Nie wiem od czego zacząć, może po prostu napiszę, że mam poważny problem ze sobą, bo dziwnie postępuję.
Najdłużej chodziłam z chłopakiem pół roku, niestety prawie zakończyło się to samobójstwem mojego byłego.
Od tego czasu bardzo się zmieniłam, moje chodzenie z chłopakiem trwa góra dwa tygodnie. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy to może normalne w tym wieku ? Obecnie jestem zakochana, nieszczęśliwie... Może to dlatego krzywdzę każdego chłopaka ? A może boję się przywiązać do kogoś ? Ponieważ boję się, że to on zerwie, zrani...a tego już nie chcę.
Koleżanki mówią na mnie 'łamaczka serc'. Na początku każdy chłopak, z którym chodziłam bardzo mi się podobał, niestety to mijało po dwóch, trzech spotkaniach i zrywałam z nim kontakt, mówiłam, że po prostu mi się znudził i tyle... Wiem, może i jestem trochę podła...ale chciałabym się zmienić, zawsze miałam problem z okazywaniem uczuć, może dlatego, że jestem trochę nieśmiała ? Nigdy nie starałam się o żadnego chłopaka. Trochę żałuję, że nie potrafiłam odmówić chłopakowi chodzenia z nim, ponieważ wiedziałam, że go zranię i będzie przeze mnie cierpiał. Wiedziałam, że prędzej, czy później z nim zerwę. Lubię się bawić chłopakami i igrać z uczuciami innych. Czasem czuję się samotna...brakuje mi czułości, miłości...chciałabym, aby ktoś mnie wysłuchał, pocieszył, czasami przytulił...Tak dawno nikt mnie nie przytulał, oj chyba ostatnio mama jak byłam mała...
Z tamtymi chłopakami wszystko było udawane, sztuczne...to nie to samo, bo spotykając się z nimi, miałam świadomość, że niedługo to zakończę. Wątpię, że mi to przejdzie, że uda mi się to pokonać.
Na pewno ktoś pomyśli, że nie spotkałam tego jedynego. Ale ja właśnie spotkałam...lecz popełniłam wielki błąd. Żałuję tego, żałuję, że go w ogóle poznałam i tyle cierpiałam...Ale wiem, że czasu się nie da cofnąć, nikogo tak nie pokocham jak jego...
Ehh...
Ale wracając do tematu, to wiele myślałam, nad tym, jak się mogę zmienić. I doszłam do wniosku, że miłość jest tylko jedna jedyna. Ja już ją spotkałam, ale jest nieszczęśliwa...Więc już się nie zmienię.
Nie wierzę w to, że będę jeszcze kiedyś z kimś, szczęśliwa... Ja nie umiem się zaangażować w związek, nie wiem co to znaczy, nie potrafię dzielić z kimś życia...
Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym była z tym, którego na prawdę kocham ? Choć wiem, że to niemożliwe, nieosiągalne... Czy wtedy też, tak szybko to by się skończyło ? Chyba nie...
Przecież już dwa miesiące minęły od tamtej chwili, a ja nadal to czuję, nadal nie potrafię zapomnieć, nie przeszło mi Nie radze sobie! Nie chcę tak dłużej żyć! Pomóżcie!
Najdłużej chodziłam z chłopakiem pół roku, niestety prawie zakończyło się to samobójstwem mojego byłego.
Od tego czasu bardzo się zmieniłam, moje chodzenie z chłopakiem trwa góra dwa tygodnie. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy to może normalne w tym wieku ? Obecnie jestem zakochana, nieszczęśliwie... Może to dlatego krzywdzę każdego chłopaka ? A może boję się przywiązać do kogoś ? Ponieważ boję się, że to on zerwie, zrani...a tego już nie chcę.
Koleżanki mówią na mnie 'łamaczka serc'. Na początku każdy chłopak, z którym chodziłam bardzo mi się podobał, niestety to mijało po dwóch, trzech spotkaniach i zrywałam z nim kontakt, mówiłam, że po prostu mi się znudził i tyle... Wiem, może i jestem trochę podła...ale chciałabym się zmienić, zawsze miałam problem z okazywaniem uczuć, może dlatego, że jestem trochę nieśmiała ? Nigdy nie starałam się o żadnego chłopaka. Trochę żałuję, że nie potrafiłam odmówić chłopakowi chodzenia z nim, ponieważ wiedziałam, że go zranię i będzie przeze mnie cierpiał. Wiedziałam, że prędzej, czy później z nim zerwę. Lubię się bawić chłopakami i igrać z uczuciami innych. Czasem czuję się samotna...brakuje mi czułości, miłości...chciałabym, aby ktoś mnie wysłuchał, pocieszył, czasami przytulił...Tak dawno nikt mnie nie przytulał, oj chyba ostatnio mama jak byłam mała...
Z tamtymi chłopakami wszystko było udawane, sztuczne...to nie to samo, bo spotykając się z nimi, miałam świadomość, że niedługo to zakończę. Wątpię, że mi to przejdzie, że uda mi się to pokonać.
Na pewno ktoś pomyśli, że nie spotkałam tego jedynego. Ale ja właśnie spotkałam...lecz popełniłam wielki błąd. Żałuję tego, żałuję, że go w ogóle poznałam i tyle cierpiałam...Ale wiem, że czasu się nie da cofnąć, nikogo tak nie pokocham jak jego...
Ehh...
Ale wracając do tematu, to wiele myślałam, nad tym, jak się mogę zmienić. I doszłam do wniosku, że miłość jest tylko jedna jedyna. Ja już ją spotkałam, ale jest nieszczęśliwa...Więc już się nie zmienię.
Nie wierzę w to, że będę jeszcze kiedyś z kimś, szczęśliwa... Ja nie umiem się zaangażować w związek, nie wiem co to znaczy, nie potrafię dzielić z kimś życia...
Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym była z tym, którego na prawdę kocham ? Choć wiem, że to niemożliwe, nieosiągalne... Czy wtedy też, tak szybko to by się skończyło ? Chyba nie...
Przecież już dwa miesiące minęły od tamtej chwili, a ja nadal to czuję, nadal nie potrafię zapomnieć, nie przeszło mi Nie radze sobie! Nie chcę tak dłużej żyć! Pomóżcie!