po zakończeniu studiów.
Po studiach pozostało mi uzależnienie od internetu, więc pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli w domu nie będę go miał. To jednak utrudnia szukanie pracy, bo ogranicza się ono do roznoszenia papierowych CV.
Znalazłem pracę w fabryce. Praca na dwie zmiany: 6-14 oraz 14-22. Żeby być na godzinę 6 w pracy, musiałem wstawać o 4:30. Niby kończyłem o 14 (w domu byłem o 15:15), ale co z tego, skoro byłem nieprzytomny. Zawsze próbowałem się kłaść o 21. Jeśli mi się to nie udało, to już zły byłem, że się nie wyśpię. Pamiętam, jak raz poszedłem w piątek na urodziny kolegi i po prostu zasnąłem na fotelu obok rozmawiających ludzi i głośno grającej muzyki. Weekend był po to, żeby odespać. Gdy szedłem do pracy na godzinę 14, to się wysypiałem, ale za to nic tego dnia nie zrobiłem – poza zjedzeniem śniadania i obejrzeniem jakiegoś filmu przyrodniczego w TVP.
Potem znalazłem pracę w innej fabryce. Też na zmiany. Praca trochę lżejsza i dojazd krótszy, więc by zdążyć na pierwszą zmianę mogłem wstać nawet o 5:10, ale w domu i tak byłem koło 15:05. Pracowaliśmy też niekiedy na trzy zmiany, a więc i w nocy (22-6). Był problem z odsypianiem, bo jak okno zamknięte, to duszno, a jak otwarte, to słyszałem ciągle sąsiadów koszących trawę. Oczywiście byłem cały czas zmęczony i niewyspany. W pracy było dużo dziewczyn, co powodowało pewne problemy http://www.forumowis...c/#entry2824604.
Od około roku pracuję w sklepie. Pracuję po 12h, więc nie codziennie jestem w pracy. Najczęściej jest tak, że wolne dni mam w tygodniu, a pracuję w piątki, soboty i niedziele.
Generalnie zauważyłem, że sam nie zagadam do dziewczyny, ale jak zostanę do tego zmuszony, to jakoś idzie – powiedziałbym, że czasem nawet nieźle. Brakuje mi kumpla, który by mi pomagał – który by np. miał dużo koleżanek i stwarzał jakieś sytuacje, żebym mógł je poznawać.
Strachu przed dziewczynami chyba nabawiłem się z powodu żeńskiej części mojej klasy w szkole średniej.
----------------------------------------------------------------------
Moje życie można podzielić na cztery etapy:
wiek 0-15
Na ulicy mieliśmy paczkę osób urodzonych w latach od 1981-86. Ja byłem w połowie – 1984. Czterech chłopaków (łącznie ze mną) i pięć dziewczyn (łącznie z moją siostrą). W wakacje przyjeżdżało jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Na ulicy nie było chodnika i asfaltu, wiec było to świetnie miejsce do zabawy. Żeby nie wdawać się w szczegóły – powiedzmy, że wyglądało to jak w piosence „Lugola” zespołu Pustki.
Jeśli chodzi o szkołę, to w okolicach VII klasy nasza wychowawczyni – żeby przeciwdziałać rozmawianiu na lekcji – pomieszała w ławkach dziewczyny z chłopakami. Ja siedziałem z trzema różnymi. Za jedną nie przepadałem, a dwie pozostałe były OK. Z jedną do tej pory rozmawiam, gdy się spotkamy, choć ma już męża i dziecko.
wiek 15-20
Jakimś przypadkiem poznałem grupę osób, z którą utrzymuję kontakt do dziś. W grupie tej mam 5 przyjaciół i 2 przyjaciółki.
Dzięki tym ludziom poznałem muzykę rockową, smak wódki i zapach maryśki (nigdy nie paliłem). Z tymi ludźmi jeździłem na koncerty (z Przystankiem Woodstock włącznie).
Matka jednego kolegi pracowała w aptece i miała dyżury 24h, więc jego mieszkanie było miejscem spotkań. W łaski ekipy próbowała się wkupić jedna dziewczyna. Przychodziła do tego mieszkania i gotowała. Z tego powodu miała trochę chamską ksywę: „upie*dol obiad” (tzn. nie mówiło się tak przy niej, ale gdy jej nie było, to tak się ją nazywało). Jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, ale możliwe, że przelecieli ją wszyscy oprócz mnie.
Najmilej z tego okresu wspominam ogniska w lesie. Nie były to imprezy, żeby się jak najszybciej nawalić wódą, lecz raczej kulturalnie sobie porozmawiać pijąc piwo lub pośpiewać przy akompaniamencie gitary.
Szkoły nie lubiłem.
Miałem zatarg z jednym gościem ze starszej klasy. Chodziła z nim jedna dziewczyna z mojej klasy. U mnie w klasie była klika i ta jedna napuszczała pozostałe dziewczyny na mnie i one mnie nie lubiły. Przykładowa akcja: jedna siedziała na lekcji w ławce za mną i pomazała mi bluzę flamastrem; ja w rewanżu zabrałem jej zeszyt i na każdej stronie narysowałem penisa. Z tego powodu nie jeździłem na szkolne wycieczki i nie byłem na studniówce.
Miałem dwóch dobrych kolegów, z którymi przerwy spędzaliśmy w bibliotece. Tam najczęściej graliśmy w gry na komputerze. Poza tym czytałem czasopisma „Młody Technik” i „Świat Nauki” oraz książki o programowaniu w TurboPascalu. Jeszcze jedna ciekawostka: był w klasie jeden chłopak, z którym nigdy nie rozmawiałem przez całe pięć lat.
wiek 20-25
Wakacje rozdzielające szkołę średnią i studia raczej smutne były, bo nie dostałem się na wymarzoną informatykę i poszedłem na zastępczy kierunek pt. zarządzanie i inżynieria produkcji.
I rok studiów
Pierwszy rok w sumie wspominam najmilej. Było dość dużo nauki, sprawozdań z laboratoriów itp. W akademiku było fajnie – w porównaniu do lat późniejszych. Trochę idealizuję, bo jednak pamiętam, że często jeździłem do empika, gdzie czytałem książki i komiksy. Mieliśmy jednak paczkę znajomych, z którymi w soboty i niedziele gotowało się wspólne obiady, szło na spacer do parku i szalało na placu zabaw, oglądało się filmy na komputerze, chodziło się na masowe msze, gdy umarł Jan Paweł II.
Próbowano mnie zeswatać z pewną bardzo miłą i troszkę nieśmiałą dziewczyną. Byłem z nią kilka razy na jakimś spacerze. Pamiętam, że dzięki niej poznałem The Streets i Porcupine Tree. Zawsze gdy to słyszę, to kojarzy mi się z nią. Smutne jest to, jak ją potraktowałem. Choć fajnie się z nią rozmawiało, to nie chciałem się z nią spotykać, bo nie za bardzo mi się podobała z wyglądu i była ode mnie 3 lata starsza. Oczywiście jej tego nie powiedziałem.
II rok studiów
Drugi rok znacznie gorszy. Mieszkałem z jakimś aspołecznym typem, który nie ruszał się z pokoju. Pił ciągle piwo i palił papierosy w pokoju. Najpierw zacząłem chodzić do innego akademika do znajomych z roku. U nich jednak była ciągle impreza przy wódce i disco polo. O ich poziomie niech świadczy to, że byli podjarani historią, jak jeden rzygał z ostatniego piętra i wiatr zawiał i pobrudził wszystkie okna poniżej. Niektórzy bywali agresywni i wmuszali we mnie alkohol. Przestałem do nich chodzić. Później większość czasu spędzałem w bibliotece na czytaniu i internecie. Jak przyszła wiosna, to przywiozłem z domu rower i jeździłem na nim.
Muszę jednak przyznać, że ci moi koledzy czasem mieli ciekawe pomysły. Raz weszli do pokoju, w którym mieszkały dziewczyny z pierwszego roku i powiedzieli, że szukają dziewczyn z pierwszego roku. Te z radością powiedziały, że są z pierwszego roku. Zaprosili je na imprezę. Raczej to nie był ich klimat. Tak wywnioskowałem z ich zachowania. W jednej z nich się zakochałem i podkochiwałem się do końca studiów. Gdy wyszły, chłopaki od razu zaczęli rozmawiać, który którą by puknął, która miała fajne cycki itd. A ja się nie odzywałem i zły tylko byłem, że swoimi słowami obrażają „moją miłość”.
Gdy były juwenalia, chłopaki z roku oczywiście niezadowoleni, bo jakieś szarpidruty występują. Wiadomo, co gra na juwenaliach – polskie zespoły typu Kult, T.Love, Big Cyc, Hey. Na koncercie zobaczyłem „moją miłość”, śpiewała równo z Nosowską. Miałem podejść i zagadać, ale ...
III rok studiów
Na trzecim roku zamieszkałem z kolegą z mojej grupy. Też taki spokojny jak ja. Miało to swoją wadę, bo utknęliśmy w pokoju. Oglądaliśmy ciągle filmy i seriale.
Za namową koleżanki zapisaliśmy się do pewnej organizacji studenckiej. Największą zaletą było to, że byli w niej ludzie na poziomie. Organizacja miała swoje imprezy, ale nie były to pijackie orgie jak u chłopaków w akademiku, więc mi się podobało. I trochę też liznęliśmy highlife'u typu np. wigilia u rektora. Ciekawym doświadczeniem było też przyjęcie studentów z zagranicy. Ja i kolega dostaliśmy pod opiekę dwie studentki. Bałem się, że nie dam razy z moim słabym angielskim, ale było OK. Potem specjalnie dla kontaktu z nimi założyłem konto na Facebooku – jakieś trzy lata wcześniej niż ktokolwiek w Polsce słyszał o tym portalu.
IV rok studiów
Kolega, z którym mieszkałem na III roku, postanowił zamieszkać ze znajomymi w wynajętym mieszkaniu, więc ja znowu trafiłem do pokoju z jakimś przypadkowym gościem. To była masakra. Największy ochlejus w całym akademiku. Miałem za to dwie bardzo fajne i wesołe sąsiadki. Byłem jednak zbyt nieśmiały, by nawiązać z nimi jakieś bliższe kontakty. Czasem tylko słowo zamieniłem w łazience, którą mieliśmy wspólną. Jednego razu do zmywania naczyń nastawiłem głośniej mój ulubiony metalowy zespół. Okazało się, że jedna z sąsiadek też słucha metalu – sama zaczęła temat. Zdziwiłem się, bo nie ubierała się na czarno (nawet wręcz przeciwnie).
W połowie roku przeniosłem się do innego pokoju, bo z tamtym patologicznym pijakiem nie mogłem wytrzymać. Po przenosinach okazało się, że zapomniałem łyżeczki do herbaty. Gdy wróciłem po nią, w pokoju siwo od dymu, na stole zielony obrusik i chłopaki grają w karty. Zamieszkałem z dwoma chłopakami typu prymus. Mnie to odpowiadało.
Pod koniec roku byłe sąsiadki (chodzi o tą jedną, co słucha metalu) zaprosiły mnie do kina. Choć samo wydarzenie wspominam bardzo miło, to jednak długo się zastanawiałem, dlaczego to zrobiły. Czyżbym wydał im się sympatyczny? Szkoda tylko, że zrobił to tak późno, bo jakieś 2-3 tygodnie przed sesją letnią. Potem jeszcze z jedną z nich poszedłem na koncert – metalowy oczywiście.
V rok studiów
Zamieszkałem z jednym z gości, z którymi mieszkałem na IV roku. Znowu nuda w pokoju: oglądanie filmów, czytanie książek, granie w szachy. Gość nie był jednak jakimś lamusem. Miał koleżanki, które czasem do nas zapraszał. Jedna nawet była fotomodelką i gdy zobaczyłem jej zdjęcia na NK, to nie mogłem uwierzyć. Był też aktywistą pewnego ruchu politycznego i czasem chodziłem z nim na spotkania do pubu.
Sąsiadką była „moja miłość” z II roku. Oczywiście byłem zbyt nieśmiały, żeby do niej zagadać, więc tylko mówiliśmy sobie „cześć”, gdy widzieliśmy się w łazience, kuchni czy na korytarzu.
wiek 25-teraz
Po skończeniu studiów z powodu prokrastynacji nie mogłem zabrać się za napisanie pracy magisterskiej. Najpierw przez pół roku jej nie pisałem. Gdy już zacząłem pisać, to stwierdziłem, że ładnie wtopiłem i wziąłem się ostro do roboty. Po trzech miesiącach naprawdę intensywnej pracy udało się. Obroniłem się rok po zakończeniu studiów.
Po studiach pozostało mi uzależnienie od internetu, więc pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli w domu nie będę go miał. To jednak utrudnia szukanie pracy, bo ogranicza się ono do roznoszenia papierowych CV.
Znalazłem pracę w fabryce. Praca na dwie zmiany: 6-14 oraz 14-22. Żeby być na godzinę 6 w pracy, musiałem wstawać o 4:30. Niby kończyłem o 14 (w domu byłem o 15:15), ale co z tego, skoro byłem nieprzytomny. Zawsze próbowałem się kłaść o 21. Jeśli mi się to nie udało, to już zły byłem, że się nie wyśpię. Pamiętam, jak raz poszedłem w piątek na urodziny kolegi i po prostu zasnąłem na fotelu obok rozmawiających ludzi i głośno grającej muzyki. Weekend był po to, żeby odespać. Gdy szedłem do pracy na godzinę 14, to się wysypiałem, ale za to nic tego dnia nie zrobiłem – poza zjedzeniem śniadania i obejrzeniem jakiegoś filmu przyrodniczego w TVP.
Potem znalazłem pracę w innej fabryce. Też na zmiany. Praca trochę lżejsza i dojazd krótszy, więc by zdążyć na pierwszą zmianę mogłem wstać nawet o 5:10, ale w domu i tak byłem koło 15:05. Pracowaliśmy też niekiedy na trzy zmiany, a więc i w nocy (22-6). Był problem z odsypianiem, bo jak okno zamknięte, to duszno, a jak otwarte, to słyszałem ciągle sąsiadów koszących trawę. Oczywiście byłem cały czas zmęczony i niewyspany. W pracy było dużo dziewczyn, co powodowało pewne problemy http://www.forumowis...c/#entry2824604.
Od około roku pracuję w sklepie. Pracuję po 12h, więc nie codziennie jestem w pracy. Najczęściej jest tak, że wolne dni mam w tygodniu, a pracuję w piątki, soboty i niedziele.