Dzień dobry. Z góry dziękuję wszystkim, który zdecydowali sie przeczytać ten temat. Mam nadzieję, że pomozecie mi, albo spróbujecie
Kilka tygodni temu zostawiła mnie dziewczyna. Według niej powodem była zazdrość. Przyznaję- byłem zazdrosny o jej kolegę ze studiów. Studiujemy na jednym wydziale i bardzo często widziałem jak chodizł za nią itp. Doszło do tego, ze znajomi pytali mnie, czy są razem. Pewnego razu Justyna nie wytrzymała tego, że byłem zły o to, ze jemu powiedziała o swoim problemie a mi nie. Odeszła.
Przez pierwsze 3 tygodnie nie widzieliśmy się, staraliśmy się omijać itp. Po tym czasie nagle zadzwoniła do mnie. Zaproponowała mi, zebyśmy byli przyjaciółmi, bo (cytuję) " Kocham Cię, nie potrafie o tobie zapomnieć. Mam do ciebie sentyment i srasznie stęskniłam się". Scepytcznie podszedłęm do tego, bo nie chciała wracać do mnie, tylko spotykać się. Nic więcej. Wiedziałem, ze takie spotykanie się tylko narobi mi nadziei, a ona może powiedzieć mi , ze nic nie obecywała. Uległem i powiedziałem, ze jakiś drobny kontakt mozemy mieć.
Skończyło sie na tym, ze w walentynki odwiedziła mnie, rzuciła sie na mnie i całowała. Po wszystkim prosiła, zebym ja przytulał , bo jej tego brakuje. Sytuacja powtórzyła się jeszcze 3 razy. Zawsze miało być tylko spotkanie i rozmowa, a kończyło się na przytulaniu, wyznawaniu sobie miłości- oczywiście mówiła, ze póki co nie wróci do mnie, ale widzi, ze sie zmieniam. Zagwarantowała mi, ze z nikim nie chce się wiązać póki co.
Po tych kilku spotkaniach postanowiłem nie napalac się i nie narzucać. 2 dni temu wychodziłem z zajęć i siedziała i tym kolegą, o którego jestem zazdrosny. Kiedy mnie zobaczyła od razu odbiegła od niego i gdzieś mi znikneła z oczu. Wyszedłem z uniwersytetu razem ze znajomymi. Dostałem od niej smsa, ze poszedłem sobie z koleznaką na "bzykanie", bo schodziłem z nią po schodach. Od słowa do słowa..i zadzowniła. Wygarnęła mi wszystko: że jestem beznadziejny, ze jestem "męską dziwką"(?) , że ktoś inny lepiej się nią zajmie. Epitety były tak przykre, ze rozłączyłem się- nie mogłem dalej tego słuchać.
Co mam robic? Wiem, ze ona czuje coś do mnie, tęskni. Mówi mi, garantuje, ze Sylwek (jej kolega, o którym pisałem) to tylko dobry kumpel. teraz nie kontaktujemy się po tych słowach, bo powiedziała, ze to koniec ostatecznie i ze wszystko zniszczyłem. Ewidentnie chce, zebym czuł winę, tylko ja. Wiem, ze czuje do mnie dużo, z drugiej strony jest ten Sylwek, z którym spędza bardzo dużo czasu. Co robić? Czekać? Odpuscić? Walczyć?
Kilka tygodni temu zostawiła mnie dziewczyna. Według niej powodem była zazdrość. Przyznaję- byłem zazdrosny o jej kolegę ze studiów. Studiujemy na jednym wydziale i bardzo często widziałem jak chodizł za nią itp. Doszło do tego, ze znajomi pytali mnie, czy są razem. Pewnego razu Justyna nie wytrzymała tego, że byłem zły o to, ze jemu powiedziała o swoim problemie a mi nie. Odeszła.
Przez pierwsze 3 tygodnie nie widzieliśmy się, staraliśmy się omijać itp. Po tym czasie nagle zadzwoniła do mnie. Zaproponowała mi, zebyśmy byli przyjaciółmi, bo (cytuję) " Kocham Cię, nie potrafie o tobie zapomnieć. Mam do ciebie sentyment i srasznie stęskniłam się". Scepytcznie podszedłęm do tego, bo nie chciała wracać do mnie, tylko spotykać się. Nic więcej. Wiedziałem, ze takie spotykanie się tylko narobi mi nadziei, a ona może powiedzieć mi , ze nic nie obecywała. Uległem i powiedziałem, ze jakiś drobny kontakt mozemy mieć.
Skończyło sie na tym, ze w walentynki odwiedziła mnie, rzuciła sie na mnie i całowała. Po wszystkim prosiła, zebym ja przytulał , bo jej tego brakuje. Sytuacja powtórzyła się jeszcze 3 razy. Zawsze miało być tylko spotkanie i rozmowa, a kończyło się na przytulaniu, wyznawaniu sobie miłości- oczywiście mówiła, ze póki co nie wróci do mnie, ale widzi, ze sie zmieniam. Zagwarantowała mi, ze z nikim nie chce się wiązać póki co.
Po tych kilku spotkaniach postanowiłem nie napalac się i nie narzucać. 2 dni temu wychodziłem z zajęć i siedziała i tym kolegą, o którego jestem zazdrosny. Kiedy mnie zobaczyła od razu odbiegła od niego i gdzieś mi znikneła z oczu. Wyszedłem z uniwersytetu razem ze znajomymi. Dostałem od niej smsa, ze poszedłem sobie z koleznaką na "bzykanie", bo schodziłem z nią po schodach. Od słowa do słowa..i zadzowniła. Wygarnęła mi wszystko: że jestem beznadziejny, ze jestem "męską dziwką"(?) , że ktoś inny lepiej się nią zajmie. Epitety były tak przykre, ze rozłączyłem się- nie mogłem dalej tego słuchać.
Co mam robic? Wiem, ze ona czuje coś do mnie, tęskni. Mówi mi, garantuje, ze Sylwek (jej kolega, o którym pisałem) to tylko dobry kumpel. teraz nie kontaktujemy się po tych słowach, bo powiedziała, ze to koniec ostatecznie i ze wszystko zniszczyłem. Ewidentnie chce, zebym czuł winę, tylko ja. Wiem, ze czuje do mnie dużo, z drugiej strony jest ten Sylwek, z którym spędza bardzo dużo czasu. Co robić? Czekać? Odpuscić? Walczyć?