Ee no sory, ale ja aż tak nie kocham poezji, żeby pojmować wszystko.
Wytłumaczysz mi??
Zgoda, ale niestety nie powinno się tego robić.
Najlepiej byłoby, gdyby wszyscy, do których treść tego wiersza dotarła, nie czytali tego postu.
Uważam, że poezja powstaje na styku autora i odbiorcy.
Co autor miał na myśli, używając takich, a nie innych słów? To pytanie bez sensu.
Jak odbiera te słowa czytający! To jest naprawdę istotne.
Wiersz jest bardzo krótki. Zawiera 24 słowa w trzech grupach:
Pierwsza część to opis przyrody, wysuszony upałem las, pachnący sosną i sianem,
zredukowany do minimum: do jednej sosnowej igły i skrawka suchej trawy.
Czujesz jak pachnie?
Przy drugiej części trochę się rumienię.
To w zasadzie jedna, rozbudowana metafora, która tak nie spodobała się gackiemu,
a bez której o żadnym erotyzmie nie mogłoby być mowy.
Jak brzmi cisza westchnień, gdy miłość powoduje, że jesteśmy tak blisko siebie, jak matematyczne krzywe – każdy sam wie najlepiej.
A jeśli nie wie - to się dowie.
No i zakończenie.
Latem, gdy na niebie nie ma żadnej chmury, a powietrze jest przejrzyste,
wydaje się że ten błękit jest tak blisko, jakby był na wyciągnięcie ręki.
A dlaczego czuły? Może dlatego, że udziela mu się czułość kochanków,
a może dobre duchy patrzą na nas z góry z taką samą czułością.
Jest to jakaś próba interpretacji.
Powyższy opis zawiera 124 słowa – i, jak widać - nic do poezji nie wnosi.
Wręcz przeciwnie, odziera ją bezlitośnie z całej tajemnicy.
Z tych wszystkich obrazów i wrażeń, które odbierają czytelnicy
- wyłuskując własne znaczenia z niedomówień i ukrytych treści.