leRka
Nowicjusz
- Dołączył
- 30 Maj 2006
- Posty
- 1 051
- Punkty reakcji
- 9
- Wiek
- 34
Chciałabym rozpatrzyć tę kwestię w szerszy sposób niż tylko opierając się na moich doświadczeniach, dlatego też postanowiłam założyć temat.
Byłam z chłopakiem 9 miesięcy, po czym on zerwał, w sumie przez głupotę, głównie z mojego powodu. Nie było żadnej zdrady, nic z tych rzeczy, nawet nie było kłótni, po prostu coś mu się nie spodobało i postanowił to zakończyć, jak mnie później uświadomił, był pewny, że to ja chcę zerwać. I chyba rzeczywiście miał rację, bo jak mi się wydawało, chciałam zerwać, ale nie umiałam. Jakiś miesiąc wcześniej wyjechał do pracy mniej więcej na tydzień. W dniu, w którym wrócił do domu, nie widziałam się z nim, ale cały czas z nim pisałam i szczerze mówiąc w pewnym momencie miałam tego dość. Jakbym przestała go kochać, jakby wszystkie uczucia się wypaliły we mnie, jakby był jakimś kompletnie obcym człowiekiem dla mnie. Nie mniej jednak myślałam, że to tylko takie chwilowe, że to minie. Najgorsze było, kiedy oczekiwał ode mnie, że powiem mu, to "kocham Cię", a ja nie umiałam się przemóc. Więc grałam. Powiecie, że to jest podłe i pewnie będziecie mieli rację. Tylko, że gdybym nic do niego nie czuła, gdyby nic między nami nie było, to na pewno nie zachowywałabym się tak, jak to robiłam po zerwaniu. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, cały czas ryczałam, żałowałam, że to się skończyło. Bo ja naprawdę nie umiem sobie wyobrazić życia bez niego. I po tygodniu wróciliśmy do siebie. Rozmawiałam z nim wczoraj o tym wszystkim. Powiedziałam mu, że się pogubiłam, daliśmy sobie miesiąc czasu, w sumie on mi dał na dojście do ładu i składu. Uważam go za najlepszego przyjaciela, mogę robić z nim wszystkie głupie rzeczy, wie o mnie prawie wszystko, kiedy mam problem, prawie zawsze idę z tym do niego. Zastanawiałam się, co by było po tym, gdybyśmy zerwali ze sobą, ale teraz już wiem, że nie ma szans na to, żeby on został moim tylko i wyłącznie, a może i aż przyjacielem. Myślicie, że powinnam uwolnić chłopaka od siebie i dać mu żyć beze mnie, czy też dać nam czas, bo może to jest tylko chwilowy kryzys? A może powinnam zrobić jeszcze coś innego, o czym jeszcze sama nie wiem.
Byłam z chłopakiem 9 miesięcy, po czym on zerwał, w sumie przez głupotę, głównie z mojego powodu. Nie było żadnej zdrady, nic z tych rzeczy, nawet nie było kłótni, po prostu coś mu się nie spodobało i postanowił to zakończyć, jak mnie później uświadomił, był pewny, że to ja chcę zerwać. I chyba rzeczywiście miał rację, bo jak mi się wydawało, chciałam zerwać, ale nie umiałam. Jakiś miesiąc wcześniej wyjechał do pracy mniej więcej na tydzień. W dniu, w którym wrócił do domu, nie widziałam się z nim, ale cały czas z nim pisałam i szczerze mówiąc w pewnym momencie miałam tego dość. Jakbym przestała go kochać, jakby wszystkie uczucia się wypaliły we mnie, jakby był jakimś kompletnie obcym człowiekiem dla mnie. Nie mniej jednak myślałam, że to tylko takie chwilowe, że to minie. Najgorsze było, kiedy oczekiwał ode mnie, że powiem mu, to "kocham Cię", a ja nie umiałam się przemóc. Więc grałam. Powiecie, że to jest podłe i pewnie będziecie mieli rację. Tylko, że gdybym nic do niego nie czuła, gdyby nic między nami nie było, to na pewno nie zachowywałabym się tak, jak to robiłam po zerwaniu. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, cały czas ryczałam, żałowałam, że to się skończyło. Bo ja naprawdę nie umiem sobie wyobrazić życia bez niego. I po tygodniu wróciliśmy do siebie. Rozmawiałam z nim wczoraj o tym wszystkim. Powiedziałam mu, że się pogubiłam, daliśmy sobie miesiąc czasu, w sumie on mi dał na dojście do ładu i składu. Uważam go za najlepszego przyjaciela, mogę robić z nim wszystkie głupie rzeczy, wie o mnie prawie wszystko, kiedy mam problem, prawie zawsze idę z tym do niego. Zastanawiałam się, co by było po tym, gdybyśmy zerwali ze sobą, ale teraz już wiem, że nie ma szans na to, żeby on został moim tylko i wyłącznie, a może i aż przyjacielem. Myślicie, że powinnam uwolnić chłopaka od siebie i dać mu żyć beze mnie, czy też dać nam czas, bo może to jest tylko chwilowy kryzys? A może powinnam zrobić jeszcze coś innego, o czym jeszcze sama nie wiem.