Jeśli to zła kategoria to z góry przepraszam i proszę o przeniesienie tematu. Co prawda ten temat dotyczy odchudzania ale również psychologii. Otóż własnie przeczytałam bardzo ciekawy artykuł na onet.pl. Zamieszczam tu ciekawsze fragmenty:
– Nie uderza was to, że w kulturze, która promuje konsumpcję, ludzie obsesyjnie się odchudzają?
K.M.: To tylko pozorny paradoks. To nie jest tak, że kultura mówi „jedz”, a my się odchudzamy w kontrze. Kultura mówi jednocześnie „jedz” i „nie jedz”. Bądź w napięciu, w rozkroku. Konsumuj za dużo, a potem miej poczucie winy. Nie wolno ci być spokojnym, zaspokojonym człowiekiem. Masz nie słuchać siebie i swoich prawdziwych chęci, bo wtedy pewnie doszedłbyś do wniosku, że trzech czwartych rzeczy, które ci wciskają, nie potrzebujesz. Masz słuchać wszystkich z wyjątkiem siebie samego, bo oni wiedzą lepiej, jaki masz być i czego chcesz.
– Iście orwellowska wizja...
W.E.: Kiedy uwaga człowieka jest odwrócona od jego wnętrza i skupiona na tym, co zewnętrzne, człowiek staje się zewnątrzsterowny. Wtedy łatwiej nim rządzić i wmówić mu niemal wszystko. Popkonsumpcja skutecznie próbuje nas rozhuśtać. Najpierw przekarmia, a kiedy już jesteśmy przekarmieni, każe nam się odchudzać, ustanawiając nieosiągalne standardy urody i oferując gamę wynalazków, które mają umożliwić ich
osiągnięcie. Wpadamy w pułapkę uzależnienia od konsumowania i odchudzania się. Można powiedzieć, że żyjemy w kulturze bulimicznej: jedz jak najwięcej, ale wyglądaj tak, jakbyś nie jadł. Konsumuj i zwracaj.
K.M.: W pewnym piśmie kobiecym lansowałam wizję bycia szczęśliwą grubaską. Dostawałam mnóstwo listów od cierpiących kobiet. Wśród nich było wiele wymiotujących młodych dziewczyn. Zachowywały się zgodnie z tym trendem. A ich rodziny jakby nic nie zauważały...
– Jak tu nie ulec? A te knajpy, programy telewizyjne, sklepy, reklamy?
K.M.: Tusza stała się swoistym elementem kontroli, społecznego nacisku. Wyglądu nie da się ukryć. Od razu widać, czy się umiesz zmieścić w wymaganych normach. Z tym wiąże się określenie, które mnie za każdym razem rozbawia do łez: zbędne kilogramy. Ciekawe, które są zbędne. Można obciąć rączki, ociosać trochę brzucha? To brzmi tak, jakby na człowieku rosło coś, co nie jest nim. Jakieś obce, zbędne ciało. Weszło na niego. Skądś. Bez jego woli.
– I jest wrogiem numer jeden przeznaczonym do natychmiastowej likwidacji.
K.M.: W tak zwanym normalnym społeczeństwie są i grubi, i chudzi, i cała gama kształtów pomiędzy. Nasza kultura próbuje nas ujednolicić na modłę totalitarną. Zrównać gusta, dyktować i zaspokajać potrzeby. Zawsze były mody dotyczące wyglądu – bardzo zresztą różne – i niewolnicy tych mód. Kanony piękna dotyczyły jednak głównie bogaczy, wśród niższych warstw społecznych, czyli większości, nie obowiązywały restrykcyjnie. Dziś moda dotyczy wszystkich. Za sprawą mass mediów, powszechnej dostępności. Każdemu „odstającemu” grożą sankcje społeczne. Grubej osobie trudniej znaleźć pracę, gruby automatycznie znaczy gorszy, chory, mniej sprawny...
Link do artykułu: http://partnerstwo.onet.pl/1554799,3505,1,artykul.html
Co o tym myślicie? :gwizda:
– Nie uderza was to, że w kulturze, która promuje konsumpcję, ludzie obsesyjnie się odchudzają?
K.M.: To tylko pozorny paradoks. To nie jest tak, że kultura mówi „jedz”, a my się odchudzamy w kontrze. Kultura mówi jednocześnie „jedz” i „nie jedz”. Bądź w napięciu, w rozkroku. Konsumuj za dużo, a potem miej poczucie winy. Nie wolno ci być spokojnym, zaspokojonym człowiekiem. Masz nie słuchać siebie i swoich prawdziwych chęci, bo wtedy pewnie doszedłbyś do wniosku, że trzech czwartych rzeczy, które ci wciskają, nie potrzebujesz. Masz słuchać wszystkich z wyjątkiem siebie samego, bo oni wiedzą lepiej, jaki masz być i czego chcesz.
– Iście orwellowska wizja...
W.E.: Kiedy uwaga człowieka jest odwrócona od jego wnętrza i skupiona na tym, co zewnętrzne, człowiek staje się zewnątrzsterowny. Wtedy łatwiej nim rządzić i wmówić mu niemal wszystko. Popkonsumpcja skutecznie próbuje nas rozhuśtać. Najpierw przekarmia, a kiedy już jesteśmy przekarmieni, każe nam się odchudzać, ustanawiając nieosiągalne standardy urody i oferując gamę wynalazków, które mają umożliwić ich
osiągnięcie. Wpadamy w pułapkę uzależnienia od konsumowania i odchudzania się. Można powiedzieć, że żyjemy w kulturze bulimicznej: jedz jak najwięcej, ale wyglądaj tak, jakbyś nie jadł. Konsumuj i zwracaj.
K.M.: W pewnym piśmie kobiecym lansowałam wizję bycia szczęśliwą grubaską. Dostawałam mnóstwo listów od cierpiących kobiet. Wśród nich było wiele wymiotujących młodych dziewczyn. Zachowywały się zgodnie z tym trendem. A ich rodziny jakby nic nie zauważały...
– Jak tu nie ulec? A te knajpy, programy telewizyjne, sklepy, reklamy?
K.M.: Tusza stała się swoistym elementem kontroli, społecznego nacisku. Wyglądu nie da się ukryć. Od razu widać, czy się umiesz zmieścić w wymaganych normach. Z tym wiąże się określenie, które mnie za każdym razem rozbawia do łez: zbędne kilogramy. Ciekawe, które są zbędne. Można obciąć rączki, ociosać trochę brzucha? To brzmi tak, jakby na człowieku rosło coś, co nie jest nim. Jakieś obce, zbędne ciało. Weszło na niego. Skądś. Bez jego woli.
– I jest wrogiem numer jeden przeznaczonym do natychmiastowej likwidacji.
K.M.: W tak zwanym normalnym społeczeństwie są i grubi, i chudzi, i cała gama kształtów pomiędzy. Nasza kultura próbuje nas ujednolicić na modłę totalitarną. Zrównać gusta, dyktować i zaspokajać potrzeby. Zawsze były mody dotyczące wyglądu – bardzo zresztą różne – i niewolnicy tych mód. Kanony piękna dotyczyły jednak głównie bogaczy, wśród niższych warstw społecznych, czyli większości, nie obowiązywały restrykcyjnie. Dziś moda dotyczy wszystkich. Za sprawą mass mediów, powszechnej dostępności. Każdemu „odstającemu” grożą sankcje społeczne. Grubej osobie trudniej znaleźć pracę, gruby automatycznie znaczy gorszy, chory, mniej sprawny...
Link do artykułu: http://partnerstwo.onet.pl/1554799,3505,1,artykul.html
Co o tym myślicie? :gwizda: