Temat wg mnie jest bardzo ciekawy. Z jednej strony można mówić, że "życie" narzuca nam określone schematy (czyli np. kobieta ma powodzenie, gdy ma kobiece kszałty - wiadomo klepsydra, płodność itd. , mężczyzna ma powodzenie gdy ma określony status w społeczeństwie, umie zapewnić "bezpieczeństwo" (finansowe w dzisiejszych czasach najczęściej)), ale z drugiej jak tak popatrzy się na malutkie dzieci to zaczynam się zastanawiać czy aby nie jesteśmy zwyczajnie "na wejściu" zaprogramowani.
Ja jak miałem ledwo parę latek to na czynniki pierwsze potrafiłem rozmontować magnetofon (gorzej już ze złożeniem
), wkładałem łapy do kontaktów, a potem jak już umiałem obsłużyć śrubokręt to rozmontowałem komputer
Zbierałem miliardy rzeczy
resoraki, żołnierzyki, klocki lego, monety, znaczki, kapsle, puszki po piwie, ... ślimaki
- przecież tego mi rodzice nie narzucali. Coś mnie "samo" pchało w tym kierunku. Nawet jeśli popatrzymy na erę komputerów to w komputerze faceta też można się dopatrzyć zbieractwa i jest tam z reguły znacznie więcej "śmieci" (albo hobby
) niż u standardowej kobiety.
Dziewczynki (ok, może dziś to inaczej wygląda - nie wiem) w młodym wieku to odkąd pamiętam to bardziej etap misiów, lalek i zabawy w "dom" był.
Wydaje mi się, że to jest właśnie ten etap, gdzie rozwijają się nasze, typowe dla płci cechy. Tu swoista ciekawość, kretywność (stawiałbym, że to spadek po jakimś pra człowieku, który aby wrócić z polowania żywy musiał być po prostu kreatywny, musiał umieć poznawać świat i się w nim odnaleźć), a tam pielęgnacja domowego ogniska.
Być może dlatego potem to jest męski świat bo faceci jakby te cechy mają od małego wbudowane, a że intensywnie z nich korzystają więc i rozwijają je mocno. Zresztą, faceci z reguły mają dziesiątki rzczy, którymi się interesują, rozwijają. U kobiet jest czasem problem z wymienieniem jednej - po prostu nie mają chyba takiej potrzeby i jakaś magiczna siła nie pcha ich w tym kierunku. Tak przynajmniej mi się wydaje
Sam raczej jestem typem, który próbował praktycznie wszystkiego co się da - jakby wręcz pochłaniał niczym tlen te nowe rzeczy - nikt specjalnie mnie do tego nie zachęcał. Np. żadne z rodziców nie miało nic wspólnego z muzyką, a ja już w podstawówce zdążyłem odbębnić
grę na perkusji, gitarze, instrumentach klawiszowych. Przecież ja nawet żadnej prasy tego typu nie czytałem. Ot była to kolejna nowa rzecz, na "widok" której błyszczyły mi się oczy i chciałem się nauczyć
w sumie zostało mi to do dziś
Pod tym względem nigdy nie "wydorośleję" (cokolwiek to znaczy) - zresztą, jak to zatracę to uznam, że już stary dziad jestem hyhyh...