OK, teraz inny dylemat.
Kiedyś, dawno temu, oglądałem pewien film. Za skarby świata nie przypomnę sobie tytułu, ani aktorów, ani niczego oprócz paru istotnych rzeczy. Oglądałem go gdy byłem mały i wtedy temat w nim poruszony nie miał dla mnie jeszcze takiej doniosłości jak dzisiaj.
Chodzi o to, że mamy człowieka który popełnił wiele zbrodni - przede wszystkim brutalne morderstwa - i nie dość, że w ogóle nie czuje skruchy to jeszcze chełpi się swoimi dokonaniami przed sądem. Zostaje skazany na karę śmierci (rzecz się działa naturalnie w stanach, bo gdzież by indziej). Egzekucja ma się dokonać na krześle elektrycznym. Mężczyzna ten zostaje przyprowadzony do sali egzekucji i umieszczony na krześle. Prąd zostaje włączony. Dzieje się jednak rzecz dziwna. Mężczyzna cudem przeżywa lecz na skutek uszkodzenia mózgu traci pamięć. Prawo mówi, że jeśli egzekucja się nie powiedzie to nie wolno jej kontynuować "aż do skutku" lecz trzeba ją wykonać jeszcze raz w innym terminie - powiedzmy za 6 miesięcy. Mężczyzna budzi się i nie może sobie niczego przypomnieć. Nie wie kim jest, gdzie jest ani dlaczego. Nie pamięta absolutnie nic sprzed egzekucji. Nie pamięta nawet, że siedział na krześle elektrycznym. Psychologowie przeprowadzają szereg różnego rodzaju niezawodnych testów i zgodnie stwierdzają, że ten człowiek nie udaje - on naprawdę nic nie pamięta. O swojej przeszłości dowiaduje się od personelu więzienia. Ogląda nagrania z napadów ze sobą w roli głównej, ogląda taśmy z rozpraw sądowych i widzi siebie przyznającego się jawnie i z satysfakcją do zarzucanych mu czynów i...
...jest w szoku, ponieważ twierdzi, że jest dobrym człowiekiem i nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Głęboko ubolewa oglądając makabryczne zdjęcia swoich ofiar. Wprawdzie nie wątpi w to, że to był on i że to się na prawdę wydarzyło ponieważ widział nagrania, ale nie potrafi się z tym pogodzić. Personel więzienia zauważa pewne zmiany w jego zachowaniu. Człowiek ten jest teraz zdecydowanie sympatyczniejszy, milszy, pogodniejszy, i życzliwszy. Cieszy się na widok ludzi, jest uprzejmy wobec współwięźniów i personelu szpitala. Staje się fenomenem. W ogóle nie wpada w gniew ani irytację. Stale jest uśmiechnięty i współczujący. Zaczynają go obchodzić problemy innych. Staje się bardzo pomocny. Zaczyna być powszechnie lubiany i w ciągu kilku miesięcy staje się przyjacielem większości więźniów. Zmienia się nie do poznania. Na skutek uszkodzenia mózgu z seryjnego mordercy staje się skruszonym i bardzo pożytecznym człowiekiem, i co ważne - nie udaje.
Rzecz w tym, że za parę dni czeka go ponowna egzekucja a on nie chce umierać, bo nie potrafi zrozumieć dlaczego miałby umrzeć. Prawo nie przewiduje takich przypadków. Jeśli Jan Kowalski urodzony dnia tego-i-tego, zamieszkały tu-a-tu popełnił taką-a-taką zbrodnię to czeka go taka-a-taka kara i kropka. Ale człowiek który teraz zginie to nie jest ten sam człowiek który dokonywał zbrodni. Tzn. z prawnego punktu widzenia jest, ale nie z psychicznego. Człowiek którym jest teraz jest pełen współczucia i szacunku do życia. Gdyby wyszedł na wolność nie skrzywdziłby nawet muchy, a najpewniej podjąłby pracę w instytucji charytatywnej. On już nie jest szkodliwy społecznie. Ale czy można wypuścić mordercę na wolność? Nie da się ukryć, że kiedyś te zbrodnie popełnił a prawo przewiduje kary za zbrodnie. Rodziny ofiar słusznie domagają się zadośćuczynienia swoich tragedii. Byłoby dla nich nie do pomyślenia aby wyrok został odwołany, nie mówiąc o decyzji wypuszczenia tego człowieka na wolność.
Czy powinien zapłacić za swoje czyny? Czy powinien zginąć? Czy może powinniśmy go wypuścić? Czy ten człowiek zasługuje na to aby żyć szczęśliwie na wolności? Czy rację ma społeczeństwo mówiąc, że za zbrodnie trzeba płacić bez względu na wszystko?