Nie żartuj, bo zwątpię. Doktorant prowadzi zajęcia nie tylko z pierwszakami, ponieważ na ogół tematy wszystkich doktoratów nie zamykają się w tematyce materiału pierwszego roku. To raz. Dwa, doktorant to młody pełen energii człowiek, który zrobi coś, na co starszemu profesorowi nie pozwala zdrowie i brak chęci. Trzy, doktorant, to przyszły doktor, a więc możliwość otwarcia nowej specjalizacji studiów magisterskich. Nie wyobrażam sobie zajęć z fotografii czy rzecznictwa prasowego prowadzonych przez 50-latka.
Ok. Może troszkę przesadziłam, że to "tylko" student.
Ale prawdą jest, że doktorant to student, zajęcia przez niego prowadzone (które musi prowadzić, ma to wpisane w warunek zaliczenia studiów) uzależnione są od obranej specjalizacji, tematyki przyszłego doktoratu.
Ale nie powiesz mi, że młody, nawet energiczny i pełen entuzjazmu, raczkujący jeszcze w swej naukowej karierze doktorant, może ZAWSZE konkurować wiedzą, doświadczeniem i sukcesami z jakimkolwiek profesorem czy doktorem?
To tak jakbyś mi powiedziała, że ja - niegdyś młoda praktykantka w szkole podstawowej/gimnazjum/liceum, studentka 4/5 roku, mogę uważać się za fantastyczną nauczycielkę.
Jasne, zaraz ktoś napisze, że młodzi mają świeże pomysły, dużo zapału - ale to chyba dotyczy tylko dość wąskiego grona ludzi naprawdę charyzmatycznych i w pełni oddanych swojej "misji".
Doktorant się przede wszystkim uczy, zdobywa wiedzę, poszerza ją, musi rozliczać się z planu zajęć, które prowadzi, dopiero poznaje smak pracy pracownika naukowego.
W poprzednim poście chodziło mi o to, że to chyba nie doktoranci mają największy wpływ na jakość kadry naukowej.
I zdanie swe podtrzymuję. Z czasem z pewnością, ale nie na I czy IV roku studiów doktoranckich.
Zresztą, nie ma nic gorszego niż doktorant robiący z siebie nie wiadomo kogo.
Takie są moje doświadczenia - wszyscy doktoranci, z którymi miałam zajęcia nie umywali się do doświadczonych wykładowców, z których niejeden potrafił zarazić pasją...
Mieszkam z dwójką doktorantów, więc też mam jakieś porównanie.
Tyle na temat OT.
germanistka89,
zgadzam się w 100%. Co prawda ja jestem na zarządzaniu, wszystkie przez Ciebie wymienione przedmioty znajdują się na mojej liście - aż mnie ciary przechodzą na myśl o ekonometrii, brr... :/
Chociaż rachunkowość finansowa jest dość ciekawa, ale jestem zdania, że trzeba na serio lubić wszystkie te księgowo-rachunkowe sprawy, by poradzić sobie na studiach.
No i np. praktyką można opanować w sumie na zasadzie wyuczenia się pewnych rzeczy, praktycznego powtarzania (np. księgowanie operacji gosp., sporządzanie bilansu etc.), ale już teoria - dla mnie przynajmniej - jest dużo gorsza
A Ty, jaki przedmiot lubisz najbardziej na swoich studiach?