zetka
złośnica...:)
mam chłopaka. jesteśmy razem od miesiąca. z daleka może to się wydawać piękne, ale jednak tak nie jest. jeśli mam się z nim spotkać, robię to bardziej z przymusu niż z przyjemności. siedzimy obok siebie, przytulamy się, całujemy, rozmawiamy, ale... nic praktycznie mnie z nim nie łączy. sama nie wiem dlaczego z nim jestem... jest normalny, w sumie nic mnie w nim nie pociąga. jednak nie chcę tego skończyć. dlaczego? nie chcę go zranić. wiem, że jemu na mnie zależy. nie trafia do mnie tłumaczenie, że będąc z nim jeszcze bardziej go ranie, bo to nieprawda. udaje przed nim, że on jest mi potrzebny, okazuje mu swoje trochę 'podresowane' uczucia. chcę, żeby czuł się przeze mnie doceniony, bo to naprawdę wspaniały facet, ale nie dla mnie... nie wiem co mam robić i jeszcze to, że on nie jest akceptowany przez moich rodziców... źle mi z tym bardzo. przez to popadam z nimi w coraz to większe konfikty... nie chcę tak żyć. chcę, żeby wszyscy byli szczęśliwi. dlaczego to takie trudne?