Marozja
Nowicjusz
Można być z 2 na raz.
Czy Waszym zdaniem można kochać dwie osoby jednocześnie? Ale w taki sposób, że żyje się tak jakby na dwóch płaszczyznach: jeśli jest się z osobą X to nie myśli się o Y a jeśli jest się z Y to X się nie liczy. I o każdą osobę martwić się tak samo i pragnąć jednej i drugiej, być nieustannie rozdartym i twierdzić, że nie jest się w stanie zrezygnować z żadnej z nich?
Można kochać dwie osoby jednocześnie
To tak jakby być i nie być w ciąży. Nie da się, jeżeli ktokolwiek uważa, że kocha dwie osoby to znaczy, że nie kocha żadnej.
Gdyby życie służyło do weryfikowania poglądów, to nie byłoby ludzi dobrych, ponieważ jest to z natury nie opłacalne. Każdy ma przecież prawo do tłumaczenia, że nie można kochać dwie osoby na raz, bo skoro można to nie ma w tym nic złego, prawda?Może , życie zweryfikuje Twoje poglądy. Może..
Rozumiem, że dla Ciebie byłoby rzeczą akceptowalną to, że Twój partner kocha Ciebie i kogoś jeszcze, bo przecież może - nie?Może trzeba pamiętać własne rany, by dość delikatnie dotykać cudzych?
Gdyby życie służyło do weryfikowania poglądów, to nie byłoby ludzi dobrych, ponieważ jest to z natury nie opłacalne. Każdy ma przecież prawo do tłumaczenia, że nie można kochać dwie osoby na raz, bo skoro można to nie ma w tym nic złego, prawda?
Rozumiem, że dla Ciebie byłoby rzeczą akceptowalną to, że Twój partner kocha Ciebie i kogoś jeszcze, bo przecież może - nie?
To mają problem, bo ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ LUDZI KOCHA KILKA OSÓB - partnera/kę, ale też rodziców, rodzeństwo, czasem najbliższych przyjaciół też kocha się jak rodzinę, że o dzieciach nie wspomnę. I co ma zrobić taki zachłanny, kiedy konkurentem do miłości partnerki jest jej dziecko? Powiedzieć "Twoje dziecko albo ja!" czy może jednak przejść się gdzieś i dowiedzieć, skąd taka zachłanność i ciśnienie na bycie jedynym w czyimś życiu?Kochać jednocześnie dwóch ...
Wtedy żaden nie ma Twojej CAŁEJ miłości...
A jeśli są zachłanni?
Czy Waszym zdaniem można kochać dwie osoby jednocześnie? Ale w taki sposób, że żyje się tak jakby na dwóch płaszczyznach: jeśli jest się z osobą X to nie myśli się o Y a jeśli jest się z Y to X się nie liczy. I o każdą osobę martwić się tak samo i pragnąć jednej i drugiej, być nieustannie rozdartym i twierdzić, że nie jest się w stanie zrezygnować z żadnej z nich?