Tidon
Nowicjusz
- Dołączył
- 13 Maj 2011
- Posty
- 26
- Punkty reakcji
- 3
- Wiek
- 33
Witam was.
Wracam tu po kilku latach, by oczyścić swój umysł z myśli, które w sobie trzymam i mam nadzieję, że przeczytam tu słowa, które dadzą mi do myślenia. Moja historia, którą przedstawiłem tu kilka lat temu, leży już zasypana w archiwum.. Byłoby wam łatwiej zrozumieć, gdybyście mogli ją przeczytać.
W skrócie:
Cztery i pół roku temu powiązała mnie niesamowicie mocna więź ze starszą od siebie kobietą. Więź, które żadne z nas nie potrafi wytłumaczyć. Nasz związek nie miał prawa bytu, choć zrobiłem wszystko by mogłoby się to udać - na marne. Każde z moich starań kończyło się odrzuceniem.
Przez te cztery lata oboje robiliśmy wszystko, by o sobie zapomnieć, znienawidzić. Ale obrzucanie błotem i wbijanie sobie nawzajem igieł w serca niczego nie zmieniło. Staliśmy się psychiczni. Nie wiem, czy to można jeszcze nazwać miłością. Każda miłość po takim czasie i po tylu krzywdach byłaby wdeptana w ziemie. Ale nie ta. Kobieta, o której piszę zawładneła mną do szpiku kości. Zawładneła moim umysłem i sercem. By móc jakoś funkcjonować wyłaczyłem i umysł i serce. Stałem się otępiały, głupi. Nie mogłem czytać książek, bo nie mogłem się na nich skupić a nauczenie się czegoś nowego było dla mnie niezwykle trudne. Po dwóch latach siedzenia w pokoju otworzyłem się na ludzi. Na inne kobiety. Zakopałem swoje uczucia tak głęboko, że zacząłem wierzyć, że suche, fałszywe ciepło kobiety jest lepsze niż jego brak. Zacząłem spotykać się z innymi, starać się być jak inni - ale mnie to nie wciągneło. Gdy widziałem, jak ludzie wokół są płytcy.. przestałem im wierzyć i ufać. Zamknąłem się jeszcze bardziej. Skończyłem z tym trybem życia, bo nie jest on dla mnie.
Siedzę cały czas w swoim pokoju, coraz bardziej wierząc w to, że nie znajdę nikogo dla siebie. Tamta kobieta ustawiła poprzeczkę tak wysoko, że każda inna nie robi na mnie wrażenia. Ostatnio ktoś powiedział mi, że wykorzystałem całą swoją energię i wole walki, na kogoś, kto nie był w stanie dać mi szczęścia. I że zrobiłem błąd walcząc tak długo.. bo nie warto walczyć o coś, co Cie niszczy. Może to i prawda. Nie potrafię już walczyć o kogokolwiek bojąc się podświadomie, że znów spotkam się z odrzuceniem. Ostatnio widziałem się z tą kobietą. Stara się jakoś żyć, zajmować sobie czas i myśli. A do mnie starała się trzymać dystans. Chociaż i tak były ułamki sekundy, spojrzeń, że widziałem co ukrywa. To samo co ja od tylu lat. Nie rozumiem tego, jak dwojga ludzi może połączyć coś takiego. Coś co sprawia, że nie potrzeba nikogo więcej. że kiedy jest się z tą osobą, wyostrzają się zmysły. Powietrze ma inny zapach, serce staje się krystalicznie czyste a umysł spokojny. A gdy ta osoba odchodzi, cały brud tego świata znów zalewa serce, które staje się coraz cieższe, a wyostrzone jeszcze zmysły doprowadzają człowieka do szału.
Czy jest szansa, że pokocham kiedyś kobietę na tyle mocno, by zapomnieć o tym, co mi się w życiu przytrafiło? Co mogę zrobić, by zacząć normalnie żyć..? zacząć wierzyć ludziom. Jak narazie tylko się cofam.. Prawie z nikim nie rozmawiam.
Przez ponad 4 lata męcze się sam i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Może coś przeoczyłem, może znacie jakieś rozwiązanie.
Otwórzcie mi oczy!
Wracam tu po kilku latach, by oczyścić swój umysł z myśli, które w sobie trzymam i mam nadzieję, że przeczytam tu słowa, które dadzą mi do myślenia. Moja historia, którą przedstawiłem tu kilka lat temu, leży już zasypana w archiwum.. Byłoby wam łatwiej zrozumieć, gdybyście mogli ją przeczytać.
W skrócie:
Cztery i pół roku temu powiązała mnie niesamowicie mocna więź ze starszą od siebie kobietą. Więź, które żadne z nas nie potrafi wytłumaczyć. Nasz związek nie miał prawa bytu, choć zrobiłem wszystko by mogłoby się to udać - na marne. Każde z moich starań kończyło się odrzuceniem.
Przez te cztery lata oboje robiliśmy wszystko, by o sobie zapomnieć, znienawidzić. Ale obrzucanie błotem i wbijanie sobie nawzajem igieł w serca niczego nie zmieniło. Staliśmy się psychiczni. Nie wiem, czy to można jeszcze nazwać miłością. Każda miłość po takim czasie i po tylu krzywdach byłaby wdeptana w ziemie. Ale nie ta. Kobieta, o której piszę zawładneła mną do szpiku kości. Zawładneła moim umysłem i sercem. By móc jakoś funkcjonować wyłaczyłem i umysł i serce. Stałem się otępiały, głupi. Nie mogłem czytać książek, bo nie mogłem się na nich skupić a nauczenie się czegoś nowego było dla mnie niezwykle trudne. Po dwóch latach siedzenia w pokoju otworzyłem się na ludzi. Na inne kobiety. Zakopałem swoje uczucia tak głęboko, że zacząłem wierzyć, że suche, fałszywe ciepło kobiety jest lepsze niż jego brak. Zacząłem spotykać się z innymi, starać się być jak inni - ale mnie to nie wciągneło. Gdy widziałem, jak ludzie wokół są płytcy.. przestałem im wierzyć i ufać. Zamknąłem się jeszcze bardziej. Skończyłem z tym trybem życia, bo nie jest on dla mnie.
Siedzę cały czas w swoim pokoju, coraz bardziej wierząc w to, że nie znajdę nikogo dla siebie. Tamta kobieta ustawiła poprzeczkę tak wysoko, że każda inna nie robi na mnie wrażenia. Ostatnio ktoś powiedział mi, że wykorzystałem całą swoją energię i wole walki, na kogoś, kto nie był w stanie dać mi szczęścia. I że zrobiłem błąd walcząc tak długo.. bo nie warto walczyć o coś, co Cie niszczy. Może to i prawda. Nie potrafię już walczyć o kogokolwiek bojąc się podświadomie, że znów spotkam się z odrzuceniem. Ostatnio widziałem się z tą kobietą. Stara się jakoś żyć, zajmować sobie czas i myśli. A do mnie starała się trzymać dystans. Chociaż i tak były ułamki sekundy, spojrzeń, że widziałem co ukrywa. To samo co ja od tylu lat. Nie rozumiem tego, jak dwojga ludzi może połączyć coś takiego. Coś co sprawia, że nie potrzeba nikogo więcej. że kiedy jest się z tą osobą, wyostrzają się zmysły. Powietrze ma inny zapach, serce staje się krystalicznie czyste a umysł spokojny. A gdy ta osoba odchodzi, cały brud tego świata znów zalewa serce, które staje się coraz cieższe, a wyostrzone jeszcze zmysły doprowadzają człowieka do szału.
Czy jest szansa, że pokocham kiedyś kobietę na tyle mocno, by zapomnieć o tym, co mi się w życiu przytrafiło? Co mogę zrobić, by zacząć normalnie żyć..? zacząć wierzyć ludziom. Jak narazie tylko się cofam.. Prawie z nikim nie rozmawiam.
Przez ponad 4 lata męcze się sam i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Może coś przeoczyłem, może znacie jakieś rozwiązanie.
Otwórzcie mi oczy!