Widze, że większość ludzi jest niecierpliwa... ja ja jestem podobna do autorki tematu. Mam kolege, z którym często (prawie codziennie ) piszemy sms-y, rozmawiamy na gg czasmi, czasmi sie spotykamy (to jest trudne z racji, ze oboje w tym roku kończylismy studia- ja miałam kilka egzaminów dyplomowych, on pisał prace i sie bronił, później przyszły wakacje i przyjechałam do domu- ale jakos w tym czasie (wakacje) udało nam sie trzy razy spotkać). Znamy sie prawie od roku, ale nasza znajomośc "zaczeła sie rozkręcać " w maju, jakoś tak...nie wiem dokładnie kiedy i dlaczego... Bardzo fajnie mi sie z nim rozmawia i w ogóle jakby był wyższy byłby takim idealnym księciem z bajki na białym koniu (nigdy nie myślalam, ze facet może aż taki być- troskliwy, opiekuńczy, inteligentny, z poczuciem humoru, z nim czuje sie bezpiecznie, a do tego bardzo szanuje kobiety- taki troche z innej epoki (tak jak ja
). Nie moge powiedzieć ,że uciekam przed spotkaniami z nim, ale wiem,ze uciekam...nie pojechałam teraz nad jezioro pod namioty- na wyjazd organizowany przez niego. Powód- jest tam jego paczka znajomych- bardzo mnie namawiał, przekonywał,ze to są super ludzie i warto ich lepiej poznać. Nigdy nie byłam na takim wyjeździe i nie wiem czy bym sie odnalazła, to pierwsze, ale drugie bardziej mnie przerażało- wiem,ze chciałby sie mną zająć, pilnowałby, zebym nie była głodna, nie było mi zimno, nie nudziło sie, byłby cały czas do okoła mnie.... a ja nie wiem...potrzebuje mieć jeszcze furtke, zeby zrobić krok do tyłu (w razie czego), po prostu boje się. Myślałam,ze sie obrazi na mnie za to, ale nie- byliśmy juz na lodach, po tym jak powiedziałam ,że nie jade; nadal chce ze mną iść na wesele mojej kolezanki i już sie zastanawiał,kiedy znowu będziemy mieli okazje sie zobaczyć (jak wróci z nad jeziora wyjęzdza).
Po swojej obronie, robił impreze na której oblewał koniec studiów. Zaprosił mnie oczywiście, ale ja tez szczerze mówiąc zastanawiałam sie czy jechać (musiałam specjalnie jechać do miasta w którym studiowałam). Chciałam tam być- tak mi podpowiadały uczucia, ale rozum mówił co innego. Wiem,ze w ten sposób okazałam mu,ze mi zależy i tego sie bałam...Sama nie wiem czego chce, nie wiem czego chce on- nie rozmawiamy o tym. Przeraza mnie to tym bardziej,że moze on wyjedzie na rok za granice, a ja zostane sama (a juz chyba za bardzo sie wkreciłam w to,żeby nie cierpieć ).
Co zrobić ? Jak dotąd zawsze uciekałam. Nie wiem, dlaczego tym razem nie uciekłam... a sie wkręciłam... Tylko nie piszcie,że trzeba porozmawiać, bo ja nie mam ochty tego ruszać... chyba pozostawie to swemu biegowi...
To tak w obronie autorki