Związek związkiem, małżeństwo małżeństwem.
Dlaczego o tym piszę w ten sposób. Obecnie jestem w związku z Ewangelikiem i jest między nami bardzo istotna i znacząca różnica poglądów. Dla par, które nie są pewne swojej miłości, nie potrafią tego pogodzić, albo po prostu nie umieją przystać na to, że ich partner/partnerka może mieć inny światopogląd, najlepiej by było gdyby w ogóle nie stawali na ślubnym kobiercu i pozostali w zwyczajnym związku bez legalizacji - w razie istotnej różnicy zdań po prostu się rozstaną i nie będzie żadnych, większych konsekwencji (bez dzieci, kredytów itp). W małżeństwie może nastąpić konflikt, w której wierze dziecko wychować czy może w ogóle nie chrzcić. Przykładowo Żona chce iść do kościoła, a Mąż nie - z kim ma iść dziecko. Co zrobić z Wigilią, Wielką Nocą i innymi świętami przypisywanymi danej religii? Jeżeli para na samym początku nie ustali pewnych zasad na zasadzie kompromisu nie ma prawa przetrwać w szczęśliwości i spokoju, chyba że jedna ze stron zgodzi się w sobie 'cierpieć', aby uszczęśliwić drugą połowę.
Recepta na szczęście? Może przybliżę zasady mojego związku, gdyż wydają mi się w miarę normalne:
1. Ślub cywilny.
2. Jeśli mój partner zechce iść świętować swoje święta, ja w to nie ingeruję, on nie komentuje jednak mojej 'niewiary'.
3. Dziecko - nie pójdzie do chrztu (Tak zadecydowaliśmy oboje - znaczy się wyszło samo z siebie podczas rozmowy na ten temat i bardzo się zdziwiłam, kiedy usłyszałam "Nie chcemy aby moje dziecko szło do chrztu, kiedy jeszcze nawet nie myśli. Dajmy mu prawo wyboru"). Nie pozostało mi nic innego, jak tylko na to przystać.
4. Częsta i szczera rozmowa - Akurat w naszym przypadku jej wyniki kończą się na słowach "To co, idziemy coś zjeść", czyli normalka.
5. Słuchać. NIE słyszeć a SŁUCHAĆ.
6. Kochać nie 'dla czegoś', a 'mimo wszystko'.