Kiedy się spotkaliśmy nie był przystojny jak Brad Pitt ani specjalnie błyskotliwy...Ale pokochałam go. Był (i nadal jest) dla mnie bardzo dobry. Rozmawiamy o wszystkim, wspólnie rozwiązujemy problemy jest idealnie. Może nawet zbyt idealnie. Ostatnio zaczęło mi się nudzić w tym związku.
Czuję, że coś się wypaliło. Coś, co napędzało ten związek. Jakiś czas temu postanowiłam, że przestaniemy ze sobą rozmawiać przez jakiś czas-zrobimy przerwę. Nie wytrzymał. Dla niego był to sygnał, że coś nie tak. Chciał to od razu naprawiać. Nie rozumiał,że dla mnie ta przerwa była formą terapii dla tego związku. Wtedy panicznie słał mi smsy, dzwonił, przyjeżdżał. Zachowywał się, jakby był niezrównoważony. Wtedy spojrzałam na niego inaczej. Już nie był tym fajnym chłopakiem, lecz kimś, kto za wszelką cenę chce być przy mnie. Nieważne czy go kocham czy nie. Chce po prostu być. To dobiło nasz związek. Ja już nie chcę go ratować. Chcę odpocząć od facetów. Jestem z nim, bo mnie o to błagał. Skamlał i brał mnie na litość. Między nami jest dobrze (przyjaźń?) ale nie chcę z nim być, a nie umiem zerwać tak, żeby go nie bolało.
Czuję, że coś się wypaliło. Coś, co napędzało ten związek. Jakiś czas temu postanowiłam, że przestaniemy ze sobą rozmawiać przez jakiś czas-zrobimy przerwę. Nie wytrzymał. Dla niego był to sygnał, że coś nie tak. Chciał to od razu naprawiać. Nie rozumiał,że dla mnie ta przerwa była formą terapii dla tego związku. Wtedy panicznie słał mi smsy, dzwonił, przyjeżdżał. Zachowywał się, jakby był niezrównoważony. Wtedy spojrzałam na niego inaczej. Już nie był tym fajnym chłopakiem, lecz kimś, kto za wszelką cenę chce być przy mnie. Nieważne czy go kocham czy nie. Chce po prostu być. To dobiło nasz związek. Ja już nie chcę go ratować. Chcę odpocząć od facetów. Jestem z nim, bo mnie o to błagał. Skamlał i brał mnie na litość. Między nami jest dobrze (przyjaźń?) ale nie chcę z nim być, a nie umiem zerwać tak, żeby go nie bolało.