upokorzona
Nowicjusz
- Dołączył
- 17 Maj 2011
- Posty
- 19
- Punkty reakcji
- 0
.
Na dzień dobry związek był zbudowany na czyjejś krzywdzie. Od początku zaczyna się źle.Mam dopiero 19 lat, a czuję się jak 30-letnia kobieta po przejściach.
Z moim byłym chłopakiem byłam 2 lata. Zaczęło się od wielkiej przyjaźni i dla niego zerwałam z poprzednim.
Kompletnie mnie to nie dziwi. Ani to, że on zdradził Ciebie, ani to, że Ty jego. Nie dziwi mnie to rzekome wybaczenie- przecież ani dla Ciebie ani dla niego nie stało się nic złego. Albo się ma zasady albo się ich nie ma. Ani Ty ani on ich nie macie. Więc czego się spodziewałaś? W życiu nie rozbiłbym żadnego związku, nawet jeśli byłbym zakochany to w mojej głowie zapaliłoby się czerwone światełko- skoro ktoś może olać kogoś dla mnie, to może olać mnie dla kogoś. Jak widać, jemu to nie przeszkadzało. Tobie z resztą też.Chodziliśmy razem do klasy. Ale teraz jesteśmy już po maturze. Kłóciliśmy się często, od roku, było naprawdę.. patologicznie. Nie raz mówił że mnie nie kocha, ja starałam się go ograniczać, zdradził mnie, potem ja jego, potem on znów mnie.. Ale wybaczaliśmy sobie i sądziłam, że to z miłości.
No i powiedział Ci zapewne prawdę. Bo co innego Was łączy? Zdrady?Ale ja go naprawdę kocham. Nie raz błagałam go o powrót, nie raz odrzucał mnie a ja prosiłam i płakałam. Skutkowało, czasem od razu a czasem po paru dniach.
Tyle, że teraz szkoły nie ma. A on mówi, że tylko szkoła nas trzymała.
Nie wytrzymałam. Po pięciu dniach milczenia i całkowitej utraty kontaktu pojechałam do niego, na siłę. Otworzył mi ze słowami 'czego chcesz'.
Powiedziałam, co mnie sprowadza. On powiedział, że ma się bardzo dobrze, że się cieszy, że to koniec. Że już mnie nie kocha. Że chce być wolny na wakacje i robić co chce, a ja go ograniczałam. Potraktował mnie w okropny sposób. Że cieszy się, że widzi mnie ostatni raz w swoim życiu.
\A ja płaczę od 5 dni i nie potrafię uzmysłowić sobie, że to koniec. Parę razy się zdarzyło, że mówił 'nie kocham' a potem wracał, przepraszał. Dziś powiedział mi, że 'to chyba wystarczający dowód na to, że cię naprawdę nie kocham jeśli tyle razy to mówiłem.'
Jak mu się nie uda znaleźć innej panny to pewnie i wróci. No przecież o jakich uczuciach Ty tu piszesz? Zdrady, ranienie się?Nie wiem jak to odbierać. Być może pojedzie z kolegami, wyszaleje się, pocałuje się z jakąś dziewczyną a potem wróci.
Czy też nie wróci nigdy, bo nie ma już szkoły i uczuć?
Otwieramy oczka- jak on Cię traktuję? Jak pannę do towarzystwa. Odchodzi sobie, wraca, znęca się, wraca. Zdradza wraca. Różnica polega na tym, że taka pani zarabia pieniądze i nie wiąże się emocjonalnie. Ty robisz to za darmo poniżając się przed nim w imię czego? Wiem, że to bardzo mocne słowa i naprawdę chamska ocena, ale mam Cię oszukiwać? Jak daleko postawisz sobie granicę tego jak można Tobą pomiatać? Jesteś dorosła a związek wygląda jak zabawa czternastolatków w chodzenie. Zdaj sobie sprawę z realiów tego co było i absurdalności tej relacji, szczerze doradzam parę spotkań z psychologiem. Pozwoli Ci to na nabranie dystansu i naukę ASERTYWNOŚCI przez której brak możesz się wpędzić w naprawdę duże kłopoty. Twoim problemem nie jest ten związek tylko Ty sama, zajmij się więc swoimi problemami, ustal sobie jakieś zasady naucz się budować swój system wartości.Nie wiem co o tym myśleć, w każdym razie chcę, żeby się odezwał. Nie wiem czy to jest jedna z wielokrotnych kłótni, czy też autentyczny koniec. Proszę o radę...
Mam dopiero 19 lat, a czuję się jak 30-letnia kobieta po przejściach.
Z moim byłym chłopakiem byłam 2 lata. Zaczęło się od wielkiej przyjaźni i dla niego zerwałam z poprzednim.
Chodziliśmy razem do klasy. Ale teraz jesteśmy już po maturze. Kłóciliśmy się często, od roku, było naprawdę.. patologicznie. Nie raz mówił że mnie nie kocha, ja starałam się go ograniczać, zdradził mnie, potem ja jego, potem on znów mnie.. Ale wybaczaliśmy sobie i sądziłam, że to z miłości.
Ale mój wybranek w ostatni dzień matur podziękował mi serdecznie i przestał się odzywać. Najpierw cieszyłam się z tego, że wyjdę z toksycznego związku.
Ale ja go naprawdę kocham. Nie raz błagałam go o powrót, nie raz odrzucał mnie a ja prosiłam i płakałam. Skutkowało, czasem od razu a czasem po paru dniach.
Tyle, że teraz szkoły nie ma. A on mówi, że tylko szkoła nas trzymała.
Nie wytrzymałam. Po pięciu dniach milczenia i całkowitej utraty kontaktu pojechałam do niego, na siłę. Otworzył mi ze słowami 'czego chcesz'.
Powiedziałam, co mnie sprowadza. On powiedział, że ma się bardzo dobrze, że się cieszy, że to koniec. Że już mnie nie kocha. Że chce być wolny na wakacje i robić co chce, a ja go ograniczałam. Potraktował mnie w okropny sposób. Że cieszy się, że widzi mnie ostatni raz w swoim życiu.
A ja płaczę od 5 dni i nie potrafię uzmysłowić sobie, że to koniec. Parę razy się zdarzyło, że mówił 'nie kocham' a potem wracał, przepraszał. Dziś powiedział mi, że 'to chyba wystarczający dowód na to, że cię naprawdę nie kocham jeśli tyle razy to mówiłem.'
Nie wiem jak to odbierać. Być może pojedzie z kolegami, wyszaleje się, pocałuje się z jakąś dziewczyną a potem wróci.
Czy też nie wróci nigdy, bo nie ma już szkoły i uczuć?
Nie wiem co o tym myśleć, w każdym razie chcę, żeby się odezwał. Nie wiem czy to jest jedna z wielokrotnych kłótni, czy też autentyczny koniec. Proszę o radę...
Dodam jeszcze, że zapewniał mnie o swojej miłości codziennie przez parę dni. Kłóciliśmy się baardzo często, to fakt, ale coś nas trzymało. On teraz bagatelizuje sprawę, mówi, że sam mydlił sobie oczy że mnie kocha, że nie mógł się ode mnie oderwać, a te dobre chwile to było nic.. Byłam jego pierwszą dziewczyną, pierwszą miłością i on moją też.
Żeby przestać trzeba w ogóle zacząć...iektórzy mówią 'ej, kłóciliście się ale byliście przez te 3 lata nierozłączni- teraz to zmęczenie materiału ale na pewno wrócicie, on nie przestałby kochać tak nagle
Mam dopiero 19 lat, a czuję się jak 30-letnia kobieta po przejściach.
Z moim byłym chłopakiem byłam 2 lata. Zaczęło się od wielkiej przyjaźni i dla niego zerwałam z poprzednim.
Chodziliśmy razem do klasy. Ale teraz jesteśmy już po maturze. Kłóciliśmy się często, od roku, było naprawdę.. patologicznie. Nie raz mówił że mnie nie kocha, ja starałam się go ograniczać, zdradził mnie, potem ja jego, potem on znów mnie.. Ale wybaczaliśmy sobie i sądziłam, że to z miłości.
Ale mój wybranek w ostatni dzień matur podziękował mi serdecznie i przestał się odzywać. Najpierw cieszyłam się z tego, że wyjdę z toksycznego związku.
Ale ja go naprawdę kocham. Nie raz błagałam go o powrót, nie raz odrzucał mnie a ja prosiłam i płakałam. Skutkowało, czasem od razu a czasem po paru dniach.
Tyle, że teraz szkoły nie ma. A on mówi, że tylko szkoła nas trzymała.
Nie wytrzymałam. Po pięciu dniach milczenia i całkowitej utraty kontaktu pojechałam do niego, na siłę. Otworzył mi ze słowami 'czego chcesz'.
Powiedziałam, co mnie sprowadza. On powiedział, że ma się bardzo dobrze, że się cieszy, że to koniec. Że już mnie nie kocha. Że chce być wolny na wakacje i robić co chce, a ja go ograniczałam. Potraktował mnie w okropny sposób. Że cieszy się, że widzi mnie ostatni raz w swoim życiu.
A ja płaczę od 5 dni i nie potrafię uzmysłowić sobie, że to koniec. Parę razy się zdarzyło, że mówił 'nie kocham' a potem wracał, przepraszał. Dziś powiedział mi, że 'to chyba wystarczający dowód na to, że cię naprawdę nie kocham jeśli tyle razy to mówiłem.'
Nie wiem jak to odbierać. Być może pojedzie z kolegami, wyszaleje się, pocałuje się z jakąś dziewczyną a potem wróci.
Czy też nie wróci nigdy, bo nie ma już szkoły i uczuć?
Nie wiem co o tym myśleć, w każdym razie chcę, żeby się odezwał. Nie wiem czy to jest jedna z wielokrotnych kłótni, czy też autentyczny koniec. Proszę o radę...
Dodam jeszcze, że zapewniał mnie o swojej miłości codziennie przez parę dni. Kłóciliśmy się baardzo często, to fakt, ale coś nas trzymało. On teraz bagatelizuje sprawę, mówi, że sam mydlił sobie oczy że mnie kocha, że nie mógł się ode mnie oderwać, a te dobre chwile to było nic.. Byłam jego pierwszą dziewczyną, pierwszą miłością i on moją też.