Powiem wprost- uważam, że marginalizowanie historii najnowszej jest celowym zabiegiem kolejnych ekip rządowych. Historia to broń. Świadomość historyczna zmienia nasz sposób patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, tworzy punkty odniesienia, umiejscawia bieżące wydarzenia polityczne w szerszym kontekście i pozwala racjonalniej oceniać politykę.
Krótko mówiąc świadomość historyczna tworzy wyborcę świadomego, a wyborca świadomy to przekleństwo władzy. Może najlepiej będzie, gdy przytoczę fragment jednego z felietonów Stefana Kisielewskiego, który ładnie ujmuje to co staram się przekazać.
Historia narodu jest ciągłością, zjawiska społeczno-kulturalne nie biorą się znikąd, mają swe źródła i korzenie – w przeszłości. Chcąc zrozumieć teraźniejszość, trzeba dużo myśleć o przeszłości; zresztą każda rzeczywistość społeczna czy ideologiczno-filozoficzna szuka swego rodowodu, skrzętnie zbiera okruchy przeszłości, odtwarza obrazy dawnych konfliktów i walk, wskrzesza nie tylko przyjaciół, lecz również przeciwników, przypomina ich argumenty, słowem – bez znajomości historii nie ocenisz teraźniejszości.
Kto i kiedy pił z komuchami wódkę, dlaczego pomiędzy Kaczyńskimi,a Wałęsą trwał zajadły konflikt, kiedy zaczęło się medialne sekowanie Kaczyńskich, kiedy Donald Tusk wziął ślub, który prezydent właził do auta przez bagażnik, kim jest Stokrotka, skąd Adam Michnik ma Gazetę Wyborczą, kim był Wachowski, czym był KLD i jakie wartości reprezentował?
Znajomość odpowiedzi na te pytania naprawdę pozwala zrozumieć współczesną politykę bez sprowadzania jej do prostackich postaw etykietkowania jednych jako Kaczorów, a innych jako Komoruskich. Problem w tym, że ważniejszy jest Mieszko I. Nawet jeśli taki model nauczania wychowa patriotów (w co wątpię) to na pewno nie wychowa świadomych wyborców. I uwierzcie- politykom bardzo zależy, aby zachować status quo.